poniedziałek, 28 lutego 2011

Akcja w Akcji

Miasto/rejon Liczba głosów Procent głosów Mandaty Zmiana w % głosów i liczbie mandatów
Wilno 29 998 15.07% (II miejsce) 11 z 51 +5,40%; +5
Druskieniki 208 2,17% brak +2,17%; +/-0
Elektreny 154 1,47% brak +1,54%; +/-0
Wisaginia 635 6,50% 2 z 25 +6,50%; +2
Rejon wileński 27 115 64,72% (I miejsce) 19 z 27 -5,20%, +/- 0
Rejon solecznicki 13 183 70,29% (I miejsce) 22 z 25 +3,40%; +2
Rejon trocki 3163 18,74% (II miejsce) 5 z 25 -1,56%; +/-0
Rejon święciański 2089 13,24% (III miejsce) 4 z 25 +2,92%; +1
Rejon szyrwincki 410 4,62% 2 z 21 +1,48%; +2
Rejon malacki 111 1,25% brak +1,25%; +/-0
Rejon jezioroski 173 1,84% brak +1,84%; +/-0
Ogółem 77 239 6,96% 65 +1,54%; +12
Obliczenia własne na podstawie: vrk.lt, wikipedia.lt.

Na szybko o wyborach

Jako, że mamy już poniedziałkowe popołudnie, a Główna Komisja Wyborcza uporała się wreszcie z liczeniem głosów (nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Litwini radzą sobie z tym lepiej niż Polacy. Czy wytłumaczeniem jest tylko wielkość kraju?), warto by skreślić parę słów komentarza i analizy odnośnie szóstych w historii odrodzonej Litwy wyborów samorządowych.
Przede wszystkim frekwencja. Litwini na wybory poszli – zagłosowało 44,08% uprawnionych (dla porównania: w poprzednich wyborach samorządowych w 2007 r. głosowało 41,3%, w wyborach do Sejmu w 2008 r. w pierwszej turze – 48,58%). Wiele osób, w związku z kryzysem zaufania do klasy politycznej podnosiły obawy, że społeczeństwo te wybory zbojkotuje. Przepowiednie te nie potwierdziły się. Całkiem spora frekwencja była również dwa tygodnie temu w okręgu Mariampol, gdy wybierano dodatkowego posła na Sejm RL (w uzupełniających w 2007 r. głosowało niecałe 26%, teraz 23% - wygrał przedstawiciel socjaldemokratów).
Wybory były przełomowe o tyle, że po raz pierwszy w historii udział w nich brać mogły nie tylko partie polityczne, ale również niezależni kandydaci (czy to indywidualnie, czy to w ramach bloków). Wielkim wygranym tej zmiany ordynacji okazał się wieloletni burmistrz Wilna i działacz Związku Liberałów i Centrum, bohater słynnej afery „abonentowej”, Artūras Zuokas, którego blok wygrał wybory w Wilnie (teraz rządząca klasa pluje sobie w brodę, że uchwaliła nowelizację ordynacji wyborczej, z szeregów Związku Liberałów i Centrum już dało się słyszeć zapewnienia, że jak Zuokas zechce wrócić, to ma drzwi otwarte). W trzech dużych miastach blok Zuokasa i ugrupowanie „Zjednoczone Kowno”, które uzyskało 8,88% głosów i 5 mandatów, są jednak jedynymi przykładami ruchów, które skorzystały na zmianie ordynacji. Większość miejsc w radach wielkich miast zajmą bowiem partie polityczne. O ile słaby wynik konserwatystów w dużych miastach był do przewidzenia, to zwraca uwagę niewielka liczba głosów oddanych na główna partię opozycyjną – socjaldemokratów (Wilno – 7,08%, Kowno – 11,48%, Kłajpeda – 9,24%). Ugrupowanie, które aspiruje do przejęcia władzy w przyszłym roku, będzie musiało się przyjrzeć działalności własnych komórek w tych ośrodkach. Mimo porażki konserwatystów (dopowiedzmy jednak uczciwie: w trzech dużych miastach pobili oni na głowę LSDP) wciąż mają oni spore szanse na zachowanie władzy w dwu ważnych ośrodkach: Kownie i Kłajpedzie. W tradycyjnie prawicowym Kownie TS-LKD uzyskało 21,84% głosów i 12 mandatów, co wraz z dwoma partiami liberalnymi (3+3), nacjonalistami z „Młodej Litwy” (4) powinno dać mu większość w samorządzie (pozostaje jeszcze możliwość pertraktacji ze „Zjednoczonym Kownem”, które otrzymało 5 mandatów). W Kłajpedzie większość uzyskały ugrupowania koalicji rządzącej (17 do 14), więc tu akurat nie powinno być problemów ze sformułowaniem większości (w portowej Kłajpedzie silniejszą flanką na prawicy okazały się jednak ugrupowania liberalne, nie konserwatyści).
Zajrzyjmy jeszcze do trzech dużych miast litewskich: Szawli, Poniewieża i Mariampola. Tutaj socjaldemokraci mogą pochwalić się lepszymi wynikami: w Szawlach LSDP z 23,34% głosów jest liderem. Posiadając 10 mandatów może rozdawać karty w radzie miejskiej (jako oczywistość nasuwa się na myśl koalicja z „Nowym Związkiem”, Partią Pracy oraz Porządkiem i Sprawiedliwością). Świetny wynik uzyskała również socjaldemokracja w Mariampolu: 29,94% i 9 mandatów (Litewski Związek Socjaldemokratyczny – 5,57% i dwa mandaty). W Poniewieżu doszło do wygranej konserwatystów (22,89% i 9 mandatów), jednak LSDP uzyskała niewiele mniej głosów i mandatów (16,59%; 7). Wydaje się jednak, że skład rady wskazuje na większe zdolności koalicyjne lewicy (Partia Pracy, Porządek i Sprawiedliwość, Litewski Ludowy Związek Chłopski). W dwóch z trzech wyżej wspomnianych miast pewien sukces odnieśli kandydaci niezależni: w Szawlach i Poniewieżu uzyskali po dwa miejsca (przy okazji – warto zwrócić uwagę, że gdy na liście znajduje się jedno nazwisko, to przy dobrym wyniku część głosów ulega zmarnowaniu; gdy z przeliczania głosów na mandaty wynikałoby 3 miejsca w radzie, kandydat dostaje jedno). Aspirujący do przejęcia władzy w kraju socjaldemokraci triumfowali w Druskienikach (60,53% i 17 mandatów; od 2000 r. rządzi tu popularny burmistrz z LSDP Malinauskas), Nerindze (48,19% i 8 z 15 m.), Olicie (22,95% i 7), rejonie kowieńskim (34,26% i 12) i możejkowskim (21,70% i 8),
Odrębną historią pozostaje Wilno, gdzie na podium stanęli: Blok Arturasa Zuokasa (12 mandatów), Blok Waldemara Tomaszewskiego (11) i konserwatyści (10). Obszerniej wyniki do samorządu stołecznego omówię w osobnej notce, teraz tylko skoncentruję się na Wileńszczyźnie, gdzie AWPL obroniła swoje pozycje, a nawet znacząco rozszerzyła stan posiadania (przede wszystkim w Wilnie: zamiast 6 mandatów będzie 11). W rejonie solecznickim ugrupowanie Tomaszewskiego zdobyło 22 na 25 mandatów, w wileńskim 19 na 27, w trockim – 5 na 25, zaś święciańskim – 4 na 25. Po długiej przerwie działacze Akcji powrócili do samorządów szyrwinckiego (zdobyli 2 mandaty) i wisagińskiego (również 2). Ogółem na kandydatów Akcji padło 77 239 głosów, co daje 6,96% głosów w skali kraju. Jest to dobry prognostyk na przyszłe wybory parlamentarne (w wyborach prezydenckich na Tomaszewskiego głosowało 65,2 tys. wyborców, w poprzednich wyborach samorządowych na Akcję – 57,9 tys.). Jest to więc wzrost o 20 tys., będący konsekwencją sojuszu z Aliansem Rosjan, a także mrówczej pracy, jaką wykonali działacze AWPL w celu zmobilizowania elektoratu.
„Co słychać” u innych uczestników litewskiego życia politycznego? Zepchnięciu na zupełny margines uległa Partia Wskrzeszenia Narodowego (TPP). Nie poszczęściło się założonej przez Vagnoriusa Partii Chrześcijańskiej (KP), choć np. uzyskała 2 mandaty w Trokach. Mimo słabszych wynikach niż poprzednio w niektórych samorządach nadal będzie reprezentowany Związek Liberałów i Centrum, wygrał m.in. w Wisagini (26,16% głosów i 8 mandatów) oraz rejonie płungiańskim (21,76% i 6). LCiS będzie również najprawdopodobniej współrządzić w dwóch wielkich miastach litewskich: Kownie i Kłajpedzie. Pozaparlamentarny od 2008 r. Litewski Ludowy Związek Chłopski (LLVS) nie powiedział jeszcze ostatniego słowa: wygrał w rejonach ignalińskim (53,50% i 12 z 21 mandatów), wiłkomierskim (23,49% i 7 z 25), poniewieskim (33,19% i 9 mandatów) i szawelskim (22,27% i 7 mandatów), uzyskał również reprezentację w rejonie jezioroskim i szkudzkim. Nowy Związek – Socjalliberałowie, który poniósł klęskę w Wilnie (startował tu lider ugrupowania A. Paulauskas) wygrał wybory w rejonie święciańskim (23,05% i 7 mandatów), a reprezentację uzyskał w Elektrenach (8,16% i 3 mandaty), Szyrwintach (12,50% i 3), Olicie (11,32% i 4), Molatach (8,95% i 3 mandaty), Nerindze (13,02% i 2 mandaty) czy Trokach (11,47% i 3). Populistyczna Partia Pracy Uspaskicha święciła triumfy w rejonie kiejdańskim (54,21% i 16 z 27 mandatów). Dobry wynik uzyskał Porządek i Sprawiedliwość, który ma duże szanse na wejście do układu rządzącego Wilnem.
Ciekawe procesy zachodzą w środowisku litewskich Rosjan. Do rady miejskiej Wilna nie dostali się obecni tam od lat Dmitrijewowie (wbrew nazwisku nie jest to małżeństwo) ze Związku Rosjan. Związek nie uzyskał również reprezentacji Kownie (miał ją jeszcze kilka lat temu). „Na osłodę” wyborcy przyznali mu 2 mandaty w radzie miejskiej Kłajpedy oraz jeden w Wisagini. Gdy piszę te słowa, nie jest jeszcze znany podział mandatów w łonie bloków politycznych, ale pewne jest, że Alians Rosjan/Sojusz Rosyjski utrzymał swoje trzy mandaty w Kłajpedzie i po raz pierwszy w historii zdobył przyczółek w Wilnie (możliwe, że 3-4 mandaty), gdzie dotychczas królowali Dmitrijewowie. Nie wiadomo, czy któryś z mandatów AWPL na prowincji obejmą Rosjanie.
Wielką przegraną wyborów jest Partia Żmudzińska byłego posła Skarbaliusa. Uzyskała przedstawicielstwo jedynie w rejonie kłajpedzkim (3 mandaty), nie powiodło jej zaś w pozostałych miejscach, w których wystawiła listy: w rejonie kretyngowskim (1,89%), szawelskim (1,87%), możejkowskim (2,23%), tauroskim (2,46%), telszańskim i mieście Połądze (2,24%). Świadczyłoby to o niewielkim zainteresowaniu Litwinów/Żmudzinów ugrupowaniami regionalnymi, a być może również o słabej jakości przywództwa ŻP, która jeszcze w 2009 roku przekroczyła próg 5% w wielu żmudzkich samorządach.
Do wyborów będziemy jeszcze wracać. Teraz na szybko wypadałoby złożyć gratulacje tak AWPL, jak i wszystkim ugrupowaniom/politykom, którzy odnieśli sukces w dniu wczorajszym. Teraz czekają nas żmudne pertraktacje koalicyjne, wybór nowych zarządów z burmistrzami (merami) na czele i następne cztery lata pracy – dla jednych ciężkiej, dla drugich mniej. I jedni, i drudzy jednak będą się musieli ubiegać o względy wyborców już za cztery lata, w 2015 roku.

sobota, 26 lutego 2011

Mecz bokserski Polska - Litwa.

W niedzielę, 27 lutego, o godz. 17 odbędzie się w Nowym Dworze Mazowieckim bokserski mecz międzypaństwowy pomiędzy reprezentacją Polski i Litwy. Wystąpi 11 zawodników z Litwy i 11 zawodników z Polski. Pełną listę gości oraz trenerów i sędziów można obejrzeć na stronie Polskiego Związku Bokserskiego.

Nie wiem dlaczego podaję tę informację. Być może dlatego, że impreza zbiega się czasowo z wyborami samorządowymi na Litwie, w których AWPL walczy o godną reprezentację. Dlaczego stosunki polsko-litewskie wciąż ujmujemy w kategoriach meczu - kto wygra, kto przegra? I dlaczego (przynajmniej mnie) coraz bardziej kojarzą się z boksem?

...

piątek, 25 lutego 2011

Obietnica

Dostałem informację, że trochę za dużo piszę ostatnio o świętach narodowych, a przecież tyle innych spraw wokół. To prawda, za kilka dni czekają nas wybory na Litwie, a za nieco ponad tydzień w Estonii, niemniej to naprawdę nie moja wina, że te święta nakładają się na siebie (najpierw „barykady”, litewska i łotewska, następujące po sobie, później 16 lutego i 24 lutego). W dodatku, żadna z polskich gazet nie zamieściła relacji z estońskich obchodów, a litewską wizytę prezydenta Komorowskiego zdominowała tematyka mniejszości polskiej na Wileńszczyźnie, dlatego pozwalam sobie nadrobić na własnym blogu te zaniedbania…

W następnych postach jednak ani słowa o świętach narodowych. Obiecuję.

Estońskie święto, rosyjski dystans…

Wczoraj obiecałem opublikowanie na blogu dodatkowych notek poświęconych Estonii, co też niniejszym czynię. Polecę jeszcze tylko piękne zdjęcia z obchodów niepodległości zamieszczane na portalu Facebook (profil prezydenta Toomasa Hendrika Ilvesa) oraz stronach internetowych „delfi.ee” i „postimees.ee”.

W tym miejscu chciałbym skreślić jednak trochę linijek na temat stosunku do święta estońskiego dwóch grup zamieszkujących państwo estońskie: Estończyków i Rosjan (w tej drugiej grupie znaczna część to wciąż jedynie mieszkańcy, a nie obywatele Estonii). O ile o ciepłym stosunku Estończyków do tego święta (mimo strasznej pogody w ostatnim tygodniu lutego) obszernie mówiła p. Anna Grzeszak [http://www.radiownet.pl/radio/wpis/13009/ we wczorajszej audycji „Kącik Bałtycki” w całości poświęconej Świętu Niepodległości], to mniej mówi się o stosunku ludności rosyjskojęzycznej do obchodów. Trzeba wrócić do 1989 roku, gdy święto to zostało przywrócone (przy okazji – Bałtowie wcześniej przywrócili swoje święta i symbole narodowe niż Polacy, taka ciekawostka), a Estonia wchodziła w dwuletni okres przejściowy, który doprowadził do jej pełnej niepodległości od Moskwy. U progu wolności podjęto decyzję o nieprzyznaniu obywatelstwa przedstawicielom mniejszości osiadłym w Estonii po 1940 roku (i ich potokom). Z drugiej strony, aspiracje niepodległościowe Tallina od początku wywoływały umiarkowany entuzjazm (jeśli nie niechęć) ludności rosyjskojęzycznej (podobnie było na Litwie i Łotwie). W okresie sowieckim w Estonii obchodzono oficjalnie: 1 lutego (Nowy Rok), 8 marca (Dzień Kobiet), 1 maja (Święto Pracy), 7 października (Dzień Konstytucji) i 7 listopada (Święto Rewolucji Październikowej). 23 lutego, choć nie był to dzień wolny, swoje święto obchodzili mężczyźni (w dniu Obrońcy Ojczyzny – Armii Radzieckiej). Od razu widać, że nie było tu miejsca na żadne narodowe odrębności – te same święta obchodzono w Moskwie, Baku czy Wilnie. Odrodzone państwo estońskie przywróciło najpierw Święto Niepodległości (24 lutego) i Zwycięstwa (23 czerwca; nawiązuje do wojny wyzwoleńczej z lat 1918-1920), następnie zaś upamiętniło odzyskiwanie niepodległości w latach 1988-1991 (20 sierpnia; Dzień Odnowienia Niepodległości; święto wprowadzone w 1998 roku).

Dla ludności rosyjskojęzycznej osiadłej w kraju po 1940 roku opowieści o odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, czy też wojnie wyzwoleńczej były bajką o żelaznym wilku (historii Estonii nie uczono przecież w szkołach), ponadto zgodnie z propagandą sowiecką, która odcisnęła swoje piętno szczególnie na tej grupie ludności, w latach 1920-1940 mieliśmy przecież do czynienia z „państwem faszystowskim”. Z takimi dwoma pamięciami historycznymi, „estońską” o chlubnej karcie międzywojennej Estonii, której elitom udało się obronić i zbudować od zera własne państwo, i „rosyjską” o malutkim kraiku, rządzonym przez burżuazyjne elity, „wierzgającym” przeciwko „wielkiej Rosji”, obie społeczności weszły w okres niepodległości i demokracji. W dodatku, alienację rosyjskojęzycznych, pogłębiały nie zawsze trafione działania państwa estońskiego.

W połowie lutego rosyjskojęzyczny portal „delfi.ee” rozpisał wśród użytkowników ankietę , czy dla nich święto 23 lutego ma jakieś znaczenie. Udzielono (na forum) kilkuset wypowiedzi, w znacznym stopniu niecenzuralnych, a w zdecydowanej większości niechętnych Świętu i Estonii. Powszechnie podkreślano, że świętem jest 23 lutego (Dzień Obrońcy Ojczyzny), a nie 24 lutego. Zacytujmy kilku użytkowników (celowo pominąłem wulgarne wypowiedzi):

- „myślę, że 24 lutego świętować będzie 20% osób. Czasy nie te”
- „choć jesteśmy bez Ojczyzny, to i tak Obrońcy (nawiązanie do Dnia Obrońcy Ojczyzny – Tomasz Otocki). Pozdrawiam wszystkich ze świętem!”
- „jak można obchodzić dzień niepodległości, której nie ma? Jeśli nie mam racji, wyjaśnijcie mi proszę w czym Estonia jest niepodległa: w gospodarce, finansach, w polityce, w sprawach wojskowych czy w czym?” (Adam)
- „a to święto? Mam nadzieję, że na Vabaduse (pl. Wolności, gdzie obchodzono dzień niepodległości – przyp. Tomasz Otocki) spadnie jutro bomba”.
- „dziś, oczywiście, święto [23 lutego – przyp. T.O.]. Wszystkiego najlepszego dla was, mężczyzn. A jutro [24 lutego] zwyczajny dzień. Jeśli wcześniej było mi wszystko jedno co do 24 lutego, to po kwietniu 2007 r. [moment usunięcia „Aloszy” z centrum Tallina – T.O.] mam całkowicie negatywne nastawienie (…)”
- „a jakie nastawienie u hugenota w dzień św. Bartłomieja? A z jakim nastawieniem Żyd obchodzi święto „kryształowej nocy”? Ale to jutro… A dziś: 23 lutego, moje święto!!:) I nastrój dobry:)

Skąd taka skrajnie negatywna ocena Święta Niepodległości i estońskiej państwowości w ogóle? Oczywiście można powiedzieć, że na forach internetowych wypowiadają się osoby skrajne (vide: Kurier Wileński). Z drugiej strony, dystans czy niechęć rosyjskojęzycznych do państwa estońskiego i jego symboliki nie jest sprawą, którą można by było, ot tak, zignorować. Odpowiedzi udzielili portalowi „delfi.ee” Władimir Libman (działacz gospodarczy, dyrektor jednej z tallińskich fabryk) oraz Michaił Stalnuchin (przewodniczący rady miejskiej w Narwie). Jak twierdzi Libman, [http://rus.delfi.ee/daily/estonia/libman-chtoby-prazdnik-byl-obschij-nado-chtoby-i-otnoshenie-ko-vsem-bylo-odinakovym.d?id=40925445 żeby święto było wspólne, stosunek do różnych grup społecznych w kraju powinien być  jednakowy]. „Wie Pani (do dziennikarki delfi.ee), trzeba szanować państwo, w którym się żyje. A jeśli nie szanuje się świąt swojego państwa, to z pewnością, nie można być jego obywatelem, niezależnie od twojego stosunku do poszczególnych polityków”, jednak wg Libmana: święto może łączyć dopiero wtedy, kiedy stosunek do poszczególnych grup społecznych będzie jednakowy: „jeśli nie ma ani jednego ministra nie-Estończyka, oczywiste, że ten stosunek nie jest jednakowy. Bystrow i Sołowiow – dwóch burmistrzów nie-Estończyków na całą Estonię, wydaje mi się, że to trochę za mało”. [http://rus.delfi.ee/daily/estonia/stalnuhin-o-dne-nezavisimosti-estonii-chemu-radovatsya.d?id=40899271 W artykule „Z czego się cieszyć?”] wypowiada się z kolei Stalnuchin, wg którego nie należy obrażać się na Rosjan za to, że mają dystans do Święta Niepodległości. Stalnuchin powoła się tu na stwierdzenie Karola Marksa, że „to nie świadomość ludzi określa ich byt, ale na odwrót, ich byt społeczny określa ich świadomość”. Wg samorządowca dziś mamy państwo, w które pustoszy bieda, egoizm, bezrobocie, ogromna emigracja, a „prezydent przekształcił się w marionetkę konkretnych politycznych ugrupowań”. Wg Stalnuchina „rządzący kłamią (…), a służby specjalne coraz bardziej mieszają się w politykę, z czego się cieszyć?”. Pytany dlaczego Dzień Niepodległości jest coraz mniej ważny dla mniejszości narodowych, odpowiedział: „sami się zapytajcie. Spróbujcie odpowiedzieć, jak odrodzona niepodległość mogła rozdzielić społeczeństwo na Rosjan i Estończyków – tak, że wśród pierwszych mamy o wiele większe bezrobocie i o wiele mniejszą średnią płacę. Jeśli przez dekady do sierpnia 1991 roku Estończycy mieli możliwość kierowania państwem (stanowili większość w Komunistycznej Partii Estonii, i w ministerstwach), a od czasu odrodzenia niepodległości ta możliwość prawie zupełnie zniknęła u Rosjan. Jeśli całe pokolenia Estończyków otrzymywały edukację w swym ojczystym języku, a Rosjanom obecnie odbiera się to co mają ostatniego – kształcenie gimnazjalne w języku ojczystym?”. Według Stalnuchina „tylko ktoś całkowicie bezmyślny jest w stanie cieszyć się z czerwonego kwadracika w kalendarzu. Myślący człowiek w dzień święta państwowego coraz częściej zastanawia się, w jakim kierunku zmienia się jego życie, czego jest pozbawiony i dlaczego”. Samorządowiec dodał jednocześnie, że „nie trzeba obrażać się na Rosjan, za to, że nie szaleją z powodu świąt państwowych. Ktoś może powinien pomyśleć o przyszłości i wyciągnąć wnioski. A one leżą na dłoni”.

Wnioski niby leżą na dłoni, choć polityka integracji mniejszości to ciężki kawałek chleba dla elit politycznych we wszystkich krajach bałtyckich. Zobaczymy, jak sytuacja rozwinie się po wyborach parlamentarnych. Nie należy oczywiście oczekiwać żadnego przełomu (najpewniej będzie rządzić ten sam rząd), jednak wypowiedzi estońskich Rosjan długo ignorować nie będzie można. Czekając na następne święto…

24 lutego – nic szczególnego?

Obiecałem napisać nieco o okolicznościach odzyskania przez Estonię niepodległości w 1918 roku. Jak wiemy, Estonia, jako dwie gubernie: inflancka i estlandzka, od XVIII wieku znajdowała się pod panowaniem Rosji (wcześniej Szwecji). W drugiej połowie XIX wieku w Estonii podobnie jak w pozostałych państwach bałtyckich, zaczęło się odrodzenie narodowe. Na przełomie XIX i XX wieku estońscy działacze narodowi zaczęli snuć plany autonomii narodowej w łonie Imperium Rosyjskiego (przykładu dostarczała znajdująca się „o miedzę” Finlandia). Rzeczywistość szybko przerosła jednak te (wówczas wydające się radykalnymi) plany. Pod koniec I wojny światowej Estonia była raz to zajmowana przez Niemców, raz to przez wojska bolszewickie. Jak pisze znawca historii Estonii prof. Jan Lewandowski 19 lutego ukonstytuowała się Rada Starszych, która powołała Estoński Komitet Ocalenia na czele z Konstantinem Pätsem. Rada opracowała proklamację niepodległości, która określała Estonię jako suwerenne państwo demokratyczne (po raz pierwszy manifest ogłoszono w teatrze w Parnawie, 23 lutego). Tego samego dnia oddziały estońskie wyzwoliły Rewel (ob. Tallin) spod okupacji bolszewickiej, zaś rankiem 24 lutego na baszcie „Długi Herman” w zamku Toompea (w wolnej Estonii – siedziba rządu) żołnierze estońscy wywiesili trójkolorowy sztandar. Przed budynkiem Banku Państwowego odczytano manifest niepodległości, a wewnątrz powołano Tymczasowy Rząd Republiki Estońskiej na czele z Pätsem. Jak pisze Lewandowski:

„25 lutego stolica niepodległej republiki była udekorowana narodowymi flagami, biły dzwony, w kościołach odbywały się nabożeństwa dziękczynne, a w szkołach uroczyste apele” (Jan Lewandowski, Estonia, Warszawa 2001, s. 66).

Euforia nie trwała jednak długo, bo w południe 25 lutego do miasta wkroczyły wojska niemieckie, nie napotykając na opór. Na Długim Hermanie na kilka miesięcy zawisła czerwono-biało-czarna flaga niemiecka. Ostateczny koniec okupacji niemieckiej nastąpił 11 listopada, kiedy przejął władzę rząd Pätsa. Przez najbliższe miesiące przyszło jednak Estonii zmagać się z wojskami sowieckimi o swoją niepodległość, ugruntowaną dopiero traktatem w Tartu w dniu 3 lutego 1920 roku.
Można zatem powiedzieć, że 24 lutego, podobnie jak 11 listopada w Polsce, 16 lutego na Litwie czy 18 listopada na Łotwie jest datą symboliczną. Nie da się jej jednak wymazać z kalendarza estońskich świąt, bo na trwałe wrosła w pamięć Estończyków jako symbol podwójny: uzyskania niepodległości w 1918 roku, jak i łączności z przedwojenną Estonią, której niepodległość została zakończona w tragicznych okolicznościach w 1940 roku…

czwartek, 24 lutego 2011

Święto Niepodległości Estonii

24 lutego jest jednym z najważniejszych estońskich świąt narodowych. Upamiętnia uzyskanie niepodległości przez Estonię w 1918 roku i można go zestawić z datami 16 lutego (odzyskanie niepodległości przez Litwę) i 18 listopada (łotewskie święto niepodległości). Upamiętnia moment, gdy grupa żołnierzy estońskich po przepędzeniu bolszewików z Rewla (obecnie: Tallin) wywiesiła na baszcie ”Długi Herman” trójkolorową estońską flagę narodową, estońscy działacze narodowi ogłosili niepodległość i odczytali jej proklamację przed Bankiem Państwowym. Tego samego dnia powstał rząd tymczasowy z Konstantinem Pätsem na czele. Tegoroczne uroczystości rozpoczęły się już w Wigilię Święta, 23 lutego. Prawie 100 osób zostało odznaczonych za działalność na rzecz niepodległości Estonii, odznaczenia prezydent Ilves wręczył w siedzibie Banku Estonii (d. Bank Państwowy). 24 lutego, w Dzień Niepodległości, o godzinie 7:43 (początek dnia na dalekiej północy) odbyła się uroczystość podniesienia flagi estońskiej na baszcie „Długi Herman”. Podobne wydarzenie nastąpiło w wielu miejscowościach estońskich. W uroczystości podniesienia flagi w Tallinie uczestniczyli przewodnicząca Rigikoogu Ene Ergma oraz zwierzchnik estońskiego kościoła ewangelicko-luterańskiego Andres Põder. W tallińskiej katedrze (Toomkirik; kościół tumski) odbyło się zaś uroczyste nabożeństwo dla urzędników państwowych: w tym dla trzech najważniejszych osób w państwie (prezydent – premier – przewodnicząca parlamentu), deputowanych Riigikogu i innych polityków. Nabożeństwo odprawił biskup Andres Põder.
Pani Ergma podczas przemówienia stwierdziła, że obrona niepodległości Estonii jest wspólnym zadaniem Estończyków, bo za „to państwo zginęli nasi przodkowie”. Wg słów pani marszałek wyrosło pokolenie, które nie pamięta już czasów niewoli, ale niesie odpowiedzialność za przyszłość kraju. Jak stwierdziła:„wolni ludzie mogą  osiągnąć wiele, my osiągnęliśmy wiele”, a „lojalność względem Estonii i jej konstytucji powinna być czymś oczywistym”. Nawiązała również do sytuacji gospodarczej Estonii, podkreślając związek wykształcenia z poziomem dochodów. Indagowana przez dziennikarzy, opowiedziała się przeciwko podatkowi progresywnemu, który „nie jest środkiem do osiągnięcia celu”. 
O godzinie 11 odbyła się parada wojskowa z udziałem prawie 1000 żołnierzy na placu Wolności (est. Vabaduse) przy 17-stopniowym mrozie (w godzinach porannych temperatura wynosiła ok. - 25 stopni). Premier Andrus Ansip złożył wieniec pod Pomnikiem Wolności. Podczas przemówienia premier Ansip stwierdził, że w ciągu dziewięćdziesięciotrzylecia niepodległości Estończykom udało się zbudować „dobre państwo”. Wiele krajów jest biedniejszych od Estonii, wiele krajów jest młodszych, a państwo estońskie ma wymierne sukcesy. Nie byłoby tych sukcesów bez położenia mocnej podwaliny w 1918 roku i bez wojny wyzwoleńczej (1918-1920). „Nikt za nas nie będzie zajmować się sprawami państwa estońskiego. To tylko nasz obowiązek – budować i kształtować Estonię jako suwerenny, demokratyczny, otwarty i wolny kraj” – przekonywał w swym przemówieniu premier.
O godzinie 15 rozpoczęły się uroczystości dla bezdomnych i ubogich w cerkwi w Oleviste, gdzie przewidziano m.in.  koncert muzyki folkowej i jazzu. Po zakończeniu imprezy bezdomni otrzymają podarunki w postaci żywności: kancelaria prezydenta przekazała kosz owoców, datki złożyli też Bank Produktów i fabryka słodyczy „Kalev”. Będzie to z pewnością miły akcent, który choć nie poprawi życia osób żyjących w wykluczeniu, pozwoli również i im choć na chwilę cieszyć się z niepodległości.
PS. Więcej na temat tegorocznego święta niepodległości, jego genezy oraz stosunku różnych grup społecznych do niego w następnych notkach.

środa, 16 lutego 2011

Ostatnia Niepodległość...

Jak obchodzono ostatni Dzień Niepodległości w 1940 roku? Sięgnijmy do starych numerów wydawanej w języku polskim „Chaty Rodzinnej”. 16 lutego 1940 roku Litewskie Radio wyemitowało jak co roku przemówienie radiowe prezydenta Smetony, zaś na ręce wodza złożono siedem depesz gratulacyjnych: z ZSRR, USA, Łotwy i Estonii, Argentyny, Turcji i Słowacji. 261 osób uzyskało amnestię, wręczono wyższe stopnie dla oficerów, choć tym razem nikogo nie odznaczono orderami. W Kownie o godz. 10:30 odbyło się nabożeństwo w katedrze – bazylice, następnie o godz. 12:15 uczczono poległych w walkach o niepodległość Litwy przy Grobie Nieznanego Żołnierza. O godz. 13:00 odbyła się akademia w sali Klubu Oficerskiego. W ledwie co przywróconej Litwie stolicy uroczystości miały równie podniosły charakter. Zaczęły się także od mszy świętej w katedrze – bazylice wileńskiej, następnie odbyła się defilada i odsłonięcie tablicy pamiątkowej na domu, w którym miała swą siedzibę Taryby, a także złożenie kwiatów na grobie patriarchy litewskiego odrodzenia narodowego Basanawicziusa. Nastąpiła również uroczysta akademia z działem koncertowym. W uroczystościach wileńskich wzięli udział: premier Merkys, minister obrony kraju gen. Musteikis, minister spraw wewnętrznych Skuczas, a także minister oświaty Jokantas. W innych miejscowościach Litwy również odbyły się uroczystości: nabożeństwa, akademie, koncerty etc.
Za: „Chata Rodzinna”, nr 7 z 17 lutego 1940, s. 3; „16 lutego w kraju i zagranicą”, „Chata Rodzinna”, nr 8 z 24 lutego 1940, s. 3

Dzień Odrodzenia Państwa Litewskiego (Lietuvos valstybės atkūrimo diena)

Oddalając się od rozważań na temat owoców wizyty prezydenta Komorowskiego w Wilnie (na komentarze przyjdzie jeszcze czas), warto zwrócić uwagę na niezbyt chyba znaną w Polsce genezę święta 16 lutego, które do 1940 roku było najważniejszym świętem narodowym Litwy, a po 1990 roku jest jedną z kilku dat, która symbolizuje łączność „nowej Litwy” z międzywojenną tradycją.
Jak wiadomo z lekcji historii Wielkie Księstwo Litewskie w wyniku trzech rozbiorów oraz Kongresu Wiedeńskiego zostało całkowicie wchłonięte przez Imperium Rosyjskie, w granicach którego pozostawało do wybuchu I wojny światowej. Litwini wraz z Polakami uczestniczyli w trzech zrywach narodowych: kampanii napoleońskiej 1812 roku oraz powstaniach listopadowym i styczniowym. Oczywiste wydawało się, że po wywalczeniu niepodległości oba kraje powrócą do rozwiązań federacyjnych znanych sprzed 1791 roku. Po powstaniu styczniowym rozpoczęło się jednak litewskie odrodzenie narodowe, którego duchowni przywódcy widzieli już Litwę bardziej jako autonomiczny region w granicach zdemokratyzowanej Rosji (a docelowo i ”w marzeniach”: niepodległe państwo), pielęgnujący język narodowy i tradycje odrębne od  Polski. W 1905 roku odbyły się obrady sejmu wileńskiego z udziałem prawie 2 tys. działaczy narodowych, który sformułował postulat autonomii litewskiej w granicach Imperium Rosyjskiego ze stolicą w Wilnie i z uznaniem języka litewskiego jako narodowego. W takim stanie ducha Litwa weszła w okres I wojny światowej. Po krótkotrwałym zajęciu Małej Litwy (guberni gąbińskiej Prus Wschodnich) przez wojska carskie, gdy działacze litewscy marzyli o zjednoczeniu „dwóch płuc” litewskich: „wielkiego” i „małego”,  cała Litwa etnograficzna została opanowana w 1915 roku przez wojska niemieckie, trafiając pod zarząd dowództwa armii na wschodzie „Ober Ost”. W tym czasie pojawiły się różne koncepcje na trwałe związanie Litwy z Niemcami, m.in. plan prof. Friedricha Leziusa z Uniwersytetu Albertyna w Królewcu (teologa protestanckiego i wykładowcy historii kościoła tamże), który proponował osiedlenie na Litwie 500 tys. kolonistów litewskich, co doprowadziłoby do dwukrotnego wzrostu gęstości zaludnienia, a z Litwy uczyniło pomost między niemieckimi Prusami Wschodnimi a rządzoną przez baronów Nadbałtyką (dzisiejsza Łotwa i Estonia). Szczegółowy plan kolonizacji opracowało Deutsche-Baltische Gesselschaft. Z drugiej strony, Litwini po raz pierwszy zaczęli artykułować dążenia do niepodległości narodowej, a nie tylko autonomii. Ważnym punktem na tej drodze był akt proklamujący wskrzeszenie Królestwa Polskiego z listopada 1916 roku wydany przez obu cesarzy: niemieckiego i austro-węgierskiego. Aktywiści litewscy działali na różnych frontach: z jednej strony starali się przekonać Niemców do wyrażenia zgody na utworzenie Litwy w ścisłym sojuszu z Berlinem, z drugiej strony środowiska litewskie prowadziły „lobbing” na rzecz sprawy narodowej w krajach Ententy: w Szwajcarii i Rosji. W czerwcu 1917 roku Sejm litewski w Piotrogrodzie opowiedział się większością głosów za utworzeniem niepodległego państwa litewskiego (przy sprzeciwie socjaldemokratów, wciąż opowiadających się za federacją z Rosją). W tym samym roku odbyła się Konferencja Wileńska na czele z Jonasem Basanovicziusem i Antanasem Smetoną, na której wyrażono aspiracje niepodległościowe Litwy. Przedmiotem kontrowersji pozostawał fakt, na kogo stawiać bardziej: czy na Niemcy (Smetona), czy na Europę (Jonas Vileišis). W tym samym roku powołano do życia Tarybę na czele ze Smetoną (wiceprzewodniczący: Steponas Kairys, sekretarze Jurgis Šaulys, Petras Klimas). 11 grudnia 1917 roku Taryba podjęła uchwałę o odbudowie niepodległego państwa litewskiego ze stolicą w Wilnie, uwolnieniu Litwy od związków, które ją łączyły w przeszłości oraz o stałym sojuszu z Niemcami na poziomie militarnym, komunikacyjnym, celnym i monetarnym. Taryba była jednak ignorowana przez zaborców: jej przedstawicieli nie dopuszczono do udziału w konferencji brzeskiej, sama uchwała z grudnia była zaś przedmiotem kontrowersji i rodziła różne interpretacje, nawet w łonie samej Rady (czy to aby Sejm Ustawodawczy nie powinien zdecydować o ustroju na Litwie?). 26 stycznia 1918 roku większością głosów Taryba zaakceptowała jednak sojusz z Niemcami (przy sprzeciwie Kairysa, Vileišisa, Biržiški i Narutowicza). 16 lutego 1918 roku nastąpił przełom i uchwalono deklarację niepodległości (przy udziale „czwórki”), zakładającą odbudowę państwa litewskiego z Wilnem, demokrację, zerwanie więzi z państwami ościennymi, zwołanie Sejmu Ustawodawczego, który określi ustrój Litwy i stosunki międzypaństwowe. Pod aktem niepodległości podpis złożyło 20 sygnatariuszy, w tym Smetona, Naruszewicz, Vileišis, Kairys, Basanavičius, Biržiška i Mironas. Posiedzenie Rady odbyło się w Wilnie („historycznej stolicy Litwy”) w domu przy ulicy Zamkowej 26 w pomieszczeniu Litewskiego Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny (obecnie znajduje się tu muzeum – Dom Sygnatariuszy, podlegające Litewskiemu Muzeum Narodowemu). Niemcy negatywnie odniosły się do aktu 16 lutego, domagając się powrotu do stanowiska prawnego z grudnia 1917 roku. Taryba próbowała stosować różne wybiegi, wskazując, że oba akty nie stoją ze sobą w sprzeczności. W lipcu 1918 roku, bojąc się narzucenia władcy z dynastii Hohenzollernów, Rada wybrała królem Litwy Wilhelma von Uracha z katolickiej dynastii wirtemberskiej – również i ten krok spotkał się z negatywną reakcją części litewskich polityków. Sytuacja geopolityczna sprawiła, że ogłoszona 16 lutego niepodległość długi pozostawała „w próżni”. Dopiero 11 listopada 1918 roku powstał pierwszy rząd litewski stworzony przez Augustinasa Voldemarasa. 23 listopada wydano dekret o odrodzeniu wojska litewskiego (do dziś obchodzi się w tym dniu Święto Odrodzenia Wojska Litewskiego). 21 grudnia 1918 roku niepodległej Litwie przybyła sterowana z Moskwy konkurencja: Litewska Socjalistyczna Republika Sowiecka. Odtąd Litwie przyszło walczyć na kilku frontach: polskim (o Wilno) i sowieckim (o obronę niepodległości).
Sam dzień 16 lutego 1918 nie odznaczał się, poza zebraniem się Rady, które słabo „przebiło się” nawet w stołecznym Wilnie, niczego szczególnego. Dopiero później datę tę, jako symboliczną, wybrano na Święto Narodowe. 16 lutego 1919 roku odbyła się uroczysta przysięga żołnierzy litewskich na placu Ratuszowym w Kownie. 16 lutego 1921 roku otwarto Muzeum Wojskowe w Kownie, zaś 16 lutego 1922 – Uniwersytet Litewski (późniejszy Uniwersytet Witolda Wielkiego). Imieniem 16 lutego nazywano szkoły, ulice, place. Tradycja ta istnieje do dziś (a ściślej, została przywrócona po 1990 roku). Nazwę 16 lutego nosi np.  gimnazjum litewskie w RFN. Coraz częściej jako główne święto niepodległości wskazuje się jednak bliższy obecnym pokoleniom 11 marca (Święto Odrodzenia Niepodległości Litewskiej). Mimo to już od wczoraj trwają na Litwie uroczyste obchody: Wilno udekorowano trójkolorowymi wstążkami, zapalono świecie i złożone wieńce na grobach twórców niepodległości 1918 roku, a także ustawiono 16 płonących ognisk – pochodni w Alei Giedymina. Pani Prezydent przemawiała w Muzeum Wojskowym im. Witolda Wielkiego. Z kolei dziś poza uroczystym podniesieniem flag trzech państw bałtyckich na placu Szymona Dowkonta (będzie tam i prezydent Komorowski), nastąpi uroczysta msza święta w archikatedrze wileńskiej, a także koncert w Filharmonii Narodowej. Wszystkim Litwinom: i tym w kraju, i tym na emigracji, i tym od lat mieszkającym w Polsce wypada życzyć wszystkiego dobrego: su šventėm!
Warszawa, 16 lutego 2011 r.

wtorek, 15 lutego 2011

Trochę statystyki...


1995
1997
2000
2002
2007
Wilno
11 (51)
5 (51)
5 (51)
6 (51)
6 (51)
Rejon wileński
19 (27)
23 (27)
20 (27)
16 (27)[1]
19 (27)
Rejon solecznicki
14 (25)
20 (25)
18 (25)
17 (25)
20 (25)
Rejon szyrwincki
2 (25)
1 (25)
1 (25)
1 (25)
0 (25)
Rejon święciański
5 (25)
3 (25)
3 (25)
4 (25)
3 (25)
Rejon trocki
6 (27)
6 (27)
6 (27)
6 (27)
5 (27)
Wisaginia
6 (25)
0 (25)
0 (25)
0 (25)
0 (25)
Druskieniki
2 (25)
1 (25)
0 (25)
0 (25)
0 (25)
Kłajpeda
4 (31)
0 (31)
0 (31)
0 (31)
0 (31)
Razem
69
59[2]
53
50
53

Warto przyjrzeć się temu, jak zmieniała się obecność Polaków w samorządach na Wileńszczyźnie w ciągu 12 lat…
Źródła:
Mariusz Roman, „Działalność polskich organizacji politycznych i społecznych  na Litwie”, „Rocznik Wschodni”, nr 3, 1996, s. 80-81 (tabela); wikipedia.lt, kurierwilenski.lt, informacje własne.



[1] Jeden mandat uzyskał przedstawiciel Polskiej Partii Ludowej (LLLP) R. Maciejkianiec.
[2] W 1997 powstał odwołujący się do mniejszości narodowych Litewski Sojusz Obywatelski, który w wyborach samorządowych uzyskał w Wisagini – 9 mandatów, Wilnie – 10, Kłajpedzie – 7, a Solecznikach – 1 (tutaj: Stanisław Wojtkiewicz).

Większe szanse z "Aliansem"?

Już za dwa tygodnie mieszkańcy Litwy pójdą głosować w wyborach samorządowych. Ze zrozumiałych względów, oprócz powyborczych układanek w Wilnie, Kownie, Szawlach czy Kłajpedzie interesuje nas, jak rozłożą się głosy na Wileńszczyźnie – w miasteczkach i rejonach zamieszkałych przez Polaków, od lat będących „matecznikiem” Akcji Wyborczej Polaków. Wybory samorządowe po raz pierwszy umożliwiły start osobom niezrzeszonym w partiach politycznych, co z pewnością odbije się (w jakim stopniu?) na kształcie samorządów. Innowację wprowadziła także AWPL: w połowie samorządów startuje samodzielnie, w połowie zaś w „aliansach z Aliansem”, czyli jako Blok Waldemara Tomaszewskiego. Jak stwierdził lider Akcji w rozmowie z Renatą Widtmann w dniu 14 lutego („Radio znad Wilii”) partia liczy na ponad 60 mandatów w tych wyborach (poprzednio uzyskała 53, stając się najsilniejszą siłą nie tylko w podwileńskich rejonach, ale również w całym powiecie wileńskim), z czego 7-8 mandatów w samym Wilnie. Współpraca może być o tyle ryzykowna, że mocno osadzony w kłajpedzkich realiach Alians Rosjan (bardziej poprawnie po polsku: Sojusz Rosyjski, z rosyjskiego: Russkij Alians) nie ma silnych struktur na Wileńszczyźnie, gdzie działa raczej Związek Rosjan byłego posła Sergieja Dmitrijewa (obecnie ma dwa mandaty w radzie miejskiej Wilna i jeden w Wisagini). Współpraca może więc nie przynieść oczekiwanych efektów, a jeśli tak, to raczej wzmocnieniu ulegnie Alians, a nie Akcja. Z drugiej strony, elektorat rosyjski w samym Wilnie czy Wisagini, to „śpiąca potęga” – pytanie na ile uda się ją obudzić i przedstawić Blok Tomaszewskiego nie tylko jako partię polską, ale reprezentującą interesy wszystkich mniejszości narodowych Litwy. AWPL, zapraszająca na swe listy w wyborach parlamentarnych Rosjan, Białorusinów, Ukraińców i Litwinów ma w tej sprawie już pewne doświadczenia.
Warto się przyjrzeć startującym kandydatom na Wileńszczyźnie. W Solecznikach o mandaty ubiegają się nie tylko działacze Akcji, ale również dwaj Polacy (w duecie): Poczobut i Wińczo (jako niepartyjni kandydaci korzystający z dobrodziejstw znowelizowanej ordynacji wyborczej). Niezwykle swojsko brzmią nazwiska wielu kandydatów LRLS, choć żaden z ubiegających się o mandat nie podał swojej narodowości (czyżby to wyraz przemyślanej polityki liberałów, by uciec od prowadzącej na manowce dychotomii swój – obcy?). Na listach innych partii towarzystwo również mieszane narodowościowe, bardzo dużo Polaków, choć listę Porządku i Sprawiedliwości otwiera Białorusinka. Wyjątkiem są konserwatyści, z ramienia których startują prawie sami Litwini (inne osoby, o słowiańsko brzmiących nazwiskach, nie podały narodowości). W rejonie wileńskim nie ma żadnych „politycznych nowości”, poza taką, że tamtejsza centroprawica (liberałowie, centryści i konserwatyści) zjednoczyła siły w jednym bloku. Akurat ten ruch należy ocenić jako niezwykle trafny: gdyby postąpiła w ten sposób cztery lata temu zamiast dwóch mandatów dziś miałaby cztery. Wśród kandydatów Akcji wysoką trzecią pozycję ma Rosjanka Tatiana Markowa, radna rejonu od jedenastu lat i działaczka ZPL.  
W mieście Wilnie zgłoszono 29 list, z czego 10 „prywatnych”, najczęściej złożonych z jednego nazwiska. Sporą niespodziankę może sprawić lista wystawiona przez byłego burmistrza stolicy Arturasa Zuokasa, który mimo przeróżnych oskarżeń wciąż cieszy się w mieście popularnością. Z ramienia ugrupowania „Wilno – nasze sprawy” o miejsce w radzie ubiega się obywatel RP i były rzecznik „Orlenu” Jacek Jan Komar. Z kolei Blok Tomaszewskiego musi konkurować na gruncie wileńskim ze Związkiem Rosjan, a także innymi ugrupowaniami ubiegającymi się o względy mniejszości (TT, DP, NS, LSDP). Wystawia jednak mocną drużynę z posłem do PE jako „jedynką”, doświadczonymi samorządowcami: Wandą Krawczonok, Ireną Litwinowicz, Józefem Kwiatkowskim i Olgą Gorszkową (była radną z listy Związku Rosjan w kadencji 2003-2007), a także wiceburmistrzami: byłym (Artur Ludkowski) i obecnym (Jarosław Kamiński).
Wybory na Litwie będziemy jeszcze śledzić…

poniedziałek, 14 lutego 2011

Okręg nr 29. Prosimy do urny!

Na Litwie zakończyła się pierwsza tura wyborów uzupełniających do Sejmu X kadencji w okręgu Mariampol. Zostały one zarządzone na jesieni ubiegłego roku w związku ze śmiercią socjaldemokraty Algisa Rimasa (1940-2010), od 2008 roku posła reprezentującego właśnie ten okręg, a wcześniej m.in. I sekretarza Komitetu Miejskiego KPZR w Mariampolu oraz wieloletniego radnego i przewodniczącego rady rejonowej w Mariampolu. Wśród kandydatów do mandatu po zmarłym polityku znalazło się dziewięciu polityków: trzech z nich reprezentowało partie koalicyjne (TS-LKD, LiCS, LRLS), sześciu zaś opozycję (Partię Pracy, Porządek i Sprawiedliwość, Litewską Partię Socjaldemokratyczną, Litewski Związek Socjaldemokratyczny, Partię Chrześcijańską i Nowy Związek (socjalliberałów).  Jak podał wieczorem „Lietuvos rytas” wybory nie zostały rozstrzygnięte, jednak nie z powodu niskiej frekwencji, która była i tak wyższa niż w niedawnych wyborach w okręgu pilskim, ale z racji rozbicia się głosów między kandydatów kilku ugrupowań (niska frekwencja nie jest już zresztą od dawna powodem unieważnienia wyborów na Litwie). Do urn pofatygowało się w niedzielę około 23% z 38 tys. uprawnionych do głosowania. Najwięcej głosów zebrali socjaldemokrata (z LSDP) Albinas Mitrulevičius (ok. 26%) i konserwatysta Valdas Pileckas (21%) i to właśnie oni powalczą o względy wyborców w II turze, która odbędzie się wraz z wyborami samorządowymi 27 lutego. „Na podium” stanął kandydat wyrastającego na główną siłą liberalnego centrum Związku Liberałów Republiki Litewskiej (LRLS) Paulius Uleckas z poparciem 13%, który prześcignął nominata TT Rolandasa Jonikaitisa (ponad 12% głosów). Wśród kandydatów ze znaczącym poparciem znaleźli się: socjaldemokrata (ze „związku”) Gediminas Akelaitis (10%), chrześcijański demokrata Algis Žvaliauskas (8%) i kandydatka Partii Pracy Vaida Giraitytė (5%). Akceptacji wyborców zdecydowanie nie uzyskali: była wiceminister zdrowia Nora Ribokienė (LiCS) oraz Ramūnas Mažėtis (NS). Oboje zdobyli od 1 do 2% poparcia.
Układ głosów w I turze wskazuje na to, że wybory za dwa tygodnie wygra najprawdopodobniej przedstawiciel lewicy, który może liczyć na głosy wyborców drugiej partii socjaldemokratycznej (LSS), Nowego Związku, a także ugrupowań protestu: Partii Pracy i Porządku i Sprawiedliwości. Elektorat LRLS najprawdopodobniej poprzez kandydata konserwatystów. Ciekawe, jak zachowają się wyborcy Partii Chrześcijańskiej: na ile zagłosują na Pileckasa ze „stowarzyszonego” jeszcze do niedawna Związku Ojczyzny, na ile zaś zostaną w domu. W poprzednich wyborach walka była zacięta, gdyż kandydat LSDP Rimas wygrał w II turze przewagą 54% głosów, przy 46% głosów dla konserwatysty Arvydasa Vidžiūnasa (frekwencja wyniosła 28% głosów). Teraz można spodziewać się większej przewagi lewicy, w związku z niepopularnością rządu Kubiliusa i słabymi wynikami w sondażach TS-LKD. Ciekawe jednak, że kandydat konserwatystów wszedł do II tury z poparciem prawie równym „błyszczącej” w sondażach LSDP, co może zwiastować, że zatrzymany został spadek popularności konserwatystów. Jakie wnioski nasuwają się z wyników niedzielnych wyborów, poza konstatacją, że Litwini przywiązują większą wagę do obowiązków obywatelskich niż Polacy (frekwencja w wyborach uzupełniających była 4 razy większa niż u nas)? Oczywistym jest, że mamy do czynienia ze zmierzchem znaczących jeszcze niedawno ugrupowań tj. LiCS, NS czy TPP – kandydatka tego ostatniego uzyskała dwa lata temu w okręgu Mariampol 16% głosów, dziś „odrodzeniowcy” nie ubiegali się w ogóle o mandat. Na „trzecią siłę” litewskiej polityki powoli wyrasta LRLS, który może powalczyć skutecznie „o podium” z Partią Pracy oraz Porządkiem i Sprawiedliwością (będzie to też pewnie zależało od radzenia sobie Litwy z kryzysem gospodarczym – szybsza „rekonwalescencja” kraju może pomóc LRLS wyprofilować się na jedno z najważniejszych ugrupowań kraju). Last but not least, daje się zauważyć częsta zmiana kolorów politycznych przez startujących kandydatów:  chrześcijański demokrata Algis Žvaliauskas dwa lata temu startował jako „liberał”, zaś Paulius Uleckas z LRLS ubiegał się o mandat z rekomendacji LCiS. Ale to świadczy tylko o tym, że Litwa jest nieodrodną częścią Europy Wschodniej również i w takich kwestiach…
Ostateczne wyniki wyścigu poznamy najprawdopodobniej w nocy z niedzieli na poniedziałek 27/28 lutego. W niczym nie zmienią one proporcji między opozycją a koalicją w Sejmie, choć konserwatyści nie wzgardziliby dodatkową szablą. Wiele powiedzą jednak o zmianach sympatii elektoratu litewskiego. Na to czekają wszyscy: wraz z wyborami do samorządów to ostatni sondaż przed ostateczną rozgrywką na jesieni 2012 roku…