piątek, 24 grudnia 2010

Święta...

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, więc wypada złożyć najserdeczniejsze życzenia wszystkim czytelnikom tego bloga. Niech przeminą w dobrej i ciepłej atmosferze oraz będą okazją do głębszych refleksji nad istotą życia.
I jak mówią Bałtowie:
Linksmų šv. kalėdų ir laimingų naujųjų metų!
Priecīgus ziemassvētkus un laimīgu jauno gadu!
Haid joule ja head uut aastat!

piątek, 17 grudnia 2010

Люблю тебя, Польша!/Kocham Cię Polsko!

Arkadiusz i Wiktoria Czarnowscy w nowej audycji polskojęzycznej (tłumaczonej na rosyjski) w czwartym Programie Estońskiego Radia z 15 grudnia 2010 roku. Tym razem świątecznie, o Bożym Narodzeniu (piękne polskie kolędy). Zachęcam do wysłuchania.
http://r4.err.ee/helid?main_id=775804

Małe zwycięstwa litewskich Polaków.

Ten tydzień zakończył się nie najgorzej dla polskiej mniejszości narodowej. W środę 16 grudnia rada miejska Wilna wybrała Polaka Jarosława Kamińskiego z AWPL na wiceburmistrza Wilna, zaś w czwartek Sejm na wniosek Akcji ostatecznie zrezygnował z rozpatrywania projektu ustawy o zmianie ustawy o szkolnictwie. Co do pierwszej informacji, to cieszy, że AWPL zdobyła (już drugi raz) przyczółek poza swoim „matecznikiem” (rejonami wileńskim i solecznickim). Zobaczymy jednak czy da się go utrzymać po wyborach (Akcji wypada życzyć takiego samego wyniku jak cztery lata temu – 6 mandatów), a także zdobyć nowe. Jakiś czas temu przewodniczący AWPL W. Tomaszewski mówił, że partia wystartuje również po raz pierwszy od bardzo dawna w Druskienikach (w 1995 r. miała tu 2 mandaty!), a także w rejonach jezioroskim, malackim i w Ignalinie. Jeśli chodzi o szanse Polaków w trzech ostatnich rejonach, to nie chciałbym być złym prorokiem, ale są niewielkie. Ma natomiast AWPL wszelkie podstawy ku temu, by współrządzić w Wilnie i w rejonie trockim (ze Święcianami gorzej). O wiele sceptyczniej patrzę na kwestie oświatowe. Wydaje się, że przełożenie debaty nad ustawą jest raczej „odkładaniem Świąt Bożego Narodzenia” dla karpika. Ustawa wcześniej czy później zostanie uchwalona, oby w znośnej (ale co to dokładnie znaczy?) formie dla Polaków. Inna rzecz, że na ostatniej konferencji polskiej inteligencji na Wschodzie wykładowczyni Uniwersytetu Wileńskiego (Polka) dzieliła się bardzo pesymistycznymi opiniami na temat jakości szkół polskich na Litwie (również w dziedzinie kształcenia w języku ojczystym). Przyszłość podobno rysuje się dramatycznie. I to też jest aspekt, który rzadko porusza się w tej debacie, koncentrując energię na wykrzykiwaniu jacy straszni są Litwini (było to widoczne na pikiecie przed ambasadą RL w Warszawie).

Z ogłoszeń fińskiej ambasady…

„Koło Naukowe Fennistów MAJAKKA serdecznie zaprasza na Fińskie Karaoke (Suomalainen Karaoke), które odbędzie się 17.12.2010 w klubokawiarni NORA przy ul. Krakowskie Przedmieście 20/22. Start o godzinie 19.00”.
Ja niestety się nie wybiorę, ale podziwiam determinację koła w przybliżaniu Polakom kraju bałtyckiego (właśnie: nie skandynawskiego). Ostatnio mieliśmy zresztą wiele imprez związanych z Finlandią: w ubiegły weekend odbył się w parafii luterańskiej na Mokotowie (tam gdzie służył ś.p. ks. Pilch) jarmark bożonarodzeniowy, na którym można było spróbować fińskiej grochówki (niestety nie miałem szansy, by ocenić czy jest podobna do łotewskiej), ryb (kraj morza!), kiełbasek, a także fińskich ciasteczek i grzanego wina. Do tego sprzedawano literaturę fińską: gazety i książki (ja niestety w tym aspekcie jestem niegramotny, ale widziałem np. wspomnienia prezydenta Paasikivi). można się było również zaopatrzyć w foldery promujące kraj dalekiej Północy (standard w takich przypadkach: kuchnia fińska, Unia Europejska, historia kraju etc.). W niedzielę odbyło się zaś luterańskie nabożeństwo w języku fińskim. Również i Kino Muranów postanowiło otworzyć swoje podwoje dla ciekawych kultury fińskiej: w dniach 14-16 grudnia trwał festiwal filmów fińskich. A 6 grudnia, wtedy gdyśmy wszyscy wpatrzeni byli w Miedwiediewa, Finowie obchodzili 93 rocznicę niepodległości. Uzyskali ją rok wcześniej niż Polacy i kraje bałtyckie. No ale oni zawsze bardziej „do przodu” J

Aivars Putniņš

Gościł w naszej wczorajszej audycji „Bałtycki kącik” Aivars Putniņš: profesor i działacz łotewskiej chrześcijańskiej demokracji. Niestety nie wyrobiliśmy się czasowo i bardzo ciekawie zapowiadająca się rozmowa została przerwana – a szkoda, bo zaczęliśmy mówić o stosunkach polsko-łotewskich, naszej polskiej „reorientacji” i odwracaniu się plecami od Bałtyku. Myślę, że Aivars Putniņš jeszcze w naszej audycji zawita – warto by przeprowadzić rozmowę na pełną godzinę: nie tylko o polityce zagranicznej, ale i o łotewskiej chrześcijańskiej demokracji. Nie odrodziła się tak samo jak w Polsce, choć miała przed wojną pewne tradycje (do 1934 roku). Dlaczego? A dlaczego nie ma już LSDSP ani polskiej lewicy? Trudne pytania w czasach, gdy nie liczą się już partyjne programy i idee, a „pijar”…

Tniemy „s”?

Najpierw kilka suchych informacji biograficznych. Urodził się 12 maja 1959. W 1981 ukończył studia inżynieryjne w Ryskim Instytucie Politechnicznym, następnie kształcił się „na prawnika” Łotewskim Uniwersytecie Państwowym (LVU) oraz „na dziennikarza” w Rosyjskim Instytucie Bałtyckim w Rydze. Od 1989 do 1993 pracował jako doradca prawny w spółce „Ausek”, następnie zaś w firmie „Mono”. Zaangażowany w działalność polityczną na rzecz mniejszości rosyjskojęzycznej na Łotwie był w latach 1999-2002 zatrudniony jako asystent frakcji parlamentarnej ruchu „O Prawa Człowieka w Zjednoczonej Łotwie” (PCTVL, Zapczeł). Pracował także jako  konsultant w Instytucie Badań Prawnych w Rydze (1998-2001). Jest autorem publikacji poświęconych sytuacji mniejszości rosyjskojęzycznej na Łotwie.
O kim mowa? O Leonidzie Raihmanie, łotewskim działaczu na rzecz praw człowieka rosyjsko-żydowskiego pochodzenia (przy okazji: jakoś dziwnie się czyta, że w angielskiej Wikipedii jako łotewscy działacze na rzecz ochrony praw człowieka zaklasyfikowani są: Gunars Astra i… Tatiana Żdanok – lekkie zachwianie proporcji…). Raihman, w związku z faktem, że jego rodzina nie mieszkała przed 1940 rokiem na Łotwie, nie jest obywatelem państwa łotewskiego. W okresie sowieckim jego nazwisko było zapisywane w paszporcie jako „Leonid Raihman”. W 1998 otrzymał paszport nie-obywatela wydany przez władze łotewskie, w którym jego nazwisko zapisano jako „Leonīds Raihmans”. Raihman, nie zgodziwszy się z takim zapisem, zwracał się najpierw do Centrum Języka Państwowego (VVC), następnie zaś do łotewskich sądów (w obu przypadkach bezskutecznie domagając się zmiany zapisu). W 2007 zgłosił wniosek do Komisji Praw Człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych przeciwko Łotwie, gdzie reprezentuje go współprzewodniczący Łotewskiego Komitetu Praw Człowieka Aleksiej Dimitrow. No i Komisja wydała kilka tygodni temu orzeczenie, że przymusowa zmiana nazwiska (dodawanie łotyszyzującej litery „s”) jest nieuprawnioną ingerencją w życie prywatne i naruszeniem 17 punktu Międzynarodowego Paktu Praw Politycznych i Obywatelskich. Litery „s” z imienia i nazwiska trzeba będzie zatem uciąć, bo władze łotewskie są zobowiązane zadośćuczynić Raihmanowi, a także w ciągu 180 dni zmienić prawodawstwo w ten sposób, by w przyszłości uniknąć tego typu spraw. Jak informowaliśmy już w „Radio Wnet” (poruszyliśmy ten temat jako pierwsi w polskich mediach) łotewska klasa polityczna podeszła do tego werdyktu ze sceptycyzmem (by nie użyć nieparlamentarnego określenia), np. przedstawicielka rządu Inga Reine utrzymuje, że Komisja Praw Człowieka jedynie wyraziła swoją opinię, która nie jest wiążąca dla Łotwy. Odezwały się jednak i głosy, że może należałoby prawo zmienić (w tym duchu wypowiedzieli się np. działacz SCP i minister obrony Artis Pabriks, a także przewodniczący Sądu Konstytucyjnego Łotwy).
Tak więc niektórzy na Łotwie myślą o liberalizacji, inni wręcz przeciwnie, o przykręcaniu śruby: kilka dni temu narodowe ugrupowanie Dla Ojczyzny i Wolności/Łotewski Narodowy Ruch Niepodległości wraz z nacjonalistycznym „Wszystko dla Łotwy!” rozpoczęły zbiór podpisów pod projektem ustawy zmieniającej punkt 112 konstytucji łotewskiej, który w nowej redakcji przewidywałby nauczanie w szkołach państwowych jedynie w języku łotewskim. Co zatem z pamięcią o przesłaniu Ity Kozakiewicz, bo przecież ustawa nie obejmie tylko mniejszości rosyjskojęzycznej? Niektórzy już widać zapomnieli o ideałach Frontu Ludowego, gdy Łotysze szli ręka w rękę z Polakami, Litwinami, Ukraińcami, Białorusinami, Żydami, i „last but not east”, Rosjanami. Nacjonaliści oczywiście konstytucji nie zmienią (za mało głosów w parlamencie), ale mam ochotę zapytać posła Górskiego (PiS jest sojusznikiem politycznym TB/LNNK w PE), czy mu to czasem nie przeszkadza, tak jak przeszkadza mu nacjonalizm Songaiły i Landsbergisa…
PS. Pisząc notkę miałem ochotę zapisać nazwisko w ten sposób:  Leonid Rajchman/Rejchman (bo: Леонид Рейхман). I ja popełniłbym jednak wykroczenie, skoro – nie wiem dlaczego – rosyjska litera „ch” w paszporcie sowieckim dała „h” (jeszcze gdy nie było łotyszyzacji!). Ale to już wyższa szkoła jazdy dla wtajemniczonych. A o Raihmanie i o jego bojach z państwem łotewskim jeszcze pewnie nie raz usłyszymy. Jak to wpłynie na pisownię polskich nazwisk na Litwie? Bóg jedyny raczy wiedzieć, ale coś w tej sprawie zaczyna się kruszyć. Jak mawiają: kropla drąży skałę, a jest i prawo domina…

Zatlers jedzie do Moskwy…

I stało się. Mamy odprężenie w relacjach Rosja-Zachód po słynnym „obamowskim resecie”. Od 2008 roku widzimy poważne przesunięcie akcentów w polityce zagranicznej „na własnym podwórku”: wobec Rosji, a także krajów regionu, na czym np. ucierpiały stosunki polsko-litewskie (odgrzano stary i niepotrzebny w mojej opinii spór o pisownię nazwisk). Zainteresowanie wspólnymi projektami z krajami regionu (Wyszehrad, Bałtowie) jakby gdzieś wyparowało, bo gramy już w pierwszej lidze i nie musimy się oglądać na liliputów. Minister Sikorski pozwala sobie w Sejmie na straszenie brytyjskimi torysami (tak jak kiedyś PiS – CDU), choć Wielka Brytania wciąż jest jednym z krajów „wielkiej czwórki UE”, a my nie i jeszcze długo nie będziemy, więc co nam jakaś tam Łotwa…
No właśnie, jak z „resetem” radzi sobie kraj nad Dźwiną? Czy relacje rosyjsko-łotewskie są w stanie wyjść z jednej strony poza zależność gospodarczą Łotwy od Rosji, którą jedni chcą petryfikować (SC, PLL), drudzy zwalczać („Jedność”, TB/LNNK, Wszystko dla Łotwy!), a z drugiej poza rytualne już pomruki Moskwy pod adresem Rygi za „nieprzestrzeganie praw mniejszości rosyjskiej” (Łotysze odwdzięczają się przypominaniem sowieckiej okupacji w latach 1940-1990)? Od 2007 roku planowano wizytę prezydenta Łotwy w Moskwie, jednak drzwi Kremla dla polityków „byłej republiki” pozostawały szczelnie zamknięte, bo putinowska Rosja obraziła się na Bałtów (relacje łotewsko-rosyjskie zaczęły się już psuć zresztą w 1998 roku). Współpracę z Rosją testował samorząd ryski od 2009 roku opanowany przez Centrum Zgody i ich sojuszników z LPP/LC, niekoniecznie konsultując wszystko z MSZ (choć to temat na odrębną dyskusję). Jednak w dniach 19-22 grudnia to już prezydent Zatlers udaje się w podróż do Rosji, do jej dwóch stolic: Moskwy i Sankt Petersburga. Zabiera ze sobą ponad sto osób, co złośliwi określają mianem „pielgrzymki”. Z Zatlersem pojadą ministrowie kilku resortów: gospodarki, rolnictwa, środowiska, spraw wewnętrznych i komunikacji, wiceminister spraw zagranicznych (charakterystyczne, że nie będzie Kristovskisa), a także burmistrz Rygi Uszakow oraz patriarcha Rygi i całej Łotwy Aleksander. Nie zabraknie także szefa Banku Łotewskiego oraz bardzo licznej delegacji łotewskich przedsiębiorców, którzy liczą na ułatwienia w prowadzeniu biznesu z Rosją po uzyskaniu owoców „politycznego ocieplenia”. Już zatem sam skład delegacji wskazuje na to, co jest ważne w relacjach łotewsko-rosyjskich, gdy ideologia nie odgrywa już takiej roli w decyzjach władz na Kremlu, a i na Łotwie „rusofobowie” ponieśli klęskę (nie zaproszono VL-TB/LNNK do rządu, a Związek Obywatelski jest w nim jakby szachowany przez ZZS i SCP). Obie strony postanowiły się tym razem skupić na pragmatyce, bo Łotysze nie mają nic przeciwko „robieniu biznesu” z Rosją, gdy ta będzie ich traktować jak równorzędny podmiot, a nie „byłą republikę”. Inna rzecz, że ambasador rosyjski w Rydze Wieszniakow zapowiedział, że możliwe jest poruszanie wszystkich kwestii, w tym również zaszłości historycznych (mówi się np. o powołaniu wspólnej komisji historyków do wyjaśnienia kontrowersyjnych kwestii), byle tylko rozmawiać ze sobą, a nie na siebie krzyczeć. Jak będzie, zobaczymy – efekty wizyty prezydenta Zatlersa postaram się jeszcze na tym blogu omówić.

PS. Tytuł notki nie ma nic wspólnego ze słynną piosenką Kazika z 1995 roku.

Idą święta...

Już za tydzień na Łotwie, jak i w Polsce, Święta Bożego Narodzenia (lub, jak mówią Łotysze, „Święta Zimowe”). Od kilku tygodni na ulicach pokrytej śniegiem Rygi można zobaczyć choinki (największe z nich: na placu Tumskim, przed Pałacem Prezydenckim, jak i pod gmachem Sejmu – ostatnia w czerwono-biało-czerwone kokardki), jak i bożonarodzeniowe jarmarki, na których kupuje się wszystko: od ozdóbek świątecznych po produkty żywnościowe. Oczywiście Łotwę zasypał śnieg, i o ile władze miejskie Rygi jakoś sobie z nim poradziły (inaczej niż Tallinn), to „na prowincji” problemem jest ruszenie się z domu samochodem i autobusem (ale za to jakie piękne krajobrazy!). Święta stały się w tym roku tematem politycznym, podobnie jak w sąsiedniej Litwie, gdzie z inicjatywy socjaldemokratów Wigilia została dniem wolnym od pracy. Z kolei na Łotwie Centrum Zgody wystąpiło z propozycją uznania świąt prawosławnych i staroobrzędowych (6 i 7 stycznia) za dni wolne od pracy. Pomijając ewentualne koszty tego rozwiązania w ogarniętej kryzysem Łotwie byłby to krok symboliczny: prawosławni (w domyśle Rosjanie) zostaliby uznani za wspólnotę o równych prawach co etniczni Łotysze, obchodzący święta 25 i 26 grudnia (pomijam tu istniejącą od XIX wieku niewielką grupą Łotyszy prawosławnych). Sejm, który w zeszłej kadencji odrzucił podobną propozycję, przystąpił tym razem w geście dobrej woli do pracy nad propozycją Centrum, jednak wydaje się wątpliwe, by znalazła ona uznanie u większości parlamentarnej. Jak powiedziała posłanka „Jedności” Janīna Kursīte – Pakule: „temu nie będzie końca. Wtedy pojawią się pytania – czy żydowskie i muzułmańskie tradycje są gorsze? Wtedy należałoby uznać za dni wolne od pracy również święta żydowskie i muzułmańskie”, a także: „żyjemy według nowego kalendarza, całkiem tak jak w Europie. Nie możemy wrócić do starego kalendarza”. Gwoli wyczucia ironii warto przypomnieć, że to akurat Ryga pozostająca w ramach Rzeczpospolitej Obojga Narodów miała największe problemy z przyjęciem nowego kalendarza (tzw. niepokoje kalendarzowe za panowania króla Stefana Batorego). Tak czy inaczej, święta za tydzień: oby było to ostatnie Boże Narodzenie w cieniu kryzysu gospodarczego, czego należy życzyć wszystkim: i protestantom, i katolikom, i prawosławnym.