poniedziałek, 30 stycznia 2012

Mały międzynarodowy sukces

Po kilku latach ubiegania się o ważne międzynarodowe stanowiska (przypomnijmy – w 2009 r. Vaira Vīķe-Freiberga kandydowała na funkcję prezydenta Unii Europejskiej, wcześniej mówiło się o zajęciu przez nią funkcji sekretarza generalnego ONZ; w 2005 r. władze w Rydze upatrzyły sobie stanowisko komisarza Rady Europy ds. praw człowieka) Łotwa zanotowała swój mały sukces. Wszystko miało miejsce w ubiegły wtorek – Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy większością 120 głosów na ostatnią z wymienionych funkcji wybrało Nilsa Muižnieksa. Kandydat Łotwy wygrał z osobami wysuniętymi przez Belgię i Holandię. Wynik głosowania skomentował krótko: "łotewscy dyplomaci są magikami", sam do końca nie wierzył w swój wybór. I rzeczywiście: jeśli się popatrzy na rozkład głosów w zgromadzeniu, trzeba uznać ogrom pracy, jaki wykonała ryska dyplomacja: kraje bałtyckie dysponują w Zgromadzeniu zaledwie dziesięcioma miejscami.

Kim jest Nils Muižnieks? Z wykształcenia jest politologiem. Urodził się w rodzinie emigrantów łotewskich w Stanach Zjednoczonych, jednak po odzyskaniu przez Łotwę niepodległości powrócił do rodzinnego kraju. Uzyskał solidne wykształcenie na uczelniach w Grenoble, Monterrey, Princeton i Berkeley. W 1994 r. zakładał Łotewskie Centrum ds. Praw Człowieka i Studiów Etnicznych, którego prezesem został na osiem lat. W międzyczasie wszedł w politykę: z ramienia Pierwszej Partii Łotwy Šlesersa sprawował funkcję ministra ds. integracji społecznej – napisał zresztą LPP program w tej dziedzinie. Poglądy "pierwszych" na kwestię ułożenia relacji Łotysze – Rosjanie były Muižnieksowi najbliższe, o wiele bardziej oględnie wyrażał się o stosunku partii do tematyki LGBT. W 2005 r. rozstał się z polityką, by zostać dyrektorem Instytutu Badań Społecznych i Politycznych Uniwersytetu Łotewskiego. W grudniu 2009 r. stanął na czele Europejskiej Komisji Przeciwko Rasizmowi i Nietolerancji.

"Teraz będę żyć w Strasburgu, ale jeździć będę po wszystkich krajach Europy" – zapowiedział nowo wybrany komisarz ds. praw człowieka (funkcję obejmie 1 kwietnia b.r.). Jego uniwersytecki kolega politolog Ivars Ījabs mówi krótko: to dobrze, że na czele ważnej instytucji europejskiej stanie osoba, która "nie mówi głupstw o Łotwie", choć na uczelni "ciężko będzie go zastąpić". Sam komisarz dystansuje się od spraw łotewskiej polityki, już przed samym wyborem odmówił komentarza na temat planowanego na 18 lutego referendum o dwujęzyczności kraju. Po wyborze stwierdził jedynie: "to raczej sprawa polityczna, a nie ochrony praw człowieka. Żałuję, że wracamy do spraw, nad którymi dyskutowaliśmy 15-20 lat temu (...) Jako obywatel Łotwy będę głosować przeciwko dwóm językom państwowym. W dalsze detale wchodzić nie będę". I rzeczywiście – nie ma po co: od wiosny b.r. Muižnieks reprezentować będzie nie tylko mieszkańców krajów zrzeszonych w Unii Europejskiej, ale także ... obywateli Federacji Rosyjskiej. Ostrożność w "sprawach rosyjskich" jest zatem wskazana.

Czy Muižnieksa należy oceniać jako obrońcę prawnego status quo na Łotwie? Niekoniecznie. W trakcie kampanii, która towarzyszyła jego wyborowi, wypowiedział się np. za przyznaniem nie-obywatelom prawa do głosowania w wyborach lokalnych, "bo wzmocni to demokrację". Choć bardziej dociekliwi zastanawiali się, dlaczego jako minister ds. integracji mówił coś dokładnie odwrotnego, sama deklaracja wzbudziła uznanie wśród mniejszości rosyjskojęzycznej. Pamięta się zresztą Muižnieksowi i członkostwo w dalekim od ksenofobii LPP, i wypowiedzi dla mediów idące często w poprzek narodowo zorientowanej "politycznej poprawności". Przed wyborami z września ub. roku narzekał: "mnie najbardziej interesuje, co konkretna partia mówi o integracji, naturalizacji i tolerancji. Dziwne, że nawet w programach partyjnych nie ma o tym ani słowa! Na razie wszyscy są zadowoleni z obecnej sytuacji".

Indagowany o to, co będzie ważne w pierwszej kolejności Muižnieks wspomina o grupach społecznych poszkodowanych przez kryzys gospodarczy: "Cyganach czy Romach, dzieciach, kobietach i osobach starszych". Oczekuje współpracy z Agencją Praw Podstawowych Unii Europejskiej i OBWE, także przy likwidacji problemu "podwójnych spraw", które tocząc się przed różnymi instytucjami europejskimi. Na agendzie znajdzie się usprawnienie pracy Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Idee fixe Nilsa Muižnieksa na obecnym etapie jest także społeczeństwo informacyjne. Komisarz in spe chce "wykorzystywać nowe technologie w celu promocji praw człowieka".

Wg politolog z Uniwersytetu Łotewskiego Žanety Ozoliņi należy docenić wysiłek lobbingowy, jaki podjęła Łotwa w celu przeforsowania kandydata: były w niego zaangażowane nie tylko instytucje państwowe, ale także "osoby prywatne". Wybór Muižnieksa jest także ważny o tyle, że w przeszłości Rada Europy i OBWE zgłaszały zastrzeżenia, co do przestrzegania praw człowieka na Łotwie. Teraz docenia się sukcesy Łotwy. Wybór Muižnieksa, co naturalne, pochwalili szef MSZ Edgars Rinkēvičs i szef Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu Ojārs Ēriks Kalniņš. Przyznać trzeba, że inni politycy świętujący "dobry dzień dyplomacji łotewskiej" nieco się zagalopowali, twierdząc, że Muižnieks "będzie reprezentował Łotwę". W grudniu sam kandydat deklarował w końcu: "mój stosunek do Łotwy i innych krajów będzie taki sam. Sytuacja każdego z krajów członkowskich musi być oceniana indywidualnie i widziana w lokalnym kontekście". Muižnieks nie będzie zatem "komisarzem Łotwy", tak jak nie był nim nigdy urzędujący w KE Andris Piebalgs. Ale dziś nad Daugawą radość podobna do tej, jaka zapanowała w 2009 r., gdy przewodniczącym PE został Jerzy Buzek. Wszyscy świętują mały międzynarodowy sukces swojego kraju. To dobry znak przed turbulencjami, które szykują się w lutym.

(26.01.2012)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz