sobota, 10 marca 2012

Estonia uczciła swoje ofiary



Przez ostatnie dni Estonia obchodziła rocznicę tzw. bombardowań marcowych (Märtsipommitamine). Podczas ofensywy Armii Czerwonej, kierującej swe wojska na zdobyte w 1940 r. tereny krajów bałtyckich, zbombardowano m.in. Tallin, Parnawę, Narwę i Tartu. Najbardziej ucierpiała leżąca przy granicy sowiecko-estońskiej Narwa, gdzie zniszczono 90% substancji miejskiej. Sowieckie bombardowania dosięgły również stolicę Estonii. Parę faktów historycznych: w nocy z 9 na 10 marca na spokojnie śpiące miasto zrzucono kilka tysięcy bomb. W wyniku nalotów zniszczeniu uległo 1,5 tys. budynków (w tym m.in. Archiwum Miejskie, "Teatr Estonia", kościół św. Mikołaja i synagoga miejska), ogółem ucierpiało 30% substancji miejskiej. Zginęło 554 obywateli Estonii, 50 żołnierzy niemieckich i 121 jeńców wojennych, zaś 20 tys. tallińczyków znalazło się bez dachu nad głową. Bombardowania, o których w czasach sowieckich nie wolno było mówić, głęboko utkwiły w estońskiej pamięci historycznej – już w okresie niepodległości grupa rockowa HPMA skomponowała specjalny utwór upamiętniający ofiary. Ślady widoczne były także w tkance miejskiej – do 2007 r. na ulicy Harju stały nieuprzątnięte ruiny po domach mieszkalnych.

Obchody tragedii 9 marca odbywają się w Tallinie rokrocznie. Wczoraj o godz. 12 złożono kwiaty na grobach zabitych na cmentarzu Siselinna, z przemówieniem wystąpił przewodniczący rady miejskiej Toomas Vitsut. W godzinach popołudniowych odbył się koncert, wybrzmiały dzwony tallińskich kościołów. Przy ulicy Harju odsłonięto pamiątkowe tablice – po estońsku, rosyjsku i angielsku – przypominające o tragedii z 9 marca oraz o historii ulicy do 1944 r. Hołd ofiarom tragedii złożył prezydent Toomas Hendrik Ilves, zapalając wraz z synem Luukasem znicze. Decyzja o ustanowieniu tablic zapadła późnym latem 2011 r. na posiedzeniu rady miejskiej z inicjatywy Partii Reform premiera Ansipa, "za" zagłosowali także działacze Partii Centrum Edgara Savisaara, której elektorat rekrutuje się m.in. spośród mniejszości rosyjskiej. Radni uznali bombardowania za "kulturalny genocyd miasta".

Choć tallińskie uroczystości nie budzą tak wielkich kontrowersji jak ryski Marsz Legionistów z 16 Marca – mamy po prostu do czynienia z uczczeniem cywilnych ofiar wojny, nie przestają drażnić władz rosyjskich. Według historyków związanych z Kremlem mówić o zbrodniach Armii Czerwonej nie wypada, a zrównywanie obu armii okupacyjnych to bluźnierstwo służące wymazaniu odpowiedzialności lokalnej ludności za kolaborację z III Rzeszą (przypadek Drezna). Podkreśla się, że dla „walki z faszyzmem” konieczne były ofiary, choć dociekliwi pytają, dlaczego bomby spadły akurat na miasta należące (wg oficjalnej linii Moskwy) do ZSRR. Estończycy nie przejmują się tym i odważnie forsują własną politykę historyczną. W wygodnej sytuacji politycznej – ciężko wyobrazić sobie w Tallinie tarcia między dwoma społecznościami porównywalne do tych, jakie mają miejsce na Łotwie – mogą sobie na to pozwolić. A jak długo Rosja będzie mogła sobie pozwolić, by ignorować pamięć historyczną sąsiadów?

Na zdjęciu: jeden z domów zniszczonych podczas bombardowań 1944 r. (Wikimedia Commons).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz