niedziela, 21 sierpnia 2011

Z daleka od Dalajlamy

We wtorek na zaproszenie Instytutu Buddyzmu odwiedził Estonię z trzydniową wizytą Tenzin Gjaco, znany jako XIV Dalajlama. Nie była to jego pierwsza wizyta: Tallin odwiedził już u progu niepodległości kraju w 1991 r., zaś następnie w 2001 r. Mimo to podróż wysokiego gościa budziła emocje już od kilku tygodni, nie tylko wśród jego sympatyków w Estonii, ale także, a może i przede wszystkim, polityków, którzy głowili się jak wyjść z honorem z tej sytuacji. Estonia znajduje się w położeniu trudnym – jako państwo okupowane przez pół wieku nie może przejść obojętnie obok losów Tybetu, z kolei realia międzynarodowe są takie, że Tallin utrzymuje stosunki dyplomatyczne z Pekinem, w dodatku od lat szukając w nim przeciwwagi dla silnej pozycji Rosji. Z planów spotkania z Dalajlamą wycofała się już wcześniej przewodnicząca Riigikogu Ene Ergma, zaś premier Andrus Ansip udał się w dniach 16-22 sierpnia na urlop. Stosunek do Dalajlamy podzielił dwa zgodne na co dzień ugrupowania koalicyjne: o ile Partia Reform (RP) premiera Ansipa chciała uniknąć zadrażniania stosunków z ChRL, to działacze Związku Ojczyzny i Republiki (IRL) bardzo chętnie się na takie spotkanie zgodzili. Ministerstwo Spraw Zagranicznych kierowane przez Urmasa Paeta z RP stwierdziło, że "wizyta ma charakter prywatny", a "Estonia popiera integralność terytorialną ChRL". Przypomniano również, że przez pewien okres Chiny nie uznawały okupacji Estonii.

W środowym spotkaniu z Lamą wzięli udział posłowie ze specjalnej grupy wsparcia dla Tybetu w Riigikogu, w tym jej przewodniczący Andres Herkel, a także członkowie analogicznych grup w Sejmach Litwy i Łotwy – dotychczas Lama nie odwiedził ani Wilna, ani Rygi. Czas na rozmowę z mnichem znalazł pełniący obowiązki premiera Mart Laar, który przyjmował Lamę jako szef rządu Estonii w 2001 r., a także trzej inni członkowie rządu. Najbardziej uderzyć musiało Chińczyków nieoficjalne spotkanie z prezydentem Estonii Toomasem Hendrikiem Ilvesem, do którego doszło w środę w Centrum Badań Obronnych, gdzie Lama uczestniczył w seminarium. Prezydent stwierdził, że "religijna i kulturalna specyfika Tybetu jest unikalna, a jej zachowanie dla następnych pokoleń jest jednym z humanitarnych zadań naszych czasów". Wyrażając poparcie dla polityki "jednych Chin", zauważył, że historia, religia i kultura Tybetu jest czynnikiem wzbogacającym ChRL.

Już we wtorek rano groźne pomruki wydała z siebie ambasada ChRL w Tallinie. Wg placówki "organizując oficjalne spotkanie z przybywającym dziś dalaj-lamą, Estonia w sposób poważny narusza zasady stosunków międzynarodowych i swą obietnicę niepopierania niepodległości Tybetu". Chińczycy zażądali odwołania spotkania i zaprzestania "mieszania się w wewnętrzne sprawy Chin". Na krytykę ambasady odpowiedział minister spraw wewnętrznych Ken-Marti Vaher (Związek Ojczyźniany i Republikański, IRL), który sprzeciwił się "upolitycznianiu wizyty" przez Chińczyków. Wg ministra "nikt nie ma prawa osądzać tego spotkania". Zastrzeżenia ChRL zbagatelizował estoński politolog Karmo Tuir: "jedyne na czym może się to odbić, to to, czy otrzymamy osobne pomieszczenia dla ambasady w Chinach, czy jak dotychczas będziemy rozmieszczeni w hotelu. Jeśli władze Chin okażą się łaskawe – dadzą nam zezwolenie na budowę, jeśli nie, pozostaniemy w hotelu. Ale nie widzę w tym dla nas żadnej tragedii" – tyle estoński politolog.

Byłoby wielkim nietaktem opisywać wizytę Dalajlamy tylko przez pryzmat spotkania z tymi czy innymi politykami. Gość z Tybetu wystąpił we wtorek z przemówieniem do narodu estońskiego na pl. Vabaduse w Tallinie (symboliczna nazwa, po estońsku to "pl. Wolności"). W telewizji można było oglądać transmisję na żywo z tego wydarzenia. W tym samym dniu telewizja ETV nadała wywiad z Dalajlamą przeprowadzony przez estońskich dziennikarzy. Mnich podzielił się m.in. refleksjami na temat religii. Wg Lamy "wszystkie religie świata niosą miłość, miłosierdzie i tolerancję, żadnej z nich nie wolno uważać za wrogą". Nie wolno utożsamiać ekstremizmów na jej obrzeżach z religią jako taką, a różne systemy religijne mogą obok siebie współistnieć. Jako przykład podał Indie.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Wakacyjne ogórki. Wdowa kończy żałobę i idzie do polityki.

O ile na Łotwie sezon polityczny w pełni – w sobotę 6 sierpnia po wielomiesięcznych oczekiwaniach zrodziła się partia "Jedność", a startujące we wrześniowych wyborach ugrupowania na dniach złożą w Komisji listy kandydatów (Centrum Zgody już to uczyniło) – to na sąsiedniej Litwie raczej "ogórkowo". Z jednym wszakże wyjątkiem – kraj od piątku żyje skandalem spowodowanym udostępnieniem reżimowi w Mińsku danych bankowych białoruskich organizacji opozycyjnych zarejestrowanych w Wilnie. Kilka tygodni temu na wniosek białoruskiego Wydziału Dochodzeń Finansowych uczyniło to Ministerstwo Sprawiedliwości kierowane przez Remigijusa Šimašiusa (LRLS). Zagrożonych represjami ze strony władz w Mińsku jest co najmniej kilku działaczy opozycyjnych, w tym lider Centrum Obrony Praw Człowieka "Wiasna” Aleś Bielacki. Do sprawy tej jeszcze trzeba będzie wrócić – również w kontekście relacji między konserwatystami a liberałami, tymczasem, skoro mamy "sezon ogórkowy", to może "ogórkowo". 6 sierpnia, gdy na Łotwie obradował kongres założycielski "Vienotīby", w Kownie odbyło się zgromadzenie Litewskiego Związku Wolności (Lietuvos laisvės sąjunga, LLS) – marginalnego ugrupowania powstałego w 1992 r. w wyniku rozłamu w antykomunistycznej Litewskiej Lidze Wolności (Lietuvos laisvės lyga, LLL). Ugrupowanie LLS, dowodzone przez ekscentryka Vytautasa Šustauskasa, przez lata orbitowało na obrzeżach litewskiej polityki, jednak w Kownie notowało sukcesy w wyborach samorządowych (w 1995 r. – 14.29% głosów; w 1997 r. – 13,52%; w 2000 r. – 23,80%, w 2002 r. – 5,49%), a jego lider najpierw został burmistrzem miasta (2000 r.), by następnie na cztery lata zasiąść w Sejmie VIII kadencji. Šustauskas zasłynął z wypowiedzi antysemickich ("Jei ne vokiečiai, lietuviai Kauno Laisvės alėjoje žydams valytų batus" "Gdyby nie Niemcy, Litwini musieliby dziś Żydom czyścić buty w kowieńskiej Alei Wolności". Al. Wolności – główna arteria przedwojennej stolicy, red.), a także niedorzecznych ("nie będzie na Litwie porządku, jeśli nie wejdziemy do Sejmu z kałasznikowami"). Jako burmistrz dokonał niewiele – trudno oczekiwać sukcesów w ciągu kilku miesięcy sprawowania władzy – zaś w mediach znany był głównie jako skandalista, nazywany także "królem żebraków" ("ubagų karalius"), dorabiający jako taksówkarz. W 2007 r. jego ugrupowanie zostało wyeliminowane z życia politycznego, otrzymując 0,89% głosów w wyborach do rady kowieńskiej.

Kolejną szansę od losu partia Šustauskasa dostała po śmierci prezydenta Algirdasa Brazauskasa (1932-2010), gdy jego druga żona Kristina Brazauskienė – po kilkunastu latach członkowstwa w socjaldemokracji (LDDP/LSDP) – zapragnęła wrócić do polityki, łącząc swe plany polityczne z ugrupowaniem byłego burmistrza. W zeszłym roku władze LSDP nie zgodziły się bowiem na jej start w wyborach do rady wileńskiej. Na początku lipca litewskie media poinformowały o planowanym na sierpień zjeździe założycielskim Związku Prezydenta Odrodzonej Litwy (Atkurtosios Lietuvos prezidento sąjunga, ALPS), wśród demiurgów nowej, być może "trzeciej", siły politycznej mieli się znaleźć Šustauskas wraz z wdową po pierwszym prezydencie. Zjazd odbył się ostatecznie w minioną sobotę – głównym wydarzeniem była zmiana nazwy z Litewskiego Związku Wolności na Związek Prezydenta Litwy (Lietuvos prezidento sąjunga, LPS), przyjęcie nowego statutu i wymiana kierownictwa. Szefową partii została Wdowa, jej pierwszym zastępcą Šustauskas, wybrano również 24 członków Rady. W jej skład wszedł m.in. szef oddziału LLS w Taurogach Saulius Oželis, który w 2002 r. "zasłynął" spaleniem imitacji flagi izraelskiej w proteście przeciwko akcji łowienia nazistów "Ostatnia Szansa". O programie podczas sobotniego zjazdu mówiono jakby mniej, choć ugrupowanie, jak to wyraziła Szefowa, "będzie bronić interesów zwykłych ludzi". Zaproponowano, by rząd kończąc kadencję każdorazowo przedstawiał przegląd swych dokonań, a w razie wątpliwości jego działalność mogła być poddana audytowi przez Kontrolę Państwową – na wiosek prezydenta, Sejmu, grupy posłów czy 50 tys. obywateli. Jak stwierdził Šustauskas "naszym celem jest wyprzedzenie dwóch partii – konserwatystów i socjaldemokratów". Brazauskienė zapowiada z kolei liczną reprezentację w Sejmie XI kadencji. Ambitne to zadanie, gdy LLS nie jest notowana w sondażach i liczy zaledwie pół tysiąca członków. Delegatom – w większości starszym ludziom, choć znalazło się na sali kilka młodych twarzy – odczytano list z pozdrowieniami od mającej niegdyś przemożny wpływ na litewską politykę, a obecnie kierującej ugrupowaniem równie marginalnym co LLS, Kazimiery Prunskienė (b. szefowej Litewskiego Ludowego Związku Chłopskiego, LVLS, obecnie Litewskiej Partii Ludowej, LPP – w wyborach lokalnych w 2011 r. ugrupowanie zdobyło 7 mandatów w skali kraju).

Sobotni kongres trudno traktować poważnie, inaczej niż wakacyjny "ogórek". Kabaretowa partia postanowiła zmienić nazwę, nabrać wiatru w żagle, posługując się przy tym wdową po zmarłym prezydencie, która chyba nie do końca zdaje sobie sprawę, w jakiej grze uczestniczy. A być może zdaje sobie sprawę, ale chce się odegrać za upokorzenia doznane od partii Męża (pytanie czy nie mogła znaleźć lepszego towarzystwa?). Nazwisko "Brazauskienė" ma wywindować dogorywające ugrupowanie Šustauskasa, choć mało kto wierzy w pokonanie progu 5% w wyborach (wielkim sukcesem byłoby poparcie na poziomie 2-3%). Odrębną sprawą pozostaje fakt, czy takie a nie inne zaangażowanie polityczne p. Brazauskasowej, sprzyja pielęgnowaniu pamięci o zmarłym prezydencie, współzałożycielu niepodległej Litwy w 1990 r. Zdecydowanie nie, choć Wdowa jest osobą niezależną – także politycznie – i może robić również w polityce, to co się jej żywnie podoba. Tylko czy warto?

Kristina Brazauskienė, primo voto Butrimienė. Ur. 1949. W okresie Litwy Sowieckiej pracownik stołówki w Komitecie Centralnym Litewskiej Partii Komunistycznej, dyrektorka stołecznego hotelu "Draugystė". Po 1990 r. także współwłaściciel placówki znanej obecnie jako "Crowne Plaza Vilnius". W politykę angażowała się u boku męża: była członkinią postkomunistycznej Litewskiej Demokratycznej Partii Pracy (LDDP) oraz socjaldemokratycznej LDSP. W kadencji 2002-2007 członkini rady miejskiej Wilna. W 2002 r. sformalizowała związek z Algirdasem Brazauskasem – wówczas premierem centrolewicowej koalicji. Ma syna Ernesta Butrimasa, przedsiębiorcę. Żony znanych polityków to w krajach bałtyckich sprawa interesująca: na sąsiedniej Łotwie w politykę zaangażowały się małżonki Ainārsa Šlesersa i Andrisa Šķēlego: modelka Inese Šlesere działała w ruchu prorodzinnym, z ramienia ugrupowania męża przez trzy kadencje sprawowała mandat posłanki do Sejmu, a obecnie ubiega się o mandat w Kurlandii. Kristiāna Lībane-Šķēle jest jedną z najbogatszych kobiet na Łotwie, posłowała do kilku Sejmów, praktykuje jako adwokat, zaś od 2006 r. jest konsulem honorowym Wlk. Ks. Luksemburg. Była również aktywną działaczką założonej przez męża Partii Ludowej (TP). Na Litwie w polityce działa żona byłego przewodniczącego Sejmu i tymczasowego prezydenta Artūrasa Paulauskasa Jolanta Paulauskienė, a także małżonka obecnego burmistrza Litwy i byłego lidera LiCS Artūrasa Zuokasa Agnė Zuokienė (od 2008 r. posłanka na Sejm X kadencji). W Estonii od 2009 r. posłuje do Parlamentu Europejskiego żona Edgara Savisaara Vilja Savisaar-Toomast.

Zdjęcia z kongresu założycielskiego można obejrzeć na stronie pisma "Lietuvos rytas" (Dovilė Tuskenytė, Vygandas Trainys, "Lietuvos prezidento sąjungai vadovaus K.Brazauskienė, V.Šustauskas bus renkamas pirmuoju jos pavaduotoju", 6.VIII.2011).
http://www.lrytas.lt/-13126139141312593660-lietuvos-prezidento-sąjungai-vadovaus-k-brazauskienė-v-šustauskas-bus-renkamas-pirmuoju-jos-pavaduotoju-atnaujinta-14-val-38-min-nuotraukos-video.htm