środa, 28 grudnia 2011

Na koniec roku


Dla niejednego decyzja sądu w sprawie ulicy Juliana Tuwima była miłą niespodzianką. Z tej okazji przypomnijmy zapomniany już i niewznawiany w powojennych antologiach wiersz (po raz pierwszy opublikowano go w "Kurierze Wileńskim" 17.V.1930 r.)...

Druskienickie Drzewa
Ballada

Od Litwy szumny wiatr zawiewa
Jesienną pieśń zawodzi las
I stare Druskienickie drzewa
Tak sobie gawędziły raz:

Gdzie Rotniczanka wody niesie
I w Niemen wpada wełną pian,
Przyjeżdża tam co rok pod jesień
Ten zadumany, starszy pan.

Ma siwą kurtkę, siwe oczy
Sumiasty wąs, krzaczaste brwi
Nad brzegiem rzeki często kroczy
I patrzy w dal i jakby śni.

To wśród tutejszych kuracjuszy
Jest ponoć jakiś ważny gość
Bo lud uchyla kapeluszy
I dobrotliwie szepce coś.

On widać w życiu wiele przeżył,
Przebolał sercem każdą myśl
I dużo walczył, dużo wierzył,
A może walczy jeszcze dziś.

Chociaż pękało serce nieraz,
A gwałtem trzeba było żyć,
Więc zamyślony chodzi teraz
I ot, co czuje, musi kryć.

Od wrogów, może od przyjaciół
Samotnie szedł do czterech ścian
I tam mu upór usta zaciął
I przeto milczy starszy pan.

Z zresztą cóż my wiemy, drzewa:
Zaścianek tutaj, głucha wieś,
Od Litwy szumny wiatr zawiewa
I śpiewa, śpiewa wieczną pieśń.

Może w stolicy ludzie wiedzą
Więcej niż bór i wiatr i łan,
Może nam ludzie opowiedzą
Kto jest ten siwy, starszy pan?

I o czym duma, gdy tak kroczy
Wśród drzew zdziwionych wiecznie sam
I dokąd patrzą siwe oczy,
Może powiedzą ludzie nam?

Lecz widać, musi w kurtce szarej
Samotnie drogą swoją iść,
Jeśli mu baublis – dąb prastary
Co dzień pod stopy rzuca kiść.

(1930)

sobota, 24 grudnia 2011

Wesołych Świąt!


Minął już ponad rok od pisania blogu, w środę udało się opublikować setny post, a już zbliżają się kolejne Święta. Jako że dziś Wigilia, chciałem przekazać wszystkim czytelnikom portalu "Wilno-Ryga-Tallin-Helsinki" życzenia zdrowych, pogodnych i radośnie spędzonych Świąt Bożego Narodzenia, w dobrym towarzystwie przy stole oraz mnóstwa prezentów od Św. Mikołaja.

Święta mają dziś wymiar komercyjny, dlatego życzę odpoczynku od zakupów, reklam i warczącego 24 godziny na dobę telewizora. W zamian za to warto sięgnąć po lekturę, np. o krajach bałtyckich (w 2011 r. ukazało się sporo publikacji poświęconych Litwie i Łotwie). Dla tych, dla których aspekt religijny Świąt wciąż pozostaje ważny, polecam przesłanie świąteczne ks. Rimasa Mikalauskasa, którym podzielił się ze słuchaczami Radia Wnet w ubiegły czwartek.

I jeszcze raz: zdrowych, pogodnych świąt!

Linksmų Šv. Kalėdų! Priecīgus Ziemassvētkus! Prīceigus Zīmyssvātkus! Rõõmsaid jõulupühi! Frohe Weihnachten! C праздником Рождества Христова! אַ פֿרײליכע ניטל

Święta w Estonii


Media w Estonii doniosły w jaki sposób wysocy urzędnicy w państwie spędzać będą Wigilię. Prezydent Toomas Hendrik Ilves o godz. 17 weźmie udział w nabożeństwie w kościele Püha Vaimu na tallińskiej starówce. Jego przemówienie wraz z nabożeństwem celebrowanym przez arcybiskupa Estońskiego Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego (Eesti Evangeelne Luterlik Kirik, EELK) Andresa Põdera będzie jak co roku transmitowane przez telewizję ETV. Jak wiadomo, tradycja uczestnictwa w wigilijnych nabożeństwach datuje się od 1996 r. – zapoczątkował ją ówczesny prezydent Lennart Meri, a kontynuowali Arnold Rüütel i Toomas Hendrik Ilves. Obecnie urzędujący prezydent tradycyjnie odwiedzał kościół w Halliste.

Jak estońscy politycy obchodzą święta? Podobnie jak większość ich europejskich kolegów w gronie rodziny, niekiedy udają się na nabożeństwo do cerkwi albo na cmentarz (to ostatnie akurat jest nietypowe dla innych krajów kontynentu). Popularne są wizyty u znajomych, a także rozrywki sportowe: jazda na nartach i łyżwach.

Jak w 2007 r. informował portal delfi.ee, posiłkując się sondażem przeprowadzonym na zlecenie pisma "Eesti Päevaleht", w Święta Bożego Narodzenia świątynie odwiedza około połowy mieszkańców Estonii. Na pójście do kościoła decydowali się częściej osoby starsze, kobiety, lepiej wykształceni i mieszkańcy Tallina. Wg danych Eurobarometru Estonia jest najmniej religijnym krajem UE – jedynie 16% mieszkańców wierzy w Boga...

Haid joule!*

Na zdjęciu: kościół luterański Püha Vaimu, gdzie na nabożeństwo uda się Toomas Hendrik Ilves (autor: Horvat, Wikimedia Commons).

* Wesołych Świąt! (est.)

środa, 21 grudnia 2011

Czy w Rydze będzie ulica Havla?


W kilkanaście godzin po śmierci Václava Havla burmistrz Rygi Nił Uszakow zaproponował, by imieniem dramaturga, opozycjonisty i pierwszego prezydenta wolnego kraju nazwać jedną z ryskich ulic.

W związku z pomysłem lidera Centrum Zgody na Łotwie rozgorzała dyskusja. Wielu mieszkańców ulicznej sondy propozycję poparło, ale niektórzy dziennikarze, np. Atis Rozentāls, studzą rozpalone głowy. Niektórzy forumowicze pytają, czy "russkij gradonaczalnik" ma prawo do takiej inicjatywy, inni wprost mówią, że z pomysłem powinna wystąpić raczej opozycyjna (i antykomunistyczna) "Vienotība". W tle pojawia się strach, czy nie chodzi czasem o przemianowanie kontrowersyjnej ulicy Dudajewa. Tak oto pamięć po Havlu pada ofiarą wewnątrzłotewskiego (i międzyetnicznego) konfliktu politycznego, zupełnie tj. w Polsce, gdzie każdy próbuje wpisać go do swojej narracji, choć po śmierci wybitnego pisarza i opozycjonisty oszczędzono nam najgorszego.

Tymczasem prezydent Andris Bērziņš ogłosił, że w piątek będzie reprezentować Łotwę na pogrzebie Havla, nie wiadomo, jak zachowają się dwaj pozostali prezydenci krajów bałtyckich.

Wracając do sprawy ulicy: wg łotewskich przepisów trzeba odczekać pięć lat od śmierci człowieka, którego imieniem chce się nazwać ulicę czy plac miejski. Od tej zasady w wyjątkowych przypadkach można odstąpić. W mijającym właśnie roku Ryga wzbogaciła się o m.in. o Skwer Islandzki (upamiętnia wsparcie dla idei niepodległości Bałtów przez Islandię), a także ulice Sumnera Wellesa (w 1940 r. był autorem deklaracji rządu amerykańskiego nieuznającej aneksji Łotwy przez Sowiety), czy architekta Teodorsa Hermanovskisa. Nie wiadomo, czy ostatecznie rada miejska Rygi zdecyduje się na nazwanie imieniem Havla ulicy już teraz. W końcu tyle bitew do stoczenia...

Na zdjęciu: ambasada czeska w Warszawie; flaga narodowa przyozdobiona w kir. Jeszcze do czwartku możnawpisać się do żałobnej księgi....

sobota, 17 grudnia 2011

Czy koniec marszów SS?



Europarlamentarzysta i były współprzewodniczący Sojuszu Narodowego "Wszystko dla Łotwy!" – TB/LNNK Roberts Zīle stwierdził w wywiadzie dla agencji BNS, że ministrowie – narodowcy nie powinni brać 16 marca 2012 r. udziału w marszu legionistów SS, a odpowiednim miejscem dla wspominania wydarzeń II wojny jest raczej cmentarz – pomnik w Lestene. Jak zauważył Zīle dotychczas było tak, że "wszechłotysze tego dnia przy Pomniku Wolności tworzyli las sztandarów. Moim zdaniem ministrowie reprezentowani w rządzie w żadnym wypadku nie powinni brać udziału w marszu pod Pomnik Wolności. Mężowie stanu muszą być jednak mężami stanu". Na przyszłorocznej demonstracji w centrum miasta europoseł nie widzi również legionistów – dla nich właśnie cmentarz bracki w Lestene jest odpowiedniejszym miejscem wspominania poległych towarzyszy (swoją drogą: w uroczystościach w Lestene ma w przyszłym roku wziąć udział minister sprawiedliwości narodowiec Gaidis Bērziņš). Komentując oddźwięk międzynarodowy marszu, zwłaszcza reakcje rosyjskie, Zīle twierdzi: "czy nam się podoba czy nie, polityka jest sztuką zachowania balansu (...) nie należy walić głową w ścianę i dać się prowokować do rzeczy, które potem przyniosą Łotwie problemy analogiczne do tych, które były w 1998 r.".

W 1998 r. Sejm Łotwy uchwalił 16 Marca dniem pamięci narodowej, co spotkało się z ostrą reakcją Federacji Rosyjskiej. Po kilkunastu miesiącach parlament zniósł święto, niemniej co roku w dniu 16 marca mieszkańcy Rygi (zwłaszcza środowiska związane z TB/LNNK oraz "Visu Latvijai!") gromadzą się w centrum miasta, by upamiętnić Legion. Dochodzi także do kontrmanifestacji "antyfaszystów", a Rosja co roku wydaje pomruki, że na Łotwie "odradza się faszyzm". Nie tylko zresztą Rosja, bo swego czasu rzeczony Zīle dostał po głowie od samego Efraima Zuroffa nie tyle już nawet za wsparcie przez TB/LNNK marszu, co za zrównywanie ze sobą zbrodni nazizmu i komunizmu. Marsz Legionu SS jako temat polityczny pojawił się również tegorocznej jesieni – wielu polityków "Jedności" i Partii Reform obawiało się, że udział ministrów i działaczy koalicyjnego Sojuszu Narodowego w demonstracji może wpłynąć na międzynarodową reputację Łotwy i rządu Dombrovskisa (przez rok narodowcy byli poza rządem). Kilka tygodni temu "Frankfurter Rundschau" pisał o "neonazistach w rządzie Łotwy".

Sobotnie słowa Zīlego są głosem w wewnętrznej debacie na temat sensu marcowych demonstracji, od lat nawołuje się bowiem, by imprezę 16 marca przenieść na bardziej odpowiedni do niej cmentarz w Lestene, gdzie pochowani są legioniści. Jest to propozycja ze wszech miar słuszna i sensowna. Taki pomysł zgłaszał choćby Valdis Dombrovskis i inni liderzy umiarkowanej prawicy.

Czy 16 marca 2012 r. przebiegnie zatem bez zadym? Trudno powiedzieć, bo marcowe "pikiety" potrzebne są i narodowo-radykalnej scenie na Łotwie, rozkręcającej do granic możliwości nastroje antyrosyjskie i antykomunistyczne, jak i rodzimym oraz importowanych z FR "antyfaszystom", którzy "faszystów" widzą zawsze i wszędzie. Społeczna ocena okresu II wojny światowej to zresztą na Łotwie ciężki kawałek chleba. Ale trzeba próbować.

Na zdjęciu: utworzony w 1998 r. cmentarz bracki w Lestene w Kurlandii ("Lestenes Brāļu kapi"), gdzie pochowano tysiąc, a na specjalnych tablicach wyryto nazwiska 11 tys. poległych legionistów. Autor fotografii: Apogs88 (Wikimedia Commons).

wtorek, 13 grudnia 2011

Prasa doniosła...

"Rzeczpospolita" spoglądająca (jak wszystkie media w Polsce) jedynie od czasu do czasu w stronę krajów nadbałtyckich opublikowała dziś trzy artykuły poświęcone wydarzeniom u północno-wschodnich sąsiadów. W wywiadzie z Piotrem Kościńskim doc. Andrzej Pukszto z Uniwersytetu Witolda Wielkiego (VDU) mówi o pogorszeniu się polsko-litewskich stosunków dyplomatycznych. Wywiad pod wiele mówiącym tytułem "Nuklearne oziębienie na linii Warszawa – Wilno" dotyka m.in. sprawy wycofania się Polskiej Grupy Energetycznej z projektu budowy elektrowni w Wisagini (decyzję tę ekspremier Gediminas Kirkilas, który wciąż jeszcze może sobie pozwolić na mówienie bardziej wprost niż działacze TS-LKD, nazwał "polityczną"). Andrzej Pukszto surowo ocenia efekty polityki zagranicznej konserwatywno-liberalnej koalicji: "nowy rząd mówił o resecie polityki zagranicznej. Miały być lepsze stosunki z Rosją – to się nie udało, rozmowy z rządem Łukaszenki – bez efektu. Trudno powiedzieć, co teraz będzie. Mogę jedynie pochwalić litewskich dyplomatów za aktywne działanie na kierunku skandynawskim".

W tym samym numerze "Rzepa" dotyka także afery "Swedbanku" na Łotwie ("Łotysze boją się o swoje oszczędności"). Jak wiadomo, z niedzieli na poniedziałek doszło w łotewskich miastach do szturmu na automaty, a w konsekwencji utraty kilkudziesięciu milionów dolarów przez "Swedbank". T. Serwetnyk pisze o kulisach wydarzeń i porusza wątek polityczny: "podejrzenia padły na rosyjską młodzieżówkę "Jedna Łotwa". W zeszłym roku w grudniu jej liderzy apelowali do Łotyszów, by wzięli udział w akcji Bankrut-2010 przeciwko "swawoli bankierów, którzy doprowadzili Łotwę do kryzysu". Aktywiści Jednej Łotwy wyczyścili wtedy z gotówki bankomaty Swedbanku i innych instytucji. – Tym razem to nie my. Ludzie sami podjęli taką decyzję. A może to amerykańskie służby specjalne? – pytał dziennikarzy przywódca organizacji Eduard Swatkow". Edward Swatkow to postać znana użytkownikom polskiego Internetu z wywiadu jaki przeprowadził z nim publicysta portalu Geopolityka.org Mateusz Piskorski (polemikę z wywiadem można było przeczytać na portalu politykawschodnia.pl). Wg Serwetnyk: "niektórzy twierdzą, że do upadku Krajbanki doprowadziła polityka. Mówią o związkach Antonowa z merem Rygi Nilem Uszakowem z rosyjskiego Centrum Zgody". Znany łotewski politolog Ivars Ījabs odpowiada jednak Tatianie Serwetnyk: "Moim zdaniem wnioski te są wątpliwe”. Według niego w przypadku Swedbanku chodzi o zwykłą panikę, którą pogłębia jeszcze słabość instytucji, takich jak Komisja Nadzoru Finansowego".

Ten sam numer "Rzeczpospolitej" przynosi informacje na temat działalności Aleksandra Mirskiego (jednego z dziewięciu łotewskich europosłów; jak pisze Aleksander Radczenko ostatnio wraz z Waldemarem Tomaszewskim głosował przeciwko uchyleniu immunitetu Wiktorowi Uspaskichowi). W artykule "Zagadkowy "przyjaciel Ukrainy" Piotr Kościński i Tatiana Serwetnyk kreślą portret Mirskiego: "to tajemnicza postać (...) urodzony w Wilnie, obecnie mieszkający w Rydze, reprezentuje ugrupowanie mniejszości rosyjskiej Centrum Zgody. Jego działania są kłopotliwe, zwłaszcza dla polskich eurodeputowanych pracujących na rzecz Ukrainy. – Zakładając w europarlamencie grupę Przyjaciele Ukrainy odciąga uwagę eurodeputowanych od oficjalnego komitetu współpracy Parlament Europejski – Ukraina". I dalej: "O Mirskim łotewscy dziennikarze śledczy pisali "poseł-dłużnik" i "poseł-gracz". Znany jest z tego, że po wyjściu z łotewskiego Sejmu kierował się do salonu gier Melnais kaķis (...). Socjolog z Uniwersytetu Łotewskiego prof. Aigar Freimanis pytany, jak Mirski jest oceniany na Łotwie, odpowiada: – Jest politykiem lokalnym, niezauważalnym. Zasłynął w prasie głównie ze skandali obyczajowych. Trudno znaleźć osobę, która potrafiłaby określić, jakie on ma poglądy, co zamierza. To, że został eurodeputowanym, wywołało kontrowersje w samym Centrum Zgody. Nikt też nie wie, czym konkretnie zajmuje się w Parlamencie Europejskim".

Więcej informacji na portalu rp.pl.

niedziela, 11 grudnia 2011

Mały naród i wielka polityka...

Liwowie to temat rzadko goszczący w polskich mediach. Wyjątek stanowią periodyki poświęconego regionowi Morza Bałtyckiego (tj. choćby "Świat Inflant") czy portale takie jak "Panorama Kultur". W polskich publikacjach książkowych temat odżył dzięki niestrudzonemu Tadeuszowi Zubińskiemu. Chyba nikt w Polsce nie zauważył jednak wyboru liwskiego posła do Sejmu we wrześniu tego roku...

środa, 7 grudnia 2011

Żydowska wystawa w Centrum Litewskim


6 grudnia o godz. 18:00 w Centrum Litewskim przy Ambasadzie Litwy w Warszawie odbył się wernisaż wystawy "Twarze Żydów Europy Wschodniej i ich świat". Jest to zbiór litografii wykonanych w czasie i bezpośrednio po I wojnie światowej przez Hermanna Strucka (1876-1944) na terenach b. Wielkiego Księstwa Litewskiego i Inflant. Urodzony w stolicy Prus Struck był tzw. Westjude ("Żydem Zachodnim"), studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie. Choć był Żydem zasymilowanym (a dodajmy, że Westjuden często gardzili swoimi wschodnimi braćmi – Ostjuden, jako ciemną, kurczowo trzymającą się tradycji masą) zaznał dyskryminacji: w 1899 r. zakazano mu wykładania w Akademii. Od tego czasu swoje prace podpisywał hebrajskim imieniem Chaim Aaron ben David, zaangażował się także w ruch syjonistyczny. W czasie I wojny światowej – mimo przykrości doznanych od wilhelmińskich Niemiec – zgłosił się na ochotnika do armii cesarskiej (za męstwo, jak wielu Żydów, dostał Krzyż Żelazny). W 1917 r. został referentem ds. żydowskich przy Oberkommando Ost – zarządzie frontu wschodniego idącego wówczas w poprzek terenów Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Właśnie wtedy powstały zaprezentowane na wystawie litografie. Możemy się na nich zapoznać z "typami żydowskimi" (Żydami religijnym, młodzieżą żydowską świecką i religijną, rzemieślnikami, ludźmi napotkanymi na ulicy) oraz wyobrażeniami ludności miejscowej (polskiej i litewskiej). Na drugą część ekspozycji składają się widoki b. Wielkiego Księstwa Litewskiego z okresu okupacji niemieckiej. Zwiedzający ujrzą głównie trzy stolice gubernialne: Wilno, Kowno oraz Grodno, mamy tu jednak także całkiem sporą kolekcję "białostocką" (gwoli przypomnienia: Białystok od 1807 r. wchodził w skład tzw. Ziem Zabranych, a nie "Kongresówki"), a trafiają się widoki z mniejszych miast litewsko-białoruskich (Szawle – Lida). Dwie litografie nie dotyczą Litwy, lecz Inflant (targ w Mitawie, Żydówka z Rygi) i są łotewską "wklejką" do tej litewsko-polsko-białoruskiej wystawy. Wśród zaprezentowanych dzieł znane każdemu widoki: Ostra Brama, klasztor w Pożajściu, rynek z "łabędziowym" ratuszem kowieńskim, nadniemeński pejzaż Grodna. "Mniej znane" dotyczą miejsc szczególnie ważnych dla żydów (tj. np. cmentarz żydowski w Wilnie).

Wszystkie litografie podpisane są w trzech językach: polskim, litewskim i niemieckim (czy tak nie mogłoby być na co dzień i w Polsce, i na Litwie?), choć zabrakło (dlaczego?) języka, którym w owym czasie mówiła zdecydowana większość ludności żydowskiej: jidysz. Zostawia to pewne uczucie niedosytu, większe niż zauważony przez gości z Mińska brak białoruskiego (Grodno było na początku XX w. raczej żydowsko- i rosyjskojęzyczne). Wystawa po jej obejrzeniu – to wrażenie nie tylko moje – wywołuje ducha tęsknoty za zniszczoną przez europejskie totalitaryzmy wschodnioeuropejską wielokulturowością. Z drugiej strony znak zapytania: jak wielokulturowość sprawdziłaby się w świecie, w którym przez kilkadziesiąt lat skutecznie oduczyliśmy się codziennego funkcjonowania z "tym innym" (piszę o "Koronie – PRL", nie "LSRR – WKL", to odrębne światy).

Ekspozycję, zorganizowaną przez Ambasadę Republiki Litewskiej w Warszawie oraz Fundację "Żyd Niemalowany. Muzeum Wieczny Tułacz", będzie można zwiedzać do 5 stycznia 2012 od poniedziałku do piątku w godzinach 10.00 - 17.00. Zaprezentowane litografie są częścią kolekcji Alicji Schottlas.

T.O.

Rekomendacje internetowe:
http://zyd-niemalowany.pl/ambasada_litewska/ (możliwość zapoznania się z online z niektórymi pracami prezentowanymi na wystawie).
http://en.wikipedia.org/wiki/Hermann_Struck (nota biograficzna w Wikipedii, por. także inne wersje językowe)

Na zdjęciu: Hermann Struck (Wikimedia Commons); plakat wystawy

niedziela, 4 grudnia 2011

Jarmark Bożonarodzeniowy










Przychodzą i odchodzą...

Rok 2011 przejdzie do historii politycznej krajów bałtyckich nie tylko jako dwudziesta rocznica niepodległości, okres zadrażnień polsko-litewskich czy zamieszania związanego z rozwiązaniem Sejmu Łotewskiego. To także czas partyjnych przemeblowań w trzech państwach. W marcowych wyborach mandatów w Riigikogu nie uzyskały Estoński Związek Ludowy (Eestimaa Rahvaliit, ERL) oraz Estońska Partia Zielonych (Erakond Eestimaa Rohelised, EER). Na Litwie rozwiązał się ważny kiedyś gracz na scenie politycznej Nowy Związek – Socjalliberałowie (vide: notka z lutego b.r. na tym blogu), zaś Partia Wskrzeszenia Narodowego znalazła bezpieczną przystań w szeregach Związku Liberałów i Centrum (przy okazji: cały czas nie doszło i chyba już nie dojdzie do zjednoczenia litewskiego ruchu liberalnego). W lipcu b.r. ważny moment przeżyła Łotwa: rozwiązaniu uległa działająca od 1998 r. Partia Ludowa, przez lata najważniejsze ugrupowanie na scenie politycznej, ostatnimi czasami o bardzo niskim zaufaniu społecznym. W tym samym miesiącu zniknęły ze sceny dwie partie nacjonalistyczne, jednocząc siły we wspólnym froncie pod nazwą "Visu Latvijai!" – TB/LNNK, zaś w sierpniu "Jedność" została już nie tylko luźnym pospolitym ruszeniem przedwyborczym, ale regularną partią (ze sceny znikną zatem rychło Nowa Era, Związek Obywatelski i Stowarzyszenie na Rzecz Innej Polityki). Kilka dni temu Związek Obywatelski Kristovskisa zlikwidował swą stronę internetową (jak jedność, to jedność...).

1 grudnia 2011 odeszło do historii ugrupowanie LPP/LC, powstałe w 2007 r. w wyniku fuzji Pierwszej Partii Łotwy i Łotewskiej Drogi. Za rozwiązaniem partii opowiedziała się większość delegatów. Teraz kolejne ruchy na lokalnych scenach politycznych, bo oddziały LPP/LC będą się przekształcać w nowe ugrupowania na własną rękę (zjednoczenie może przed wyborami do Sejmu w 2014 r.). W stolicy powstanie Partia Ryska pod kierownictwem wiceburmistrza Andrisa Ameriksa, zaś w Daugavpils, budząca skojarzenia z Turcją, Partia Rozwoju ("Attīstības partija") burmistrz Żanny Kulakovej. Skądinąd w stolicy Łatgalii ma powstać także inna partia miejska ("Nasza Partia") – dla wielu obserwatorów sceny politycznej powoli przestaje to być czytelne...

Zapraszam do lektury tekstu "Buldożer już nie pojedzie? Ainārs Šlesers odszedł z polityki" na portalu politykawschodnia.pl poświęconego likwidacji LPP/LC.

czwartek, 24 listopada 2011

"Nasz patriotyzm, ich szowinizm?"

Niedawno z kolegą zajmującym się Litwą narzekaliśmy, że nie doczekaliśmy się w Polsce ani wywiadów – rzek ze znanymi postaciami litewskiej polityki (to jeszcze można by zrozumieć), ani ich solidnych biografii tłumaczonych na polski. W warszawskich bibliotekach dostępne są, nieprzełożone z litewskiego: autobiografia przywódcy Sąjūdisu "Lūžis prie Baltijos: politinė autobiografia" (Wilno 1997 r.), biografia Algirdasa Brazauskasa pióra Gediminasa Ilgūnasa ("Algirdas Brazauskas", Wilno 2009 r.), a także wspomnienia pierwszego prezydenta RL (A. Brazausks, "Penkeri Prezidento metai: ivykiai, prisiminimai, mintys" (Wilno 2000 r.). Niełatwo mają także zainteresowani historią Litwy przedwojennej: biografia Antanasa Smetony dostępna jest w Polsce także po litewsku (Liudas Truska, "Antanas Smetona ir jo laikai", Wilno 1996 r.). Chlubny wyjątek stanowi wydana w 2009 r. w Toruniu publikacja "Alma i Valdas: nasz los – Litwa" (tytuł oryginału: "Likimo vardas – Lietuva", następnie "Alma"). Przetłumaczona przez Beatę Piasecką książka jest w zasadzie jedyną dostępną w języku polskim publikacją na temat przywódców Republiki Litewskiej.

Kilka dni odbyła się prezentacja wywiadu – rzeki Mariusza Maszkiewicza (pierwszego przedstawiciela dyplomatycznego RP na Litwie po 1990 r.) z przywódcą Sąjūdisu Vytautasem Landsbergisem ("Nasz patriotyzm, ich szowinizm", Wydawnictwo "Adam Marszałek", Toruń 2011 r.). Organizowana z wielką pompą (przy udziale honorowego konsulatu Litwy w Toruniu oraz władz miejskich) i medialną oprawą (przy okazji: polska prasa znów podała, że Landsbergis to "pierwszy prezydent niepodległej Litwy") uroczystość wzbudziła kontrowersje polskich mediów na Litwie (zob. np. S. Tarasiewicz, "Skandaliczna wizyta Landsbergisa w Toruniu", infopol.lt z 21.XI.2011 r.; tutaj obszerny opis spotkania toruńskiego). Niektórzy pytali, czy w ogóle warto rozmawiać z kimkolwiek z prawej strony litewskiej polityki (lewa lepsza?), a zwłaszcza z Landsbergisem.

Nie będę oceniać książki nie przeczytawszy jej. Z pewnością wywiadów-rzek z politykami krajów nadbałtyckich do tej pory nie mieliśmy. Ten opublikowany w Toruniu niezależnie od zawartości posuwa nas do przodu. Trudno zresztą za sensowny uznać argument, by z Landsbergisem nie rozmawiać, bo to "nieprzyjaciel Polaków". Otóż z ideowymi oponentami rozmawia się często nawet i ciekawiej, jeśli ustawi się ich w pewnym kontraście do rozmówcy ("nie maluj mnie na kolanach, maluj mnie dobrze"). I tu muszę się zatrzymać, bo książki do tej pory nie miałem w ręku. Nie wiem zatem, jakie pytania pierwszemu przywódcy państwa litewskiego zadał ambasador Maszkiewicz. Znając go z publicznych wystąpień ufam, że znalazły się tam zagadnienia trudne (wskazuje zresztą na to pośrednio i sam tytuł).

Mariusz Maszkiewicz, Vytautas Landsbergis, "Nasz patriotyzm, ich szowinizm?", Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2011, ss. 168

sobota, 19 listopada 2011

Co o Bałtach w Bibliotece Sejmowej?

Przywiązanie do łóżka i komputera podczas nieplanowanej choroby bywa dobrą okazją, by przeczesać Internet pod kątem lituaniców, letoniców i estoniców. Interesujący jest zasób polskich bibliotek i czytelni związany z tematyką nadbałtycką. Najbogatsze zbiory posiada wciąż Biblioteka Narodowa w Warszawie (niektóre publikacje sięgają połowy XIX w.), ja przyjrzałem się jednak temu, co o Bałtach znaleźć można w Bibliotece Sejmowej (BS +ZHS, czytelnie na Wiejskiej i Stępińskiej). Co nowego? Poza pracą doktorską Łukasza Makowskiego ("System polityczny Łotwy i jego związki ze sferą gospodarczą w dobie trzeciej fali demokratyzacji", Toruń 2011), którą jakiś czas temu recenzowałem, świeżym drukiem pachnie wydana zestaw źródeł pod tytułem "Prigoworiennyje nacizmom: sbornik dokumientalnych swiditielstw o złodiejanijach niemieckich nacistow i ich posobnikow v gody giermanskoj okupaciji Łatwii w 1941-1945 gg" (fundacja "Istoriczieskaja pamjat’", Ryga 2011). "Historyczna Pamięć" – mająca swe oddziały i w Moskwie, i w Rydze, powstała w 2008 r. Wchodzących na jej stronę internetową wita piękna czerwona gwiazda przepasana wstążeczką św. Jerzego (takie wstążeczki noszą na Łotwie Rosjanie, którzy chcą zamanifestować, że niekoniecznie identyfikują się z czerwono-biało-czerwonym sztandarem). Fundacja kierowana przez Aleksandra Diukowa ma za zadanie m.in. badanie historii Rosji i krajów Europy Wschodniej, animowanie debat i "okrągłych stołów", a także współpracę badawczą z organami państwowymi Federacji Rosyjskiej. Wśród aktualności: trochę notek z krajów bałtyckich, m.in. "Czy na Litwie jest faszyzm?" (przedruk z "Kuriera Litewskiego"), a także komentarz współpracowniczki "Historycznej Pamięci" Ludmiły Worobiowej do słów Inesisa Feldmanisa (odpowiedzialnego ze strony łotewskiej za organizację komisji historyków) na temat uznania przez Rosję okupacji Łotwy. Jak twierdzi Worobiowa: "tezy o okupacji Łotwy wywołują u mnie wielkie wątpliwości, to polityczne sztampy, że niby Rosja była więzieniem narodów. Wszyscy zapominają, że sowiecka Łotwa była silnym, rozwijającym się krajem, a teraz bieduje". Książkę Worobiowej utrzymaną w podobnym tonie można przeczytać w Bibliotece Sejmowej ("Istorija Łatwii ot Rossijskoj Imperii k SSSR", Fundacja "Historyczna Pamięć", Moskwa 2009). W zasobie czytelni, z której korzystają (?) polscy parlamentarzyści aż roi się od prac polemicznych z oficjalną historiografią bałtycką. Można znaleźć np. publikację źródłową pod redakcją A. Sazonowa "Sowietskaja okkupacija" Pribałtiki w archiwnych dokumentach. Projekt „Argumenty istiny" (Instytut Badań Społeczno-Politycznych Rosyjskiej Akademii Nauk, Moskwa 2009), w której autor "rozprawia się z mitem sowieckiej okupacji" (z rosyjskojęzycznej recenzji w Internecie) . Ci, którzy wierzą w bałtycki "mit o ludobójstwie" (tak w Wilnie, Rydze i Tallinie określa się sowieckie praktyki wywózek, rozstrzeliwania elit, walki z kułactwem i "bandyckim podziemiem" z lat 1940-1956; takie stawianie sprawy spotyka się z ostrą kontrreakcją strony rosyjskiej i żydowskiej) szybko zrewidują go pod wpływem wydanej w 2007 r. w Moskwie książki Diukowa "Mif o gienocidie: repressii sowietskich włastiej w Estonii (1940-1953)". Gwoli sprawiedliwości dodajmy, że w zasobie znajduje się także nieco bardziej obiektywna praca Jeleny Zubkowej "Pribałtika i Krieml 1940-1953" (Instytut Historii Rosji Rosyjskiej Akademii Nauk, Moskwa 2008), która oprócz polemiki z tezą o okupacji wskazuje na sowieckie represje wobec Bałtów. W bibliotece można się także zapoznać z estońskim punktem widzenia sprawy, sięgając po publikację Marta Laara "Wojna w lesie: walka Estonii o przetrwanie 1944-1956" (Kraków 2008).

Proporcje mówią jednak sama za siebie. Szczególny sentyment kupujący książki dla BS czuli chyba do wydawnictw MSW. Można np. przeczytać demaskującą "bałtycki faszyzm" książkę pod redakcją W. Bylinina: "Pribałtika: pod znakom swastiki (1941-1945): sbornik dokumientow" (Zjednoczona Redakcja MSW FR, Moskwa 2008), a także "NKWD – MWD SSSR w borbie z banditizmom i woorużiennym nacionalisticzieskim podpoliem na Zapadnej Ukrainie, w Zapadnoj Biełarusi i Pribałtikie (1939-1956): sbornik dokumentow"(red. N.I. Władimircew, A.I. Kokurin; to samo resortowe wydawnictwo, Moskwa 2008). Sprawy okupacji Łotwy, oczywiście tylko "niemieckiej" i "faszystowskiej", naświetla także praca "Unicztożit’ kak możno bolsze...” łatwijskije kollaboracionistskije formirowanija na territorii Biełorussii, 1942-1944 gg. Sbornik dokumentow" (redaktor D. S. Walijewa). Publicystyczna walka "z faszyzmem i nacjonalizmem" Łotyszy (Estończyków) nie tylko "historycznym", ale także "tu i teraz" zajmuje pokaźne miejsce na półkach BS, wystarczy sięgnąć po publikację Michaiła Krysina pod tytułem ("Pribałtijskij faszyzm: istorija i sowriemiennost’", Wydawnictwo Veče, Moskwa 2007), dotyczącą nie tylko II wojny światowej, ale i współczesnej polityki (rosyjskie media permanentnie określają współpracujące z PiS ugrupowanie TB/LNNK jako "faszystowskie"). Ci, którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej na temat walki o "brązowego żołnierza" w Tallinie w 2007 r. (i wewnętrznych stosunków estońsko-rosyjskich) mogą to zrobić z... "centrolewicowego punktu widzenia" biorąc do ręki pracę Igora Rozenfelda pt. "Estonija do i poslie "bronzowoj noczi". Estonskaja riespublika 1991-2009. Lewocientriskij wzgliad" (Tartu 2009). Igor Rozenfeld to doktor nauk filozoficznych i były działacz Estońskiego Frontu Narodowego, dziś krytyk transformacji ustrojowej, dostrzegający pozytywy Estońskiej SRR, walczący z faszyzmem, nacjonalizmem i "prawicowym zagrożeniem". Dziennikarz Borys Buraczyński recenzując w 2010 r. tę książkę wytknął Rozenfeldowi stosowanie kalek typowych dla "stalinowsko-chruszczowowsko-breżniewowskiej historiografii", a całą pracę uznał za roczarowującą ("Борис Бурачинский: несколько слов о книге Игоря Розенфельда «Эстония до и после «бронзовой ночи»", dzd.ee z 19.10.2010 r.).

Kilka książek dostępnych w Sejmie to paranaukowa publicystyka związana z krytyką polityki integracji społecznej na Łotwie. Do rąk możemy dostać pracę pt. "Sowriemiennaja jewropejskaja etnokratija: naruszenije praw nacjonalnych mienszistw w Estonii i Łatwiji" (Fond Istoriczieskaja Pamjat’, Moskwa 2009), a także "Probliemy praw nacionalnych mienszistw w Łatwii i Estonii". Współautorem pierwszej z publikacji jest Władimir Buzajew, w latach 2002-2010 poseł na Sejm z listy "praw człowieka", z kolei wstęp do książki napisała posłanka do PE (z PCTVL) Tatiana Żdanok. Redaktorem drugiej z publikacji wydanej przez osławiony Instytut Demokracji i Współpracy w Paryżu jest W. Poleszczuk.

Starczy. Wydaje się, że bałtyści powyrywaliby sobie włosy z głowy, gdyby przejrzeli katalog biblioteczny w Sejmie. Nie chodzi o to, by nie prezentować czytelnikowi rosyjskiego punktu widzenia, bo i z takim zapoznać się muszą badacze historii regionu. Pytanie tylko, czy powinny być to "prace pierwszego kontaktu", względnie, czy należy dawać trybunę "historykom" z rosyjskiego MSW (bo np. praca Zubkowej została oceniona jako wartościowa) albo zacietrzewionym publicystom. Last but not least, współczesne pokolenie dość rzadko czyta bukwy, może więc warto by – łotewski nie każdy musi znać – zakupić nieco prac anglojęzycznych dotyczących historii Łotwy? Można polecić np. dostępne w Bibliotece Narodowej świetne kompendium historii Łotwy XX wieku: "History of Latvia: the 20th century" (pod red. Dainy Bleiere). Dla bardziej leniwych: "The A to Z of Latvia" autorstwa Andrejsa Plakansa (zawierająca m.in. słowniczek historycznych pojęć – praca "na rozgrzewkę").

Gwoli sprawiedliwości: w zasobie znajdują się prace niezmiernie interesujące i pożyteczne, zwłaszcza dotyczące Litwy, o której dużo się w Polsce wydaje (z Łotwą i Estonią gorzej). Wypada wymienić tu chociażby publikacje prof. prof. Piotra Łossowskiego i Jacka Zielińskiego, dr dr Przemysława Kierończyka i Małgorzaty Runiewicz, książkę "Polacy nad Dźwiną" pod redakcją prof. prof. Jacka Kurczewskiego i Małgorzaty Fuszary, godna polecenia jest także praca Marcina Kosienkowskiego pt. "Strategia adaptacyjna Federacji Rosyjskiej wobec państw bałtyckich" (Toruń 2006) i analizy OSW, by wymienić choć niektóre świetnie napisane prace (a jest ich więcej). Nie zmienia to jednak bardzo ponurego wrażenia, że księgozbiór dotyczący Łotwy i Estonii dobrany jest albo przypadkowo, albo z „klucza rosyjskiego”, co nie jest dobrą rekomendacją dla czytelnika z Warszawy. Trochę szkoda, bo Biblioteka Sejmowa to jednak prestiż.

piątek, 18 listopada 2011

Listopad miesiącem Łotwy*, czyli... Święto Niepodległości

Polskie i łotewskie święto niepodległości dzieli zaledwie tydzień w kalendarzu (11.11 – 18.11), za to znacząca różnica poziomu, jeśli chodzi o obchody. Zakazana po 1940 r. data przetrwała na emigracji i w sercach najbardziej antykomunistycznie nastawionej części społeczeństwa, za to po 1991 r. stała się spoiwem cementującym choć na moment podzielone z różnych przyczyn społeczeństwo. Dziś nawet burmistrz Rygi Nił Uszakow, którego partia oskarżana jest o niedostatecznie patriotyczną postawę, przywdział czerwono-biało-czerwoną wstążkę, a wcześniej przemówił w telewizji do obywateli (i po łotewsku, i po rosyjsku) ze świątecznym pozdrowieniem. Zwrócić się do obywateli nie omieszkali Valdis Dombrovskis, Andris Bērziņš i Solvita Āboltiņa. Ich pozdrowienia przeczytać można było nawet wchodząc na wzbogacony o świąteczny lay-out portal "draugiem.lv" (odpowiednik "Grona"). Specjalny list do przedstawicieli mniejszości narodowych z okazji Święta Niepodległości wysłał z kolei szef koalicyjnego już "Visu Latvijai!", co można wiązać z chęcią łagodzenia skrajnego wizerunku partii.

18 listopada, jak co roku, na uroczystej sesji zebrał się Sejm, który odwiedzili przedstawiciele korpusu dyplomatycznego. W katedrze św. Jakuba odbyło się ekumeniczne nabożeństwo z udziałem najwyższych osób w państwie, zaś pod Pomnikiem Wolności tradycyjnie już złożono kwiaty. Ze Świętem Niepodległości zbiegł się stołeczny festiwal "Staro Rīga" – program oświetlenia najważniejszych i najbardziej charakterystycznych budynków w mieście (Ratusz, Sejm, Dom Czarnogłowych, Opera Narodowa etc.). Spod budynku Uniwersytetu Łotewskiego pod Brackie Mogiły (odpowiednik warszawskiego Cmentarza Wojskowego) wyruszyli korporanci – marsz zgromadził prawie 1,4 tys. uczestników (i marsze, i korporacje są na Łotwie dużo liczniejsze niż w Polsce). Spod Pomnika Ulmanisa (ojca niepodległości Łotwy, a po 1934 r. dyktatora) pod Pomnik Wolności o godz. 19 ruszył organizowany przez "Visu Latvijai!" Marsz z Pochodniami („Lāpu gājiens”) – w imprezie nie budzącej na Łotwie aż takich kontrowersji jak warszawski Marsz Niepodległości wzięło udział kilkaset osób, w tym posłowie VL!-TB/LNNK. O godz. 20 pod Pomnikiem Wolności przemówienie do narodu wygłosił prezydent Bērziņš.

Atrakcje przygotowały i poszczególne samorządy. Miasto Ryga zaoferowało m.in. koncerty, wystawy, a także... bezpłatny transport miejski. Daugavpils niepodległość uczciło mszą katolicką (w Rydze odbyły się w tym czasie raczej nabożeństwa ekumeniczne), odsłonięciem tablicy upamiętniającej przedwojennego starostę i burmistrza Andrejsa Švirkstsa, projekcją filmu o 1945 r., a także koncertem na pl. Jedności ("Vienības laukums"). W Jełgawie uroczystości miejskie skoncentrowane były wokół pomnika pierwszego prezydenta Łotwy Jānisa Čakstego.

Święto Niepodległości obchodzone jest na pamiątkę proklamacji niezawisłości Łotwy przez Łotewską Radę Narodową (Latvijas Tautas padome, LTP) w dniu 18 listopada 1918 r. Zakazane przez Sowietów, odrodziło się w okresie Atmody. Opublikowana dziś w piśmie "Diena" ankieta przynosi wynik niejednoznaczny: 37% mieszkańców Łotwy zawsze lub prawie zawsze obchodzi święto, jedna trzecia jedynie od czasu do czasu, zaś 23% nie obchodzi go w ogóle. Najbardziej patriotyczni okazali się mężczyźni, etniczni Łotysze, mieszkańcy Widzemii i Zemgalii, a także mieszkańcy wsi, najmniej – osoby pozbawione obywatelstwa, Rosjanie i inne mniejszości, a także ryżanie. Chętniej świętują osoby zajmujące stanowiska kierownicze, specjaliści, osoby wielodzietne, a także z wysokimi dochodami, mniej afiszują się ze świętem osoby na podrzędnych stanowiskach czy bezrobotni. 37% pytanych (zwłaszcza młodzi) weźmie udział w obchodach organizowanych przez państwo (samorząd), 29% obejrzy je w telewizji, zaś 21% spędzi ten moment z bliskimi lub przyjaciółmi.

* "listopad jest łotewskim miesiącem" ("Novembris ir Latvijas mēnesis") – tydzień wcześniej ma miejsce na Łotwie inne ważne święto: Dzień Lāčplēsisa (obchodzony jako dzień wojska na pamiątkę oswobodzenia Rygi od armii Bermonta 11.11.1919 r.).

wtorek, 15 listopada 2011

Slalom Uszakowa

Poranna prasa łotewska przynosi kolejne informacje, kto podpisał się pod wnioskiem o referendum w sprawie nadania językowi rosyjskiemu statusu państwowego na Łotwie (przypomnijmy, że zbiórka podpisów organizowana jest od początku bieżącego roku przez stowarzyszenie Родной язык/Dzimtā valoda, a jego działacze muszą zebrać 154 tys. podpisów pochodzących od co dziesiątego uprawnionego do głosowania obywatela RŁ). Na liście znalazło się wielu prominentnych samorządowców Centrum Zgody (SC): burmistrz Rzeżycy Aleksandrs Bartašēvičs, wiceburmistrzowie Daugavpils Witalij Azarewicz (Vitālijs Azarevičs) i Wiaczesław Sziriakow (Vjačeslavs Širjakovs), burmistrz Zilupe Oleg Agafonow (Oļegs Agafonovs), a także wielu urzędników z rządzonego przez Rosjan ryskiego magistratu. Samorządowcy poszli przykładem Niła Uszakowa (od 2009 r. burmistrza stolicy, w tym roku kandydata SC na premiera), który przed wyborami zdystansował się od inicjatywy Władimira Lindermana, zaś tydzień temu uznał, że podpisać się jednak należy. W uzasadnieniu podał: "zarówno ja, jak i Centrum Zgody wciąż opowiadamy się za tym, by na Łotwie był tylko jeden język państwowy – łotewski. Jednak mający obecnie miejsce zbiór podpisów tylko w pewnym stopniu związany jest ze statusem języka rosyjskiego. To bardziej kwestia szacunku. Ludzie, którzy teraz podpisali się za przeprowadzeniem referendum, pokazali obecnie rządzącym politykom, że zbrzydło im obecne nastawienie władz i chcą zachować szacunek do samych siebie" (cytat za: "Ušakovs parakstījies par krievu valodu kā otru valsts valodu", "Diena", 8.XI.2011 r.). W dalszej części wypowiedzi stwierdził, ze Centrum Zgody wykazało bardzo dużo dobrej woli proponując trzyletnie memorandum na zagadnienia historyczno-narodowościowe, po wyborach spotkało się zaś z nawoływaniami do utworzenia "łotewskiej koalicji" w opozycji do SC. Czarę goryczy miała także przelać postawa ministrów z VL!-TB/LNNK (Gaidisa Bērziņša i Žanety Jaunzeme–Grende), którzy nie chcieli przyznać środków finansowych na przeprowadzenie referendum. Uszakow co prawda nie wierzy w sukces głosowania (proporcje etniczne wśród obywateli Łotwy są jak trzy do jednego, w dodatku przyznaniu rosyjskiemu statusu języka państwowego sprzeciwił się koalicjant Uszakowa Alfrēds Rubiks), ale uważa, iż "należy być razem z setkami tysięcy mieszkańców Łotwy, którzy chcą zachować poczucie szacunku do samych siebie". To ostatnie określenie ("pašcieņas izjūta") szef rządzącej Ryga koalicji powtarzał wielokrotnie.

Jaka jest faktyczna przyczyna slalomu Uszakowa wokół referendum? Nie należy wykluczać, że zdecydowały właśnie sprawy godnościowe: urazy związane z niewejściem do rządu, nacjonalistyczną retoryką VL!-TB/LNNK i budową rządu na bazie etnicznej, a nie programowej (na marginesie – koalicja "Jedności" z "Centrum Zgody" byłaby również egzotyczna programowo). Bardziej wnikliwy obserwator zauważy, że Uszakow znajduje się w sytuacji bardzo trudnej politycznie: mimo uznania de facto okupacji sowieckiej z 1940 r. i zgody na jeden język państwowy, nie udało mu się zapewnić wejścia SC do gabinetu Dombrovskisa. Z drugiej strony centrowy kurs Uszakowa był od początku kwestionowany przez część działaczy SC, a traktowany wrogo przez ugrupowanie Tatiany Żdanok (PCTVL). Po politycznej klęsce, jaka była w październiku udziałem Centrum, Uszakow musi pokazać muskuły, by uniknąć marginalizacji przez działaczy zarzucających mu "zdradę" i "zaprzedanie się partiom łotewskim", które skutkowało... (tu radykałowie triumfują!) ograniem Centrum w negocjacjach koalicyjnych. Bardzo możliwe, iż Uszakow boi się, że w obrębie SC lub poza nim (niekoniecznie na bazie dogorywającego PCTVL) mogłaby się pojawić jakaś alternatywa dla sfrustrowanego niewejściem do rządu (po raz trzeci) elektoratu. Szef SC chce tego uniknąć. Pytanie tylko, czy przybliża go to czy oddala od udziału we wspólnych rządach z Dombrovskisem i Zatlersem? Być może jednak nie to jest dziś głównym zmartwieniem rosyjskich polityków na Łotwie...

poniedziałek, 14 listopada 2011

Dzieje się w stolicy...

Od 13 do 27 listopada trwają w Warszawie organizowane już po raz kolejny Dni Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. Najbliższy tydzień bogaty będzie także w wydarzenia związane z Litwą, Łotwą i Estonią. I tak oto w czwartek dwie imprezy: Ambasada Republiki Litewskiej oraz Związek Pisarzy Litwy zapraszają na prezentację książki "Czeladnik czasu. Trójjęzyczny zbiór esejów na temat życia i twórczości Czesława i Oskara Miłoszów". Postać Czesława Miłosza (jako noblisty) znana jest uczniowi szkoły, sylwetka Oskara pozostaje obca często i dla studentów literatury. Będzie okazja, by nadrobić tę lukę. Tego samego dnia, choć o godzinę wcześniej (o 17-tej), debata polsko-litewsko-białoruska pod hasłem "Okupacja Wilna czy Polskie Kresy Wschodnie. Dwa spojrzenia na przeszłość polsko – litewską". Wśród gości: Jan Kieniewicz, Rimantas Miknys, Dangiras Mačiulis i Aleś Smalanczuk. Również w czwartek odbędą się w Warszawie obchody łotewskiego święta niepodległości. Za to w przyszłą środę 23 listopada w klubokawiarni "Podróżnik" na warszawskim Żoliborzu o swych estońskich pasjach podróżniczych opowiedzą Kazimierz Popławski (redaktor naczelny eesti.pl) oraz Piotr Manowiecki (Towarzystwo Narciarskie Biegówki). W Muzeum Sportu cały czas (do 31 stycznia 2012 r.) można oglądać wystawę "Estoński sport na starej fotografii" – zgromadzone zdjęcia pochodzą z lat 1877-1927.

Długo nie pisałem...

Długo już nie pisałem. Obiecuję, że nadrobię zaległości z nawiązką. Dla tych, którzy chcieliby przeczytać coś nowego na temat Łotwy polecam artykuły zamieszczone na portalu "Polityka Wschodnia": "Łotwa ma nowy rząd" (27 października) oraz "W Sejmie po łatgalsku?" (4 listopada). We wtorek powinna ukazać się recenzja książki "Śmierć Żydów. Fotografie", która nawiązuje do mordu na łotewskich Żydach dokonanego pod kurlandzką Lipawą.

Wkrótce i nowa notka na blogu.

piątek, 14 października 2011

W Windawie zapłacimy wentami…

W zeszłym tygodniu zmęczoną koalicyjnymi przepychankami Łotwę obiegła sensacja: Ventspils (d. Windawa) będzie mieć własną walutę... O planach jej wprowadzenia na zwołanej specjalnie konferencji prasowej poinformował burmistrz portowego miasta, oligarcha, wielki przegrany wrześniowych wyborów, Aivars Lembergs. Jak zauważył Lembergs miasto ma już niektóre atrybuty charakterystyczne dla państwa: herb, hymn i flagę, a dojdą przedstawicielstwa dyplomatyczne zagranicą, członkostwo w ONZ, stowarzyszenie z Łotwą oraz ... wybory do lokalnej legislatywy. Przy okazji: dobrą tradycją Ventspils są od lat obchody Nowego Roku z 33 minutowym opóźnieniem w stosunku do Rygi. Kurlandzka Windawa leży bowiem geograficznie bliżej Warszawy i Berlina niż stolica Łotwy... Po ubiegłotygodniowej konferencji niektórzy zaczęli pytać o stan zdrowia Lembergsa, zaś przedstawiciele Partii Reform Zatlersa zapowiedzieli zgłoszenie planów wprowadzenia odrębnej waluty do prokuratury (brak poczucia humoru?).

Jak zapowiedziano, tak zrobiono. W środę na konferencji prasowej w Rydze (dziennikarze nie musieli się kłopotać i nadrabiać kilometrów) publicznie zaprezentowano miejską walutę ("vents"), której kurs wynosi 1:100 w stosunku do łata (łat jest walutą silniejszą). Wentem będzie się można rozliczać w miejscach turystycznych: w planetarium, parku wodnym, stoku narciarskim "Lemberga hūte", zamku liwońskim, hotelu "Ostmala" czy niektórych kawiarniach i restauracjach. Do obiegu zostaną wpuszczone następujące nominały: 5, 10, 20, 50 i 100 (w formie banknotów).

Pierwsze 1000 wentów od burmistrza otrzymali rzeźbiarz Gļebs Panteļejevs, architekt Pēteris Bajārs i aktor Jakovs Rafalsons. Wg Lembergsa "Ventspils jest tak odrębny i unikalny, że koncepcja własnej waluty wydaje się naturalna. Miasto ma swą flagę, swój język (?) i nawet własną strefę czasową, więc decyzja o wprowadzeniu wenta jest zgodna z prawem". Dodał, że pierwsze próby wprowadzenia odrębnego środka płatniczego miały już miejsce w 1990 r., jednak dziś "o nowych wentach mówi już cała Łotwa, a wkrótce będzie mówić cała Baltija i inne kraje Europy, bo każdy, kto do 1 grudnia b.r. przyjedzie do Ventspils otrzyma 300 wentów. Turysta podążą za pieniędzmi, ale pieniądze trzeba zarobić! Dlatego wypracowaliśmy mechanizm nie tylko wydatkowania, ale także zarobkowania, który pozwoli każdemu mieć pieniądze". Tyle Lembergs.

Nadmorski Ventspils jest już po sezonie letnim. Amatorzy jesiennych spacerów po plaży mogą odwiedzić miasto jeszcze przez dwa miesięcy, by za darmo uzyskać wenty. Przyjechać warto na pewno także w 2012 r., zwłaszcza, że szykuje się kilka nowych atrakcji...

PS. Świeżo wydrukowane wenty można obejrzeć na stronie ventspils.lv (zakładka: "Ventspils pilsētai sava nauda - venti (FOTO, VIDEO)").

czwartek, 6 października 2011

Krzysztof Buchowski w "Radiu Wnet"...

Jeśli znudzili Wam się niekompetentni politycy wypowiadający się na tematy litewskie, zapraszam dziś do wysłuchania rozmowy z prof. Krzysztofem Buchowskim – wykładowcą Uniwersytetu w Białymstoku, autorem publikacji "Polacy w niepodległym państwie litewskim 1918-1940" (1999), "Panowie i żmogusy. Stosunki polsko-litewskie w międzywojennych karykaturach" (2004), "Litwomani i polonizatorzy. Mity, wzajemne postrzeganie i stereotypy w stosunkach polsko-litewskich w pierwszej połowie XX wieku".

Wraz z autorem bloga "Spotkania polsko-litewskie" kol. Dominikiem Wilczewskim rozmawiać będziemy na temat historii relacji polsko-litewskich w ostatnich dwóch stuleciach (miłośnicy historii W.X.L. niech wybaczą…), a także problemach we wzajemnym postrzeganiu obu narodowości...

Audycja "Kącik Bałtycki" w "Radiu Wnet" dziś o godz. 19 czasu warszawskiego (o godz. 20 czasu wileńskiego i ryskiego). Można będzie słuchać przez Internet (www.radiownet.pl), a następnie odsłuchać po zamieszczeniu podcastu.

Zapraszam!

Kto się bogaci w Estonii...

Jak co roku pismo "Äripäev", obok "Dziełowych Wiedomosti" najbardziej prestiżowa gazeta biznesowa w Estonii, opublikowała listę "TOP 500" – najbogatszych przedsiębiorców zarejestrowanych w Estonii (niekoniecznie z obywatelstwem tego kraju). Jest dużo przesunięć, niespodzianek, a także nieuchronnych w wieloetnicznym regionie bałtyckim kontekstów narodowościowych. Na pierwszym miejscu znalazł się Hillar Teder – właściciel sieci supermarketów "O’Key", które podbiły Sankt Petersburg (majątek sięgający prawie 400 milionów euro), kolejne pozycje zajęli Fiodor Berman i Oleg Ossinowski – potentaci "stoczniowy" i "transportowy" (majątki ponad połowę mniejsze niż w przypadku "jedynki"). Wśród szczęściarzy dostrzeżemy znanych z poprzednich rankingów Toomasa Annusa, Marcela Vichmanna i Armina Karu (ostatni jest właścicielem "Olympic Casino Group").

Chcących się dowiedzieć więcej, zapraszam na stronę politykawschodnia.pl. Jutro znajdzie się tam osobny artykuł poświęcony rankingowi...

wtorek, 4 października 2011

Konsolidacja na Litwie

Cały czas koncentrujemy się na Łotwie, a warto zajrzeć, co za miedzą. Sezon polityczny dopiero będzie się rozkręcać – w październiku przyszłego roku wybory, jednak warto śledzić już teraz, co się dzieje na litewskiej scenie politycznej. Od kilkunastu miesięcy trwa na niej tzw. konsolidacja (zjawisko dobrze nam znane z Łotwy). Na tym blogu informowano już np. o połączeniu się Nowego Związku A. Paulauskasa z Partią Pracy Uspaskicha: zawarcie małżeństwa nie przebiegło bez problemów, bo z Nowym Związkiem pożegnała się spora grupa działaczy, która przeszła do liberałocentrystów (LiCS) zakładając tam "frakcję socjalliberalną". Teraz właśnie kolej na polityczne centrum: niedawno postanowiono o połączeniu LiCS z Partią Odrodzenia Narodowego (TPP). Złośliwi mówią, że polityczny karzeł wziął drugiego karła pod rękę... Warto jednak tej fuzji przyjrzeć się z bliska. Dlatego polecam artykuł redakcyjnego kolegi Dominika Wilczewskiego na portalu "politykawschodnia.pl" poświęcony właśnie temu mariażowi: "Partie środka jednoczą siły" (26.IX.2011 r.).

Link zewnętrzny: http://politykawschodnia.pl/index.php/2011/09/25/wilczewski-litwa-partie-srodka-jednocza-sily/

Na Łotwie gorąco...

Od napisana ostatniej notki na blogu minęło kilka tygodni, a dzieje się, co zrozumiałe, w łotewskiej polityce więcej niż zwyczajnej jesieni. Od trzech tygodni trwają rozmowy koalicyjne między Związkiem Reform Zatlersa i "Jednością", których końca nie widać, a trzeba jeszcze przejść do najważniejszego pytania: z kim oba ugrupowania będą rządzić. Kilka dni temu ZRP podjęła decyzję o włączeniu Centrum Zgody (SC) do koalicji rządowej – notabene "za" głosowali wszyscy członkowie klubu poselskiego, zaproponowano "Jedności" zachowania stanowiska premiera dla Dombrovskisa pod warunkiem wsparcia sojuszu z SC, jednak na Łotwie nic nie jest takie proste. "Vienotība" wyczuwając jak bardzo niepopularna w elektoracie jest koalicja z Rosjanami (a trzeba dodać, że "Jedności", inaczej niż u Zatlersa, grozi także rozłam w klubie sejmowym), zaczęło się od tego wariantu zdecydowanie dystansować, proponując sojusz "łotewskiej trójki": ZRP – "Jedność" – narodowcy. Od niedzieli media żyją z kolei inną propozycją: tzw. koalicją tęczy (varavīksnes koalicja), w zależności od wersji: wszystkich ugrupowań w Sejmie, względnie wszystkich partii poza nieakceptowanym przez Zatlersa Związkiem Zielonych i Rolników. Wersję nr 1 zaakceptował ZZS, wersję nr 2 ZRP, sceptycznie na jej temat wypowiadają się z kolei działacze Centrum Zgody, a pomysł odrzucili narodowcy. Czy to kolejny wybieg w negocjacjach koalicyjnych, czy wyjście z pata? Tymczasem wśród łotewskich narodowców, ale także w elektoratach "Jedności" i ZRP zaczyna narastać zaniepokojenie, że we władzach znajdą się Uszakow i Urbanovičs. Gdyby decyzja zapadła, można spodziewać się masowych protestów, a nawet niepokojów społecznych. Wykluczając na razie czarny scenariusz (nie ma co straszyć) trzeba zadać sobie pytanie na temat, nazwijmy to, inżynierii politycznej. Na ile politycy mają prawo układać za pomocą kalkulatorów i komputerów różne modele koalicyjne, nawet słuszne i korzystne dla kraju, ale nie do przyjęcia dla własnego elektoratu? Słusznie wyczuwa to "Jedność", rozumie to Zatlers, choć ostatni jest zdeterminowany, by stworzyć wspólny rząd z SC. Dziwi to o tyle, że to m.in. przez tę partię stracił szansę na reelekcję. W szeregach "Jedności" i ZRP, które od tygodni nie mogą dojść do porozumienia, wyczuwa się nerwowość: zatleryści wypominają centroprawicy sprawę "air Baltic", a sam Zatlers dał ostatnio do zrozumienia, że "są moralne powody, by Solvita Āboltiņa nie stanęła ponownie na czele Sejmu" (na Łotwie "wiem, ale nie powiem" trzyma się dobrze, także w ustach eksprezydenta).

Jak będzie, zobaczymy, chętnie poleciłbym tekst, który napisałem dla portalu "Polityka Wschodnia" ("Koalicja Zatlers–"Jedność". Czy skończy się jak POPiS?", polityka wschodnia.pl), ale mam świadomość, że sytuacja jest tak dynamiczna, iż artykuł pisany w nocy z 28 na 29 września może być w niektórych miejscach nieaktualny. Wciąż aktualne jest za to pytanie: czy "cudowne małżeństwo" (po prawdzie: nigdy nie było "małżeństwem", ani "cudownym", choć takim chciał je widzieć elektorat) "Jedności" i Zatlersa rozejdzie się w takich okolicznościach jak POPiS? O ile tydzień temu dawałem takiemu rozwiązaniu tylko 30-40% szans, dziś zastanawiam się, co się musi stać, żeby obie partie się porozumiały...

wtorek, 20 września 2011

Nie Centrum Zgody, ale Zatlers i narodowcy...

... są prawdziwymi wygranymi tych wyborów. Eksprezydent Łotwy, jeszcze niedawno "osoba prywatna" "szukająca mieszkania", wyrósł w sobotę na rozdającego karty w sejmowych grach koalicyjnych i już mówi wprost, co go interesuje: wpływ na resorty gospodarcze (trudno się zresztą dziwić, gdy Partia Zatlersa obiecała w tej dziedzinie tak wiele). Mało kto w Polsce zauważył fenomenalny wynik narodowców z "Wszystko dla Łotwy! – Dla Ojczyzny i Wolności/LNNK". O ile "sukces" Centrum Zgody polega na dwóch dodatkowych mandatach i pierwszym miejscu w rankingu (a symbolika czasem się w polityce liczy), to narodowcy obejmą tym razem w Sejmie dwa razy więcej miejsc niż mieli poprzednio. Nawet jeśli nie wejdą do nowej koalicji, gdzie ich waga byłaby prawieże równa "Jedności" i zatlerystom, będzie ich trudno pominąć przy następnej partyjnej układance (ciężko bowiem założyć, że sformułowany jesienią rząd przetrwa trzyletnią kadencję). Kto w sobotę przegrał? Z pewnością "Jedność", ZZS i Partia Reform Šlesersa LPP/LC. Pierwsi, nawet gdy Dombrovskis zachowa tekę premiera, nie będą już główną siłą polityczną centroprawicy, a z Sejmem pożegnają się ministrowie rządu Dombrovskisa: Kristovskis, Štokenbergs, Ēlerte; ZZS po dziewięciu latach współrządzenia przechodzi do opozycji, zaś Šlesers – do biznesu, chyba że wcześniej... Nie uprzedzajmy jednak faktów!

PS. Polecam niedzielną analizę mojego autorstwa pt. "Gorąca niedziela nad Daugawą", która ukazała się 18.IX na portalu "Polityka Wschodnia". Warto przeczytać poniedziałkową "Rzeczpospolitą", która całą stronę poświęciła wyborom na Łotwie (krótkie wywiady J. Haszczynskiego z Zatlersem i Dombrovskisem), a także posłuchać trójkowego programu "Trzy strony świata", gdzie na temat sobotnich wyborów oraz mozaiki narodowościowej Łotwy wypowiada się dr Mirosław Jankowiak z PAN ("Centrum Zgody potrzebuje koalicjanta", polskieradio.pl, 19.IX.2011 r.)

sobota, 17 września 2011

Premier pochwalił gospodarkę Łotwy i... otrzymał słownik

Jak doniosły służby prasowe rządu, premier Donald Tusk przebywał w piątek z wizytą na Łotwie, gdzie wraz z szefami rządów czterech państw bałtyckich (Litwy, Łotwy, Estonii i Finlandii) wziął udział w obradach VI Konferencji Ryskiej – dorocznego forum poświęconego kwestiom bezpieczeństwa, polityki zagranicznej i gospodarki regionu Bałtyku. Podczas pobytu na Łotwie szef rządu podkreślił dobrą kondycję ekonomiczną krajów nadbałtyckich: "dzisiaj z największą satysfakcją pokazujemy gospodarkom zdecydowanie większym od naszych, że prawdziwym ekskluzywnym klubem państw, które skutecznie walczą z recesją, okazał się klub bałtycki (...). Wystarczy spojrzeć na PKB za drugi kwartał tego roku. Pierwsza piątka państw UE, jeśli chodzi o wysokość wzrostu gospodarczego, to Estonia, Łotwa, Litwa, Szwecja i Polska". Komentując wysiłek jaki w 2009 r. podjęła Łotwa, by wyjść z zapaści gospodarczej, Tusk stwierdził: "decyzje i sposób działania, jaki zaprezentował ten kraj, były znakiem nadziei i odwagi, który coraz częściej i chętniej naśladowany jest w państwach zagrożonych kryzysem".

Podczas spotkania premierzy podkreślili dobry stan stosunków dwustronnych, a także wzrost wymiany gospodarczej w ostatnim okresie. Valdis Dombrovskis, który w sobotnich wyborach ubiega się po raz trzeci o stanowisko premiera, zachęcił władze polskie, by podczas trwającej do 31 grudnia prezydencji podjęły się także reprezentacji interesów Łotwy, zwłaszcza w kwestii planowania budżetu UE oraz sprawiedliwego podziału środków w ramach wspólnej polityki rolnej. Szef rządu łotewskiego stwierdził, że podczas negocjacji budżetowych na lata 2014-2020 Ryga zwróci szczególną uwagę właśnie na politykę kohezji (wyrównywania dysproporcji między regionami UE), a także CAP (wspólną politykę rolną). Obaj politycy poruszyli także kwestie energetyczne, w tym budowę terminalu gazu skroplonego przez państwa bałtyckie. Na zakończenie Dombrovskis podarował warszawskiemu koledze słownik łotewsko-polski opracowany pod kierunkiem filologa i byłego ambasadora Łotwy w Warszawie Albertsa Sarkanisa, Tusk odwdzięczył się łotewskim tłumaczeniem "Rodzinnej Europy" Czesława Miłosza.

Jak podaje Bank Łotewski wartość polskich inwestycji bezpośrednich na Łotwie wyniosła w pierwszej połowie 2011 r. 4,5 miliona łatów, co sytuuje Polskę na 38 miejscu wśród inwestorów zagranicznych. W lipcu 2011 r. do Polski trafiło 6,9% ogólnej wartości łotewskiego eksportu (po Litwie, Estonii, Rosji i Niemczech), a z Polski sprowadzono towary o 7,4% ogólnej wartości importu (po Litwie, Niemczech i Francji, a przed Rosją).

Ot. (źródła: premier.gov.pl, mk.gov.lv, mfa.gov.lv, delfi.lv)

Tekst ukazał się 16.IX. na stronie "Radia Wnet"

piątek, 16 września 2011

Z ostatniej chwili...

Jutro rano mieszkańcy Łotwy udadzą się do urn wyborczych. Piątek przyniósł ostatni sondaż wyborczy zrealizowany przez firmę "Latvijas fakti". O połowę – z 28,6% do 14,1% – spadła liczba niezdecydowanych, zwiększył się natomiast procent chcących głosować na partie łotewskie. I tak, liderem sondażu jest wciąż Centrum Zgody Urbanovičsa i Uszakowa, na które głosować chce 21,2% wyborców. Dwie partie centroprawicowe: rządząca "Jedność" oraz Partia Reform Zatlersa mogą liczyć łącznie na poparcie 30,4% – między dwoma ugrupowaniami różnica wynosi zaledwie 0,2% głosów na korzyść Zatlersa. Nie jest zatem wykluczone, że to "Jedność" będzie w sobotę drugą siłą, w związku z czym szanse premiera Dombrovskisa na zachowanie stanowiska rosną. Nieco zwiększyło się także poparcie dla koalicjanta VIENOTĪBY – Związku Zielonych i Rolników (ZZS): z 8,4% do 9,6%, choć Związek nie ma szans na tak dobry wynik jak w październiku ubiegłego roku. Rejting nacjonalistów cały czas spada (ostatnio z 6,9% do 6,6%).

Większych szans na ponowne znalezienie się w Sejmie nie mają inne ugrupowania: na Partię Reform Šlesersa LPP/LC chce głosować 2,9%, zaś na PCTVL Tatiany Żdanok – 2,2%. Socjaldemokratycznej LSDSP nawet nie wymieniono w notce poświęconej sondażowi.

Ankieta została przeprowadzona między 10 a 15 września na próbie 1 tys. osób. By uzyskać REALNE poparcie, jakim dysponują ugrupowania należy odliczyć procent niezdecydowanych i tych, którzy w wyborach brać udziału nie mają zamiaru.

(za diena.lv, 16.IX.11)

Komentarz: Z sondażu wynika, że oba ugrupowania umiarkowanej prawicy – Zatlersa i Dombrovskisa – otarłyby się o większość mandatów (43–46), jednak by rządzić, potrzebowałyby trzeciego koalicjanta. Przeciwko ZZS w rządzie opowiada się Zatlers, przeciwko nacjonalistom - centrolewicowa część "Jedności" (SCP). Czy oba ugrupowania pogodzi Centrum Zgody? A może nastąpi pat i karty rozdawać będzie techniczny sojusz SC - ZZS i to on będzie poszukiwać trzeciego partnera, gdy zabraknie w Sejmie LPP/LC, a Zatlers i Dombrovskis zostaną "za dorożką"? T.O.

piątek, 9 września 2011

W poszukiwaniu klucza...

Wylano już morze atramentu w poszukiwaniu powodów, dla których relacje polsko-litewskie się nie układają, a stosunki z Rygą i Tallinem nie są tak intensywne, jak być powinny. Oddajmy głos Stefanowi Korbońskiemu, który sprawę podsumował nieco żartobliwie, choć może prawdziwie:

"Przypomniało mi [się] zebranie towarzyskie w Domu Bałtyckim w Nowym Jorku, gdzie Zosię [Korbońską] otoczyły panie litewskie, łotewskie i estońskie i po kilku zdaniach w języku angielskim, jednym pchnięte impulsem, przeszły na doskonały język polski i w nim nie zostawiły na mężach suchej nitki: „gdybyśmy my, kobiety, rządziły przed wojną w naszych krajach, nie byłoby żadnych sporów o to czy inne miasto, a jedność od morza do morza".

Stefan Korboński, "W imieniu Polski walczącej", Warszawa 1999, s. 485-486.

PS. Wymagać dziś znajomości polskiego wśród elit łotewskich i estońskich – trudna sprawa. Może tak dla odmiany któryś z polskich polityków nauczyłby się języka Litwinów, Łotyszy czy Estończyków?

niedziela, 4 września 2011

Minął miesiąc...

Od ostatnich notek z sierpnia b.r. – poświęconych Kristinie Brazauskienė i politycznemu kontekstowi wizyty Dalajlamy w Tallinie – upłynęło już trochę czasu. Warto by się pokusić o skreślenie kilku słów na temat wydarzeń sierpniowych, bo miniony miesiąc był bogaty w wydarzenia. Przede wszystkim kraje bałtyckie obchodziły w sierpniu dwudziestą rocznicę odzyskania niepodległości de facto. Przypomnijmy: 19 sierpnia 1991 r. rozpoczął się pucz Janajewa, który rychło – wbrew przewidywaniom wielu – zakończył się klęską, która utorowała Litwie, Łotwie i Estonii drogę do niezawisłości już nie tylko formalnej (uchwalonej w 1990 r.), ale i faktycznej. W tym roku świętowano nie tylko w Wilnie, Rydze i Tallinie – od 1998 r. 20 sierpnia jest dniem wolnym od pracy u Estończyków – ale także za morzem. 15 sierpnia na sztokholmskim placu Norrmalmstorg, będącym w okresie "śpiewających rewolucji" miejscem antysowieckich i probałtyjskich demonstracji, spotkali się premierzy Fredrik Reinfeldt (Sz.), Andrius Kubilius (L.), Valdis Dombrovskis (Ł.) i Andrus Ansip (E.). Minione dwudziestolecie podsumował szef rządu w Sztokholmie, którego trudno posądzić o podawanie elektoratowi rocznicowej waty cukrowej: "to już 20 lat temu wolność wróciła do państw bałtyckich. Przez ten czas demokracja i sprawiedliwość zastąpiły dyktaturę, a gospodarka rynkowa przyczyniła się do imponującego rozwoju. Europa wróciła do krajów bałtyckich, a państwa bałtyckie do Europy. Dziś są pełnoprawnymi członkami Unii Europejskiej oraz NATO, a Estonia wprowadziła euro" (cytat za PAP). Faktem jest, że dwudziesta rocznica skłania i do gorzkich refleksji – wielu planów nie udało się przekuć w rzeczywistość, z niektórymi marzeniami trzeba się było rozstać raz na zawsze – wystarczy jednak spojrzeć na takie kraje jak Mołdawia czy Ukraina, by stwierdzić, że geopolityczny wybór elit bałtyckich był trafny. 31 sierpnia świętowano w Warszawie inną dwudziestą rocznicę: odnowienia polsko-litewskich stosunków dyplomatycznych. Ze względów oczywistych dla czytelników tego bloga wydarzenie nie uzyskało oprawy, na jaką by zasługiwało.

Sierpień był miesiącem gorącym politycznie: zarówno na Łotwie, gdzie w połowie miesiąca upłynął termin rejestracji list wyborczych (ostatecznie zgłoszono 13) oraz pełną parą ruszyła kampania przed wrześniowymi wyborami do Sejmu, a także w Estonii – w poniedziałek 29 sierpnia Riigikogu, nie uciekając się tj. w poprzednich wyborach do pomocy Kolegium Elektorskiego, już w pierwszej turze wybrała na kolejną kadencję prezydenta Toomasa Hendrika Ilvesa. Ilves uzyskał 73 głosy socjaldemokratów, liberałów i narodowych konserwatystów, zaś jego kontrkandydata posła do PE Indreka Taranda wsparło 25 posłów Partii Centrum Savisaara. Jak już jesteśmy przy tym ugrupowaniu: burmistrz Tallina, dinozaur estońskiej polityki, Edgar Savisaar (61 l.) po raz kolejny został wybrany na stanowisko szefa centrystów: nie zagroził mu ani wiek, ani ubiegłoroczna afera związana z finansowaniem partii. Wygrał z przedstawicielem młodego pokolenia Jüri Ratasem (33 l.) przewagą kilkunastu procent. Tymczasem już po raz kolejny Partia Centrum została prześcignięta w sondażach nie tylko przez rządzących reformistów, ale także i opozycyjnych socjaldemokratów, którzy wyrastają na główną alternatywę dla centroprawicowej ekipy Andrusa Ansipa. Co będzie dalej?

11 sierpnia doszło w Estonii do strzelaniny w ministerstwie obrony narodowej. Jej sprawcą był urodzony w 1954 r. w Erywaniu Karen Drambjan, obywatel Estonii ormiańskiego pochodzenia. Mężczyzną, posiadającym od 1993 r. obywatelstwo estońskie adwokatem, interesowała się już wcześniej policja. Drambjan działał w marginalnej Estońskiej Zjednoczonej Partii Lewicy, dwa lata temu bez powodzenia kandydował do rady miejskiej Maardu. W manifestach internetowych ostro krytykował politykę państwa wobec rosyjskojęzycznych, w tym działalność szefa MON i lidera narodowego ugrupowania "Związek Ojczyzny i Republiki" (IRL) Marta Laara. Gdy wkroczył do budynku, Laara nie było wówczas w środku. Wewnątrz gmachu doszło do strzelaniny, w wyniku której Drambjan poniósł śmierć. Zamach z 11 sierpnia, nie tak spektakularny jak w Norwegii, wywołał jednak lawinę porównań z czynem A. Breivika.

23 sierpnia trzy kraje obchodziły 72 rocznicę Paktu Ribbentrop-Mołotow, który na ponad pół wieku pozbawił bałtyckie republiki niepodległości. W Estonii pamięc ofiar totalitaryzmów uczcili zarówno prezydent Ilves, jak i ubiegający się o to stanowisko Tarand. Złożono kwiaty pod Pomnikiem Zwycięstwa w Wojnie o Wolność 1918-1921 na pl. Vabaduse. W tym roku po raz pierwszy obchodzono także Europejski Dzień Pamięci Ofiar Reżimów Totalitarnych. Podczas warszawskiego spotkania zorganizowanego przez IPN i resort sprawiedliwości podpisano tzw. Deklarację Warszawską, której celem jest "wskazanie na konieczność edukowania społeczeństwa, by uniknąć w przyszłości tragicznych zdarzeń związanych z nazizmem i komunizmem (...), dokument ten jest symbolem wzajemnego zrozumienia i solidarności w kontekście trudnych i bolesnych doświadczeń związanych z reżimami totalitarnymi". (cyt. za ms.gov.pl). Gośćmi imprezy byli przedstawiciele instytucji państwowych Litwy, Łotwy i Estonii: Toomas Hiio (Estoński Instytut Pamięci Narodowej), Teresė Birutė Burauskaitė (Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu Mieszkańców Litwy), Ronaldas Račinskas (Międzynarodowa Komisja na rzecz Oceny Przestępstw Nazistowskiego i Sowieckiego Reżimu Totalitarnego na Litwie), Andris Šillers (Muzeum Okupacji na Łotwie).

Pisząc o sierpniu nie można nie wspomnieć o nacjonalistycznych incydentach na Puńszczyźnie. W nocy z 21 na 22 sierpnia nieznani sprawcy oblali białą i czerwoną farbą 30 dwujęzycznych tablic drogowych w gminie Puńsk, zniszczyli pomnik ustawiony w puńskim skansenie, na którym umieszczono znak "Falangi". Prokuratura rejonowa w Sejnach wszczęła śledztwo w sprawie znieważenia pomnika i umieszczenia na nim symboli nacjonalistycznych. We wtorek 23 sierpnia uszkodzono z kolei i oblano farbą obelisk we wsi Bubele poświęcony litewskiemu poecie Albinasowi Žukauskasowi (1912-1987). Incydenty potępiło Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP, zaś wojewoda podlaski powołał specjalny zespół dochodzeniowy "w sprawie chuligaństwa na tle narodowościowym w gminie Puńsk", w skład którego weszli policjanci, przedstawiciele straży granicznej i ABW. Przewodniczący Stowarzyszenia Litwinów w Polsce Olgierd Wojciechowski, obarczając polski MSZ o zepsucie relacji polsko-litewskich, nie krył emocji: "my się boimy może nie o swoje życie, ale o byt, o to, co się stanie dalej. Ktoś skutecznie zastraszył mniejszość litewską". W sprawie wandalizmów wypowiedziały się władze litewskie, w tym premier Andrius Kubilius. Cała sprawa już wpłynęła na stosunki polsko-litewskie, podgrzewając atmosferę o co najmniej jeden poziom.

Nie odnoszę się w tym miejscu do strajku szkolnego, który rozpoczął się w piątek, bo to już... wrzesień. Dziś wizyta premiera Tuska na Litwie, która z pewnością będzie okazją do kolejnych komentarzy poświęconych stosunkom Warszawy z Wilnem (polecam portal "Polityka Wschodnia", gdzie można się zapoznać z komentarzami Aleksandra Radczenki i Piotra Maciążka na tematy litewskie. Dziś P. Maciążek "Premierze, prowadź na Kowno?!"). A wrzesień przyniesie sporo interesujących wydarzeń zarówno w Wilnie, Rydze, jak i Tallinie...

niedziela, 21 sierpnia 2011

Z daleka od Dalajlamy

We wtorek na zaproszenie Instytutu Buddyzmu odwiedził Estonię z trzydniową wizytą Tenzin Gjaco, znany jako XIV Dalajlama. Nie była to jego pierwsza wizyta: Tallin odwiedził już u progu niepodległości kraju w 1991 r., zaś następnie w 2001 r. Mimo to podróż wysokiego gościa budziła emocje już od kilku tygodni, nie tylko wśród jego sympatyków w Estonii, ale także, a może i przede wszystkim, polityków, którzy głowili się jak wyjść z honorem z tej sytuacji. Estonia znajduje się w położeniu trudnym – jako państwo okupowane przez pół wieku nie może przejść obojętnie obok losów Tybetu, z kolei realia międzynarodowe są takie, że Tallin utrzymuje stosunki dyplomatyczne z Pekinem, w dodatku od lat szukając w nim przeciwwagi dla silnej pozycji Rosji. Z planów spotkania z Dalajlamą wycofała się już wcześniej przewodnicząca Riigikogu Ene Ergma, zaś premier Andrus Ansip udał się w dniach 16-22 sierpnia na urlop. Stosunek do Dalajlamy podzielił dwa zgodne na co dzień ugrupowania koalicyjne: o ile Partia Reform (RP) premiera Ansipa chciała uniknąć zadrażniania stosunków z ChRL, to działacze Związku Ojczyzny i Republiki (IRL) bardzo chętnie się na takie spotkanie zgodzili. Ministerstwo Spraw Zagranicznych kierowane przez Urmasa Paeta z RP stwierdziło, że "wizyta ma charakter prywatny", a "Estonia popiera integralność terytorialną ChRL". Przypomniano również, że przez pewien okres Chiny nie uznawały okupacji Estonii.

W środowym spotkaniu z Lamą wzięli udział posłowie ze specjalnej grupy wsparcia dla Tybetu w Riigikogu, w tym jej przewodniczący Andres Herkel, a także członkowie analogicznych grup w Sejmach Litwy i Łotwy – dotychczas Lama nie odwiedził ani Wilna, ani Rygi. Czas na rozmowę z mnichem znalazł pełniący obowiązki premiera Mart Laar, który przyjmował Lamę jako szef rządu Estonii w 2001 r., a także trzej inni członkowie rządu. Najbardziej uderzyć musiało Chińczyków nieoficjalne spotkanie z prezydentem Estonii Toomasem Hendrikiem Ilvesem, do którego doszło w środę w Centrum Badań Obronnych, gdzie Lama uczestniczył w seminarium. Prezydent stwierdził, że "religijna i kulturalna specyfika Tybetu jest unikalna, a jej zachowanie dla następnych pokoleń jest jednym z humanitarnych zadań naszych czasów". Wyrażając poparcie dla polityki "jednych Chin", zauważył, że historia, religia i kultura Tybetu jest czynnikiem wzbogacającym ChRL.

Już we wtorek rano groźne pomruki wydała z siebie ambasada ChRL w Tallinie. Wg placówki "organizując oficjalne spotkanie z przybywającym dziś dalaj-lamą, Estonia w sposób poważny narusza zasady stosunków międzynarodowych i swą obietnicę niepopierania niepodległości Tybetu". Chińczycy zażądali odwołania spotkania i zaprzestania "mieszania się w wewnętrzne sprawy Chin". Na krytykę ambasady odpowiedział minister spraw wewnętrznych Ken-Marti Vaher (Związek Ojczyźniany i Republikański, IRL), który sprzeciwił się "upolitycznianiu wizyty" przez Chińczyków. Wg ministra "nikt nie ma prawa osądzać tego spotkania". Zastrzeżenia ChRL zbagatelizował estoński politolog Karmo Tuir: "jedyne na czym może się to odbić, to to, czy otrzymamy osobne pomieszczenia dla ambasady w Chinach, czy jak dotychczas będziemy rozmieszczeni w hotelu. Jeśli władze Chin okażą się łaskawe – dadzą nam zezwolenie na budowę, jeśli nie, pozostaniemy w hotelu. Ale nie widzę w tym dla nas żadnej tragedii" – tyle estoński politolog.

Byłoby wielkim nietaktem opisywać wizytę Dalajlamy tylko przez pryzmat spotkania z tymi czy innymi politykami. Gość z Tybetu wystąpił we wtorek z przemówieniem do narodu estońskiego na pl. Vabaduse w Tallinie (symboliczna nazwa, po estońsku to "pl. Wolności"). W telewizji można było oglądać transmisję na żywo z tego wydarzenia. W tym samym dniu telewizja ETV nadała wywiad z Dalajlamą przeprowadzony przez estońskich dziennikarzy. Mnich podzielił się m.in. refleksjami na temat religii. Wg Lamy "wszystkie religie świata niosą miłość, miłosierdzie i tolerancję, żadnej z nich nie wolno uważać za wrogą". Nie wolno utożsamiać ekstremizmów na jej obrzeżach z religią jako taką, a różne systemy religijne mogą obok siebie współistnieć. Jako przykład podał Indie.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Wakacyjne ogórki. Wdowa kończy żałobę i idzie do polityki.

O ile na Łotwie sezon polityczny w pełni – w sobotę 6 sierpnia po wielomiesięcznych oczekiwaniach zrodziła się partia "Jedność", a startujące we wrześniowych wyborach ugrupowania na dniach złożą w Komisji listy kandydatów (Centrum Zgody już to uczyniło) – to na sąsiedniej Litwie raczej "ogórkowo". Z jednym wszakże wyjątkiem – kraj od piątku żyje skandalem spowodowanym udostępnieniem reżimowi w Mińsku danych bankowych białoruskich organizacji opozycyjnych zarejestrowanych w Wilnie. Kilka tygodni temu na wniosek białoruskiego Wydziału Dochodzeń Finansowych uczyniło to Ministerstwo Sprawiedliwości kierowane przez Remigijusa Šimašiusa (LRLS). Zagrożonych represjami ze strony władz w Mińsku jest co najmniej kilku działaczy opozycyjnych, w tym lider Centrum Obrony Praw Człowieka "Wiasna” Aleś Bielacki. Do sprawy tej jeszcze trzeba będzie wrócić – również w kontekście relacji między konserwatystami a liberałami, tymczasem, skoro mamy "sezon ogórkowy", to może "ogórkowo". 6 sierpnia, gdy na Łotwie obradował kongres założycielski "Vienotīby", w Kownie odbyło się zgromadzenie Litewskiego Związku Wolności (Lietuvos laisvės sąjunga, LLS) – marginalnego ugrupowania powstałego w 1992 r. w wyniku rozłamu w antykomunistycznej Litewskiej Lidze Wolności (Lietuvos laisvės lyga, LLL). Ugrupowanie LLS, dowodzone przez ekscentryka Vytautasa Šustauskasa, przez lata orbitowało na obrzeżach litewskiej polityki, jednak w Kownie notowało sukcesy w wyborach samorządowych (w 1995 r. – 14.29% głosów; w 1997 r. – 13,52%; w 2000 r. – 23,80%, w 2002 r. – 5,49%), a jego lider najpierw został burmistrzem miasta (2000 r.), by następnie na cztery lata zasiąść w Sejmie VIII kadencji. Šustauskas zasłynął z wypowiedzi antysemickich ("Jei ne vokiečiai, lietuviai Kauno Laisvės alėjoje žydams valytų batus" "Gdyby nie Niemcy, Litwini musieliby dziś Żydom czyścić buty w kowieńskiej Alei Wolności". Al. Wolności – główna arteria przedwojennej stolicy, red.), a także niedorzecznych ("nie będzie na Litwie porządku, jeśli nie wejdziemy do Sejmu z kałasznikowami"). Jako burmistrz dokonał niewiele – trudno oczekiwać sukcesów w ciągu kilku miesięcy sprawowania władzy – zaś w mediach znany był głównie jako skandalista, nazywany także "królem żebraków" ("ubagų karalius"), dorabiający jako taksówkarz. W 2007 r. jego ugrupowanie zostało wyeliminowane z życia politycznego, otrzymując 0,89% głosów w wyborach do rady kowieńskiej.

Kolejną szansę od losu partia Šustauskasa dostała po śmierci prezydenta Algirdasa Brazauskasa (1932-2010), gdy jego druga żona Kristina Brazauskienė – po kilkunastu latach członkowstwa w socjaldemokracji (LDDP/LSDP) – zapragnęła wrócić do polityki, łącząc swe plany polityczne z ugrupowaniem byłego burmistrza. W zeszłym roku władze LSDP nie zgodziły się bowiem na jej start w wyborach do rady wileńskiej. Na początku lipca litewskie media poinformowały o planowanym na sierpień zjeździe założycielskim Związku Prezydenta Odrodzonej Litwy (Atkurtosios Lietuvos prezidento sąjunga, ALPS), wśród demiurgów nowej, być może "trzeciej", siły politycznej mieli się znaleźć Šustauskas wraz z wdową po pierwszym prezydencie. Zjazd odbył się ostatecznie w minioną sobotę – głównym wydarzeniem była zmiana nazwy z Litewskiego Związku Wolności na Związek Prezydenta Litwy (Lietuvos prezidento sąjunga, LPS), przyjęcie nowego statutu i wymiana kierownictwa. Szefową partii została Wdowa, jej pierwszym zastępcą Šustauskas, wybrano również 24 członków Rady. W jej skład wszedł m.in. szef oddziału LLS w Taurogach Saulius Oželis, który w 2002 r. "zasłynął" spaleniem imitacji flagi izraelskiej w proteście przeciwko akcji łowienia nazistów "Ostatnia Szansa". O programie podczas sobotniego zjazdu mówiono jakby mniej, choć ugrupowanie, jak to wyraziła Szefowa, "będzie bronić interesów zwykłych ludzi". Zaproponowano, by rząd kończąc kadencję każdorazowo przedstawiał przegląd swych dokonań, a w razie wątpliwości jego działalność mogła być poddana audytowi przez Kontrolę Państwową – na wiosek prezydenta, Sejmu, grupy posłów czy 50 tys. obywateli. Jak stwierdził Šustauskas "naszym celem jest wyprzedzenie dwóch partii – konserwatystów i socjaldemokratów". Brazauskienė zapowiada z kolei liczną reprezentację w Sejmie XI kadencji. Ambitne to zadanie, gdy LLS nie jest notowana w sondażach i liczy zaledwie pół tysiąca członków. Delegatom – w większości starszym ludziom, choć znalazło się na sali kilka młodych twarzy – odczytano list z pozdrowieniami od mającej niegdyś przemożny wpływ na litewską politykę, a obecnie kierującej ugrupowaniem równie marginalnym co LLS, Kazimiery Prunskienė (b. szefowej Litewskiego Ludowego Związku Chłopskiego, LVLS, obecnie Litewskiej Partii Ludowej, LPP – w wyborach lokalnych w 2011 r. ugrupowanie zdobyło 7 mandatów w skali kraju).

Sobotni kongres trudno traktować poważnie, inaczej niż wakacyjny "ogórek". Kabaretowa partia postanowiła zmienić nazwę, nabrać wiatru w żagle, posługując się przy tym wdową po zmarłym prezydencie, która chyba nie do końca zdaje sobie sprawę, w jakiej grze uczestniczy. A być może zdaje sobie sprawę, ale chce się odegrać za upokorzenia doznane od partii Męża (pytanie czy nie mogła znaleźć lepszego towarzystwa?). Nazwisko "Brazauskienė" ma wywindować dogorywające ugrupowanie Šustauskasa, choć mało kto wierzy w pokonanie progu 5% w wyborach (wielkim sukcesem byłoby poparcie na poziomie 2-3%). Odrębną sprawą pozostaje fakt, czy takie a nie inne zaangażowanie polityczne p. Brazauskasowej, sprzyja pielęgnowaniu pamięci o zmarłym prezydencie, współzałożycielu niepodległej Litwy w 1990 r. Zdecydowanie nie, choć Wdowa jest osobą niezależną – także politycznie – i może robić również w polityce, to co się jej żywnie podoba. Tylko czy warto?

Kristina Brazauskienė, primo voto Butrimienė. Ur. 1949. W okresie Litwy Sowieckiej pracownik stołówki w Komitecie Centralnym Litewskiej Partii Komunistycznej, dyrektorka stołecznego hotelu "Draugystė". Po 1990 r. także współwłaściciel placówki znanej obecnie jako "Crowne Plaza Vilnius". W politykę angażowała się u boku męża: była członkinią postkomunistycznej Litewskiej Demokratycznej Partii Pracy (LDDP) oraz socjaldemokratycznej LDSP. W kadencji 2002-2007 członkini rady miejskiej Wilna. W 2002 r. sformalizowała związek z Algirdasem Brazauskasem – wówczas premierem centrolewicowej koalicji. Ma syna Ernesta Butrimasa, przedsiębiorcę. Żony znanych polityków to w krajach bałtyckich sprawa interesująca: na sąsiedniej Łotwie w politykę zaangażowały się małżonki Ainārsa Šlesersa i Andrisa Šķēlego: modelka Inese Šlesere działała w ruchu prorodzinnym, z ramienia ugrupowania męża przez trzy kadencje sprawowała mandat posłanki do Sejmu, a obecnie ubiega się o mandat w Kurlandii. Kristiāna Lībane-Šķēle jest jedną z najbogatszych kobiet na Łotwie, posłowała do kilku Sejmów, praktykuje jako adwokat, zaś od 2006 r. jest konsulem honorowym Wlk. Ks. Luksemburg. Była również aktywną działaczką założonej przez męża Partii Ludowej (TP). Na Litwie w polityce działa żona byłego przewodniczącego Sejmu i tymczasowego prezydenta Artūrasa Paulauskasa Jolanta Paulauskienė, a także małżonka obecnego burmistrza Litwy i byłego lidera LiCS Artūrasa Zuokasa Agnė Zuokienė (od 2008 r. posłanka na Sejm X kadencji). W Estonii od 2009 r. posłuje do Parlamentu Europejskiego żona Edgara Savisaara Vilja Savisaar-Toomast.

Zdjęcia z kongresu założycielskiego można obejrzeć na stronie pisma "Lietuvos rytas" (Dovilė Tuskenytė, Vygandas Trainys, "Lietuvos prezidento sąjungai vadovaus K.Brazauskienė, V.Šustauskas bus renkamas pirmuoju jos pavaduotoju", 6.VIII.2011).
http://www.lrytas.lt/-13126139141312593660-lietuvos-prezidento-sąjungai-vadovaus-k-brazauskienė-v-šustauskas-bus-renkamas-pirmuoju-jos-pavaduotoju-atnaujinta-14-val-38-min-nuotraukos-video.htm

niedziela, 31 lipca 2011

Dziś ostatni dzień lipca...

Są wakacje, czas leci szybko, aż trudno zauważyć, że od ostatniej notki pisanej na blogu minęły 3 tygodnie. A u Bałtów działo się przez ten czas sporo. 17 lipca odbyła się II tura wyborów w Kłajpedzie, którą wygrał Naglis Puteikis ze Związku Ojczyzny – na jesieni zobaczymy na ile trwale przełamał złą passę swojego ugrupowania. Wybryki nacjonalistów znów zepsuły międzynarodową reputację Litwy: 10 lipca neonazistowscy wandale zniszczyli miejsce pamięci w Ponarach, zaś kilka dni temu media podały informację o organizacji przez Litewski Związek Młodzieży Narodowej obozu letniego w podwileńskich Dziewieniszkach pod hasłem "Ačiū Dievui(-ams), kad gimiau baltas"/"Dziękuję Bogu/Bogom, że urodziłem się – i tu gra słów – "Bałtem"/"biały". Nie byłoby to warte wspominania, gdyby inicjatywa nacjonalistów nie doczekała się współfinansowania przez litewski rząd (sic!), a także gdyby nie miejsce odbycia obozu: pogranicze litewsko-słowiańskie zamieszkane w większości przez Polaków. Premier Kubilius powiedział, że żadnej tolerancji dla nacjonalizmu ze strony władz nie będzie – na ile szczere, a na ile "polityczno-poprawne" to słowa trudno powiedzieć – wyrzucenie z TS-LKD Songaiły i jego Związku Litewskich Narodowców (LTS), a także uregulowanie zaległych spraw w relacjach litewsko-żydowskich, kazałyby wierzyć w "nowe otwarcie" litewskiej centroprawicy. 11 lipca Naczelny Sąd Administracyjny (Lietuvos vyriausiasis administracinis teismas, LVAT) – jak pisze "Kurier Wileński" – "w ostatecznym i niepodlegającym zaskarżeniu werdykcie" stwierdził, że samorząd rejonu wileńskiego zobowiązany jest w ciągu miesiąca zdjąć tabliczki z napisami w językach polskim/rosyjskim i zastąpić je wpisami w języku państwowym jak przewiduje Ustawa o Języku Urzędowym oraz uzupełniająca ją uchwała rządu. Orzeczenie LVAT było związane z uprzednim zaskarżeniem przez samorząd rejonu wileńskiego decyzji okręgowego sądu administracyjnego w Wilnie. Po orzeczeniu sądu pozostaje czekać na inicjatywę litewskiej klasy politycznej, która już deklaruje, że możliwe byłoby podwójne nazewnictwo w rejonach zamieszkanych przez 33% przedstawicieli mniejszości. Na ile to "zajączki" wypuszczane dla uspokojenia strony polskiej, na ile rzeczywiste intencje (na rok przed wyborami?), zobaczymy wkrótce. Chyba jednak to pierwsze. Od dwóch tygodni Litwa żyje sprawą Gołowatowa. W związku z tym, że o kwestii tej obszernie pisały media, a także wierny towarzysz wędrówek po skomplikowanej tematyce bałtyckiej Dominik Wilczewski (Zob. "Litewsko-austriacka "zimna wojna" (z Rosją w tle)" – wpis z 25 lipca na portalu "Spotkania polsko-litewskie", zob. także D. Wilczewski, "Sprawa Gołowatowa obnaża podział na "starą" i "nową" Europę", w: "Biuletyn Wschodni" P. A. Maciążka, 24 lipca 2011 r. – można znaleźć przez wyszukiwarkę google), ja tę sprawę w tym momencie pominę.

Na Łotwie, mimo wakacji, sezon par excellance polityczny. 8 lipca miało miejsce uroczyste zaprzysiężenie nowego prezydenta Łotwy Andrisa Bērziņša, który zdążył już odbyć wizyty zagraniczne w Litwie i Estonii, a także spotkać się z przedstawicielami partii politycznych, Sejmu oraz najważniejszych kościołów Łotwy (znalazł także czas na spotkanie z organizatorami festiwalu "Nowa Fala" w Jurmali). W sobotę 9 lipca manifest swego nowego ugrupowania ("Partii Reform Zatlersa") przedstawił ustępujący prezydent Valdis Zatlers. W tym samym dniu pożegnaliśmy się z istniejącą od 1998 r. Partią Ludową (Tautas partija, TP) – dowodzoną przez Andrisa Šķēlego centroprawicową formacją przez lata określającą treść łotewskiej polityki wewnętrznej i zagranicznej (proces likwidacji ugrupowania trwać będzie jeszcze kilka miesięcy). 23 lipca odbyło się na Łotwie referendum zainicjowane w maju b.r. przez prezydenta Zatlersa – 95% spośród niecałej połowy głosujących wypowiedziała się za skróceniem kadencji Sejmu X kadencji, otwierając drogę do ponownych wyborów wyznaczonych przez Centralną Komisję Wyborczą na 17 września. W dniu referendum doszło do kongresu założycielskiego partii Zatlersa, a także zjazdu organizacyjnego Partii Widzemskiej – założonej przez związanych dotychczas z TP samorządowców z północy Łotwy. Swe siły połączyli nacjonaliści – "starej daty" z TB/LNNK oraz "młodzi" z "Wszystko dla Łotwy!". W mijający właśnie weekend (30-31 lipca) zebrały się gremia partii "Nowa Era" (JL) V. Dombrovskisa i "Związek Obywatelski" (PS) G. V. Kristovskisa, które wypowiedziały się za powołaniem do życia zjednoczonej centroprawicowej formacji „Jedność” w dniu 6 sierpnia. Z decyzją władz PS nie zgodzili się niektórzy członkowie, w tym radny Rygi Jānis Mārtiņš Skuja, który po przywróceniu mu członkostwa w połowie lipca ponownie odszedł z ugrupowania. Patrząc na sondaże: na wysokim poziomie utrzymują się notowania rosyjskiego Centrum Zgody i nacjonalistów, spadły akcje "Jedności" i ZZS, wciąż niepewna jest pozycja tworzonej w pocie czoła – nie bez przeszkód – partii Zatlersa. O przeżycie walczy oligarchiczna partia LPP/LC. Do 18 sierpnia ugrupowania łotewskie zobowiązane są przedstawić CKW listy kandydatów w wyborach do Sejmu.

Północna sąsiadka Łotwy Estonia od kilku dni żyje sprawą przyjazdu Dalajlamy. Kwestia spotkania z przywódca Tybetu już budzi kontrowersje o charakterze politycznym – ze spotkania z Tenzin Gjaco zrezygnowała przewodnicząca Riigikogu Ene Ergma (IRL – Związek Ojczyźniany i Republikański), co jest najwyraźniej nie w smak liderowi ugrupowania Maartowi Laarowi, który w 2001 r. jako premier spotkał się Dalajlamą). W połowie lipca Partia Socjaldemokratyczna (SDE) na spotkaniu z prezydentem Ilvesem – jej byłym liderem – wyraziła mu poparcie w staraniach o reelekcję w październiku b.r., zapowiadając zgłoszenie jego kandydatury w Riigikogu. Na początku lipca prezydent odwiedził gruzińskiego kolegę Micheila Saakaszwilego – przypomnijmy, że Estonia bardzo mocno popiera starania Południowego Kaukazu o wyrwanie się spod dominacji moskiewskiej (w 2008 r. bez żadnych zastrzeżeń wsparła Gruzję podczas konfliktu z Rosją, a T.H. Ilves przemawiał na tyfliskim wiecu u boku L. Kaczyńskiego i W. Juszczenki). Oprócz spotkania z prezydentem i premierem estoński gość znalazł czas, by pomówić z liderami lokalnej opozycji. Zachęcił władze gruzińskie do kontynuacji reform gospodarczych i politycznych, co należy traktować jako zawoalowaną sugestię nawiązania przez obecną ekipę dialogu z wewnętrznymi przeciwnikami.

PS. Tych, którzy przez trzy tygodnie stęsknili się za wpisami na blogu "Wilno-Ryga-Tallin-Helsinki", odsyłam do moich tekstów publikowanych na stronie „Radia Wnet” pod nazwiskiem „Tomasz Otocki” (ostatnio m.in. "Łotwa: balu nie będzie" – 1.07.2011; "Ryga, 4 lipca. Marsz Żywych" – 3.07.2011; "Serwis Lecha Kaczyńskiego na sprzedaż", 8.07.2011; "Premier w Brazylii" – 13.07.2011; "Komu nie po drodze z nową falą?" – 23.07.2011). Są to krótkie informacje głównie o charakterze bieżącym i "ciekawostkowym". Do poważniejszych tekstów mojego autorstwa odsyłam na założony przez P. Maciążka portal "Polityka Wschodnia". Zapraszam również do odsłuchiwania cotygodniowych audycji w "Radiu Wnet", a także do zaglądania na profil "Kącik Bałtycki" w tymże radio.