czwartek, 23 lutego 2012
Bożonarodzeniowe przepychanki
Po zakończonym referendum dokonuje się podsumowań, rekomendacji, a także wskazuje zwycięzców i pokonanych – o ile szef MSZ Edgars Rinkēvičs dyplomatycznie mówi, że "nie ma przegranych, ani wygranych" (to samo zauważyła skądinąd, robiąc dobrą minę do złej gry, Tatiana Żdanok w wywiadzie dla Pierwogo Bałtijskogo Kanała), to politolog Juris Rozenvalds obsadza już w roli przegranego Centrum Zgody, dostrzegając możliwość powstania radykalnego ugrupowania odwołującego się do mniejszości rosyjskiej (wśród założycieli byliby Linderman i Osipow). Na agendę powrócił temat uznania prawosławnego Bożego Narodzenia za święto państwowe, a co za tym idzie – dzień wolny od pracy. Odpowiednie poprawki do ustawy o świętach państwowych wielokrotnie zgłaszało w Sejmie Centrum Zgody (ostatni raz w grudniu 2011 r.), jednak za każdym razem były odrzucane przez parlamentarną większość (oficjalnie z powodów ekonomicznych, jedynie „półgębkiem” mówiło się o braku potrzeby ustępstw w stosunku do rosyjskojęzycznych).
Wg danych z 2010 r. na Łotwie jest 370 tys. prawosławnych (i 2,3 tys. staroobrzędowców; dla porównania – parafie luterańskie mogą liczyć na 431 tys. wiernych, katolickie – 500 tys.). W trakcie kampanii referendalnej wiele postaci życia publicznego, w tym arcybiskup ryski Zbigniew Stankiewicz, a także liczni duchowni luterańscy, opowiedziało się za oficjalnym uznaniem prawosławnego Bożego Narodzenia. Po wygranym przez stronę łotewską referendum – tak moim zdaniem należy oceniać wyniki głosowania – politycy partii rządzących zrobili się jednak bardziej ostrożni w deklaracjach pod adresem mniejszości prawosławnej. Jako jedna z pierwszych głos zabrała przewodnicząca Komisji Praw Człowieka i Spraw Społecznych Ināra Mūrniece (z partii narodowców) – wg niej "prawosławnego Bożego Narodzenia nie należy uznawać za dzień świąteczny, bo państwo oddzielone jest od kościoła. To jeszcze bardziej podzieliłoby społeczeństwo. Jeśli ktoś chce świętować, nikt mu nie może tego zabronić" (dziennikarze nie dopytali, czy uznanie luterańsko-katolickiego Bożego Narodzenia też jest sprzeczne ze świeckością państwa). Prawosławni powinni raczej indywidualnie porozumiewać się z pracodawcą niż liczyć na pomoc ze strony państwa. Podobne stanowisko zajął sekretarz Komisji Dzintars Ābiķis ("Jedność"), wskazując, że Łotwa byłaby pierwszym krajem w świecie, który obchodzi święta dwóch obrządków. I pyta retorycznie: "na Łotwie są także muzułmanie, których coraz bardziej przybywa w Europie, czy będziemy obchodzić także ich święta? Prawosławni mogą świętować swoje, ale nie oznacza to, że mają mieć status państwowy". Inni politycy "Jedności" byli równie krytyczni – wg przewodniczącej Sejmu Solvity Āboltiņi propozycja jest "absurdalna", z kolei szef klubu poselskiego Dzintars Zaķis przestrzegał przed dawaniem mniejszości rosyjskiej "cukierków" po każdym referendum, co mogłoby opóźnić proces integracji społecznej. Uznanie Bożego Narodzenia byłoby "podążaniem za tradycją rosyjską", skoro nawet w Gruzji święta obchodzi się wg kalendarza zachodnioeuropejskiego (w międzyczasie media łotewskie podważyły to stwierdzenie).
W dyskutowanej sprawie nieco łagodniej wypowiedział się premier i nieoficjalny lider "Vienotīby". Dla pragmatycznego Valdisa Dombrovskisa, który nie kojarzy się z "wojnami cywilizacyjno-kulturowymi", a troską o ekonomię, ważne jest w jaki sposób decyzja wpłynęłaby na gospodarkę. Przypomniał, że Łotewska Konfederacja Pracodawców sprzeciwiała się uznaniu 7 stycznia za święto państwowe. Wg premiera należałoby raczej mówić o uznaniu Bożego Narodzenia za „dzień świąteczny” niż "święto" (wersja nieinwazyjna dla gospodarki). Nie zmienił za to zdania burmistrz Rygi Nił Uszakow, wg którego "oficjalne uznanie Świąt Bożego Narodzenia nie jest sprawą etniczną czy lingwistyczną – członkami parafii prawosławnych są i Łotysze, i Rosjanie, i przedstawiciele innych narodowości – niemniej dałoby ważny pozytywny sygnał rosyjskojęzycznym mieszkańcom Łotwy, których większość stanowią prawosławni i staroobrzędowcy". Gospodarz Zamku Ryskiego Andris Bērziņš "po ludzku popiera" przyznanie statusu święta narodowego, jednak decyzję pozostawia w rękach Sejmu. A, to co postanowi legislatura, będzie wypadkową poglądów "Jedności", narodowców i Partii Reform Zatlersa (i Centrum Zgody, i Związek Zielonych i Rolników popierają święta 7 stycznia – za uznaniem 7 stycznia opowiedział się także prawosławny deputowany "Vienotīby" Aleksiej Łoskutow).
Czyżby klucz do uznania Świąt Prawosławnych leżał w rękach eksprezydenta Zatlersa, który w tym duchu wypowiadał się w trakcie kampanii? Na razie ZRP zgłosiło inną propozycję: każdy pracownik mógłby wybrać dzień świąteczny wg własnego światopoglądu religijnego (np. katolicy – 15 sierpnia, prawosławni – 7 stycznia). Jak będzie, przekonamy się w najbliższym tygodniu. Jedno jest pewne – pomijając kwestie wpływu święta na gospodarkę kraju, uznanie Bożego Narodzenia byłoby, patrząc z perspektywy polityki integracji społecznej, najbardziej możliwym do zaakceptowania przez "łotewski mainstream" ustępstwem w stosunku do ludności rosyjskiej. Ale po wygranym referendum skłonność do kompromisu zmalała w tempie geometrycznym.
Na zdjęciu: Sobór Narodzenia Pańskiego w Rydze (Wikimedia Commons).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz