Jak pisze "Rzeczpospolita" w artykule "Bruksela ponagla kraje bałtyckie" (15.01.2012 r.) nominowany przez Estonię komisarz ds. transportu Siim Kallas "wezwał kraje bałtyckie do przyspieszenia prac przy magistrali, która ułatwi im kontakty z resztą Unii. – To historyczna chwila dla osiągnięcia postępu w tym projekcie — stwierdził podczas wizyty w Rydze. — To pierwszy taki projekt, który stworzy region Bałtyku — dodał Estończyk". Gazeta przypomina, że "chodzi (..) o połączenie Estonii z Łotwą i Litwą oraz stworzenie następnych połączeń z Polską i Niemcami. Studium opłacalności opublikowane w 2007 r. stwierdza, że do 2013 r. składy kursowałyby z prędkością 120 km/h, jednakże doszło do opóźnień w procesie podejmowania decyzji, więc osiągnięcie tego terminu stało się nierealne". Obecnie nie jest pod tym względem najlepiej: "podróż koleją, mimo że tania według norm europejskich, nie jest szczególnie popularna w krajach bałtyckich (..). Lata niedoinwestowana są jednym czynnikiem, a przeważający w nich rozstaw szyn z czasów radzieckich drugim utrudniającym integrację z zachodem Europy. Tak więc podróż koleją z Rygi do Tallinnu, zaledwie 300 km, trwa dwukrotnie dłużej od 4 godzin jazdy samochodem".
"Gazeta Wyborcza" z 26.01. zauważa wyniki spisu ludności na Łotwie (będziemy jeszcze je szerzej komentować na blogu). Tomasz Bielecki pisze z Brukseli: "Grecy wychodzą na ulice, a Łotysze wykupują bilety lotnicze w jedną stronę" – tak łotewscy publicyści komentują opublikowane przed tygodniem dane demograficzne, które pokazują, że ludność Łotwy zmniejszyła się aż o 13 proc. w okresie od 2000 do 2011 r. (..) Wedle wstępnych szacunków demografa Mihailsa Hazansa z kraju, który ma obecnie ok. 2,06 mln mieszkańców, wyjeżdżało ok. 16 tysięcy ludzi rocznie w latach 2004-08, a kiedy zaczęły się cięcia, ten wskaźnik nagle podskoczył do 40 tysięcy emigrujących rocznie. I o ile wcześniej wyjeżdżali przede wszystkim samotni, to potem nogi za pas zaczęły brać całe rodziny. "Głównym kłopotem nie jest liczba ludności, lecz coraz bardziej zachwiana proporcja między liczbą emerytów a wyjeżdżającymi młodymi Łotyszami z dziećmi" - komentował najnowsze statystki łotewski demograf Ilmars Mezs". Z całością artykułu można się zapoznać na stronie wyborcza.pl.
19 stycznia "Rzeczpospolita" – z okazji przyjazdu do Warszawy szefa łotewskiego MSZ – opublikowała wywiad Jerzego Haszczyńskiego z Edgarsem Rinkevičsem. W sporej części jest on poświęcony mającemu się odbyć 18 lutego referendum na temat przywrócenia dwujęzyczności Łotwy. Polityk Partii Reform Zatlersa komentuje m.in. postawę działaczy Centrum Zgody: "na początku byli przeciw, potem zmienili zdanie, teraz chcą wziąć udział i głosować "za". Najdziwniejsze, że gdy przemawiają do rosyjskojęzycznej części społeczeństwa używają innych argumentów, niż wtedy gdy wypowiadają się dla łotewskojęzycznych mediów. Im tłumaczą, że głosowanie za rosyjskim to protest przeciwko rządowi, co nie jest argumentem racjonalnym". Dalsza część rozmowy dotyczy m.in. wychodzenia z kryzysu gospodarczego oraz wprowadzenia euro. Kończy się tym, "co Polacy lubią najbardziej", czyli dyskusją o polskich przodkach. Indagowany przez dziennikarza minister zwierza się: "Moje nazwisko jest polskiego pochodzenia. Zgodnie z tym, co mi opowiadali rodzice, wśród naszych przodków byli Polacy". Podobne wyznanie uczynił rok temu premier Valdis Dombrovskis w rozmowie z Katarzyną Zuchowicz. Kresy, Łatgalia, polskie korzenie. To wszystko strasznie miłe, ale czy kiedyś od tego uciekniemy w rozmowach z Bałtami? Ale plus dla redakcji "Rzeczpospolitej", że zauważyła wizytę Rinkevičsa w Warszawie.
(30.01.2012 r.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz