niedziela, 29 maja 2011

Prezydent Zatlers rozwiązał Sejm

Mówiło się o tym głośno od kilku dni – na korytarzach sejmowych i w mediach – nikt chyba nie założyłby się o dobry koniak, że to rzeczywiście nastąpi. Nawet były przewodniczący Sądu Konstytucyjnego Aivars Endziņš (w 2007 r. konkurent Valdisa Zatlersa do fotela prezydenckiego), który kilka dni temu podpowiadał prezydentowi taką możliwość, później zrobił się ostrożniejszy w słowach. A jednak się stało: urzędujący prezydent, na tydzień przed decyzją Sejmu o jego ewentualnej reelekcji, zdecydował się na rozwiązanie parlamentu. O swej decyzji poinformował w specjalnym orędziu "do narodu" w sobotę o godz. 21 czasu ryskiego. Jak stwierdził "tą decyzją chcę jeszcze raz dać wszystkim możliwość położenia końca samowoli poszczególnych osób (...) gdy wspólnie zebrane przez nas bogactwo ląduje w offshore’ach. Należy położyć kres, gdy myślimy jedno, mówimy drugie, a robimy jeszcze coś innego, należy położyć kres takiemu stosunkowi do nas". Wg Zatlersa Sejm w czwartkowym głosowaniu wyraził brak szacunku i zaufania do organów prawnych państwa. Przypomnijmy, że w czwartek parlament większością głosów Centrum Zgody, ZZS i PLL nie zgodził się na wyrażenie zgody na przeszukanie przez KNAB (Biuro Prewencji i Zwalczania Korupcji) mieszkania lidera LPP/LC Ainārsa Šlesersa. Decyzja ta spotkała się z krytyczną reakcją w społeczeństwie. Powołując się na 48 artykuł konstytucji prezydent zadecydował o rozwiązaniu Sejmu. Teraz decyzja jest w rękach wyborców. Jeśli społeczeństwo poprze decyzję głowy państwa Sejm zostanie rozwiązany, a nowe wybory zarządzone w ciągu dwóch miesięcy, jeśli nie – ze stanowiska odejdzie prezydent, nawet jeśli za tydzień posłowie rozwiązanego parlamentu wybiorą go na kolejną kadencję (pełnomocnictwa posłów trwają do zebrania się nowego parlamentu). Wg prognozy Centralnej Komisji Wyborczej głosowanie w sprawie zatwierdzenia decyzji prezydenta mogłoby się odbyć już 30 czerwca (czyli w przewidzianym konstytucją terminie 2 miesięcy).

Politycy podzielili się w ocenie decyzji prezydenta. Przewodnicząca Sejmu Solvita Āboltiņa mówiła "o historycznej chwili", która pozwoli obywatelom Łotwy "wybrać Sejm od nowa, by nie dopuścić do tych błędów, do których dopuszczano przez wszystkie lata". Była prezydent Łotwy Vaira Vīķe-Freiberga wyraziła zaskoczenie rozwiązaniem parlamentu "na kilka dni przed wyborami prezydenckimi". Przewodniczący klubu poselskiego "Jedności" Dzintars Zaķis ("Nowa Era") decyzję prezydenta nazwał "specyficzną", wskazując, że więcej powodów do rozwiązania Sejmu było w ubiegłej kadencji. Teraz, "gdy rząd Dombrovskisa wykonał największą część pracy związanej z przezwyciężaniem kryzysu (...) wyrażenie nieufności rządowi Dombrovskisa w ten sposób jest specyficzne". Decyzję prezydenta poparł Związek Obywatelski, a także narodowcy. Komentarzy odmówił lider Centrum Zgody Jānis Urbanovičs. Zapowiedział jednocześnie ustosunkowanie się do dzisiejszej decyzji przez frakcję w poniedziałek lub wtorek. Również w poniedziałek wypowie się lider PLL Ainārs Šlesers od którego zaczęła się cała sprawa. Przy okazji media podały, że przed Zamkiem Ryskim zgromadzili się ludzie (około setki) popierający decyzję prezydenta. Valdis Zatlers wyszedł im na spotkanie, przyjął podarowane kwiaty, a także wspólnie odśpiewał hymn.

Kto może zyskać, kto stracić na nowych wyborach? Gdyby patrzeć na zeszłotygodniowe sondaże, na sukces nie może raczej liczyć rządząca "Jedność". Znajduje się ona dopiero na trzeciej pozycji po Centrum Zgody oraz ZZS. Na ugrupowanie premiera Dombrovskisa głosowałoby 11,7% obywateli, na Centrum Zgody – 18,5%, na ZZS zaś – 13%. Do Sejmu dostaliby się również narodowcy z poparciem 5%. Na reprezentację mogliby również liczyć LPP/LC i Partia Ludowa, ale pod warunkiem, że wystartowałyby razem (łącznie 3,8% poparcia). Inne ugrupowania polityczne (PCTVL, LSDSP, KDS) nie miałyby szans na reprezentację. Jaka większość wyłoniłaby się z takiej układanki? Największe szanse na sformułowanie rządu miałyby Centrum Zgody, ZZS i PLL, mniejsze szanse – "Jedność" i ZZS. Nie można oczywiście wykluczyć mobilizacji centroprawicowego elektoratu – podobnie jak przed wyborami w 2010 r. – jednak najprawdopodobniej nie miałaby ona już tak silnego wymiaru jak poprzednio. Pytanie o zyski i straty należy jednak poszerzyć o kontekst międzynarodowy i gospodarczy: jak bardzo na nagłej decyzji Zatlersa straci prestiż Łotwy umocniony w zeszłym roku przez wygraną Dombrovskisa? Jak zareagują rynki finansowe i pożyczkodawcy Łotwy – MFW i Unia Europejska (obawy te wyartykułował wczoraj najmocniej premier Dombrovskis)? Jak niestabilna sytuacja polityczna w kraju wpłynie na jego pozycję w Europie Wschodniej i nad Bałtykiem? Czy na pewno wszystkie te aspekty prezydent przeanalizował przed dzisiejszą decyzją? Na ile był to akt "moralnej niezgody" na kupczenie Łotwą przez oligarchów, na ile zaś włączenie się w przedwyborczą grę "pod publiczkę"? Nie czas na zadawanie tych wszystkich pytań teraz, ale nie sposób będzie od nich uciec.

środa, 25 maja 2011

Wieszcz Klementiew

Wiceprzewodniczący Sejmu RŁ i jeden z liderów Centrum Zgody – moim zdaniem obok Uszakowa zdecydowanie najciekawsza postać tego ruchu politycznego – Andriej Klementiew (lub jak uparcie określają go media łotewskie "Andrejs Klementjevs") poruszył dziś w audycji "900 sekundes" w telewizji LNT problem, który spędza sen z powiek znacznej części klasy politycznej Łotwy (a także obserwatorom łotewskiego życia politycznego, również tym w Warszawie). Otóż, po poniedziałkowym wysunięciu kandydatury Andrisa Bērziņša przez ZZS (oficjalnie zrobi to nie koalicja, a jej pięciu posłów), reelekcja Valdisa Zatlersa w I turze staje się coraz bardziej problematyczna. Co prawda ma on "na teraz" zagwarantowane 48 głosów "Jedności", ruchu "O Lepszą Łotwę" oraz narodowców z TB/LNNK i Wszystko dla Łotwy!, jest to jednak o trzy głosy za mało do konstytucyjnej większości (51 posłów). Kandydat ZZS może co prawda liczyć na jeszcze mniejsze poparcie (jeśli głosowaliby na niego wszyscy posłowie ZZS i Centrum Zgody to jest to równo 51 głosów, jednak taka większość jest z wielu powodów mało prawdopodobna), ale ZZS poprzez wystawienie "czarnego konia" skutecznie uniemożliwiło wybór Zatlersa szybko i bez zbędnych komplikacji. Co stoi za tą misterną grą? Niektórzy mówią, że chodzi po prostu o to, by obecny prezydent nie uzyskał reelekcji. ZZS miała zresztą w stosunku do niego – podobnie jak i "Jedność" czy narodowcy – cały szereg zastrzeżeń (m.in. słabą znajomość kwestii gospodarczych, które podobno Bērziņš opanował świetnie), choć przecież jeszcze niedawno mówiło się o Zatlersie jako wspólnym kandydacie koalicji. Jak twierdzą komentatorzy, bardziej parlamentarnie będzie wystawić własnego kandydata, niż przyłożyć rękę do klęski Zatlersa, która zostałaby przypisana ZZS. Ci, którzy od początku traktują Związek jako słabe ogniwo centroprawicowej koalicji, wieszczą jej rozpad oraz powołanie nowej: obejmującej oprócz Związku również Centrum Zgody oraz ruch O Lepszą Łotwę. Preludium do jej zawarcia miałby być wspólny wybór prezydenta przez Centrum Zgody i ZZS (przypomina to sytuację niemiecką z 1969 r., gdy SPD i FDP najpierw wybrały własnego prezydenta – socjaldemokratę Gustava Heinemanna – a później związek został "skonsumowany" w postaci socjalliberalnego rządu). W sukurs tym teoriom (spiskowym?) przyszedł dziś właśnie Andriej Klementiew, który stwierdził, że "jeśli na urząd prezydenta zostanie wybrany kandydat mający poparcie Centrum Zgody, to już na jesieni Łotwa będzie mieć nowego premiera". Chodzi oczywiście o kandydata ZZS, bo Zatlersa Centrum Zgody raczej nie poprze. Wg Klementiewa obecny rząd "już się wypalił". Jako przykład podał przepychanki personalne w Biurze Zapobiegania i Zwalczania Korupcji (KNAB) oraz brak kandydatury na następcę dla L. Murniece (szefowej MSW), która za tydzień odchodzi ze stanowiska. Jak twierdzi wiceprzewodniczący Sejmu "to pokazuje, że nawet premier nie jest przekonany, że będzie pracował do końca roku". Przepowiednie Klementiewa mogą być bleffem, względnie myśleniem życzeniowym wyposzczonego siedzeniem latami w ławach opozycji Centrum Zgody, a spekulacje o rozpadzie rządu mogą się zakończyć tak nagle, jak wystawiono kandydaturę Bērziņša. Nie należy jednak lekceważyć stanowiska wicemarszałka (dziś wspólne spotkanie frakcji SC i ZZS "za zamkniętymi drzwiami"). To przecież od tego klubu, który nie wystawił własnego kandydata, zależeć będzie to, kto zasiądzie na Ryskim Zamku...

Stalin na ulicach Rygi

Wszystkim napędził pietra. Najbardziej działaczom ugrupowania "Visu Latvijai!" ("Wszystko dla Łotwy!"), którzy już zdążyli zaapelować do minister spraw wewnętrznych "o wyciągnięcie konsekwencji" i ukaranie winnych. Bali się również – nieco mniej – działacze Centrum Zgody, bo oskarżenie padłoby znów na mniejszość rosyjskojęzyczną (dwa tygodnie temu to właśnie Rosjanie obchodzili z czerwonymi sztandarami z sierpem i młotem Dzień Zwycięstwa). Jak się okazało strach miał wielkie oczy, bo portret Stalina z transparentem na jego cześć to tylko dekoracja filmowa do kręconego w stolicy Łotwy filmu "Obwodowy Teatr Dramatyczny" ("Obłdramteatr"). W rosyjskim filmie wystąpią łotewscy aktorzy, a ryska fundacja filmowa wyłoży na jego realizację 30 tys. łatów (10% całości). Czego się bać? Sytuacja z portretem dla osoby z zewnątrz dość zabawna, aczkolwiek jak w soczewce skupia lęki małego narodu i niezagojone rany, po latach eksterminacji i rusyfikacji... Jak długo jeszcze?

PS. Więcej o sytuacji i o samym filmie na stronie "Radia Wnet".

poniedziałek, 23 maja 2011

Kto zasiądzie na Zamku Ryskim?

Coraz bardziej interesujący staje się łotewski wyścig o prezydenturę. Po tym, jak prezydent Zatlers wypowiedział się w środę przeciwko projektowi związków partnerskich wniesionemu przez ugrupowanie"„Mozaika", może być pewny poparcia klubu O Lepszą Łotwę, który wraz z posłami rządzącej "Jedności" – już dawno sygnalizującymi chęć poparcia obecnego gospodarza Zamku Ryskiego – dysponuje 41 głosami w Sejmie. Do wyboru prezydenta w I turze potrzebne jest jeszcze 10 głosów, które należy uzbierać w innych klubach (dla bezpieczeństwa lepiej, by było około 15). Przyjmuje się, że niezależnie od postawy narodowców (7 +1) o wyborze nowej głowy państwa zadecyduje Klub Związku Zielonych i Rolników, posiadający w Sejmie 22 deputowanych. Wraz z "Jednością" tworzy ona koalicję rządzącą (33+22), a poparcie Zatlersa przez układ "Jedność" – PLL – ZZS oznaczałoby dla niego wygodną większość 63 głosów i reelekcję już w pierwszej turze. Wraz z Centrum Zgody (29 posłów) dysponuje również – kruchą – większością (51 mandatów), by na prezydenta wybrać własnego kandydata, gdy wiadomo już, że SC nikogo nie zgłosi. W zeszłym tygodniu na giełdzie nazwisk – po uprzedniej rezygnacji z ubiegania się o tę funkcję przez burmistrza Windawy Aivarsa Lembergsa (przez miesiące był "murowanym" kandydatem na prezydenta – przynajmniej w łotewskich mediach, podobnie jak obecna kontroler państwowa Inguna Sudraba) – pojawiło się nazwisko Andrisa Bērziņša, byłego bankowca, obecnie posła z ramienia ZZS i przewodniczącego Komisji Gospodarki Narodowej. Kandydat, pytany czy zamierza ubiegać się o najwyższą godność w państwie, odpowiedział, że "należy rozważyć taką możliwość. Wszystko należy brać pod uwagę". Przewodniczący klubu ZZS (a przy tym lider Łotewskiego Związku Rolników wchodzącego w skład sojuszu) A. Brigmanis był bardziej rozmowny: "dlaczego Andris Bērziņš nie mógłby być prezydentem? Jest honorowym człowiekiem, głosował za deklaracją niepodległości 4 maja, był naszym kandydatem na burmistrza Rygi. W czym jest gorszy od Zatlersa?". Dziś zbiera się posiedzenie Klubu ZZS, które zdecyduje o kandydaturze na prezydenta. Mówi się, że dla wyboru nowego prezydenta będzie to spotkanie rozstrzygające. Z "przecieków" do prasy wynikałoby, że niektórzy posłowie ZZS gotowi są już w pierwszej turze poprzeć dotychczasowego prezydenta, wtedy wszystko zależałoby od stanowiska narodowców, którzy w tej sprawie milczą jak Sfinks, niektórzy z posłów ZZS chcą jednak wysunąć własną kandydaturę. Jak przytomnie zauważył dziś w wywiadzie dla Łotewskiego Radia działacz "Jedności" Edgars Jaunups, były poseł na Sejm i obecny radny Rygi, "wybór Bērziņša będzie zależny głównie od zachowania Centrum Zgody i, najprawdopodobniej, za swe poparcie centryści zażądają udziału we władzy". Wyraził przy tym nadzieję, że nie dochodzi do negocjacji między ZZS a SC "za zamkniętymi drzwiami" na temat możliwości zmiany koalicji rządzącej za cenę poparcia kandydata Związku (odwrócenie sojuszu "Jedność" – ZZS na ZZS – Centrum Zgody jest od początku kadencji zmorą centroprawicy). Na korytarzach sejmowych przez ul. Jakuba mówi się, iż rosyjskojęzyczni mogliby poprzeć kandydata ZZS, by doprowadzić do upadku koalicji, następnie zaś wejść w skład nowego rządu SC – ZZS – PLL. Prawdopodobieństwo takiego scenariusza maleje jednak z dwóch powodów: PLL już dawno wypowiedziało się za kandydaturą Zatlersa (mimo krótkich wahań w zeszłym tygodniu dotyczących jego postawy wobec spraw LGBT), "prezydencka koalicja" ZZS – SC może liczyć jedynie na 51 szabel. Wystarczy, że z chóru wyłamie się jednak lub dwie osoby, wtedy misterna intryga upada. Paradoksalnie więc, języczkiem u wagi może się okazać nie ZZS, lecz narodowcy, którzy już w marcu zasygnalizowali możliwość zgłoszenia własnej kandydatury. Gdyby zdecydowali się poprzeć dotychczasowego prezydenta dla jego reelekcji wystarczyłoby dosłownie kilka głosów ZZS, nawet gdyby udało jej się wystawić własnego kandydata.

sobota, 21 maja 2011

Majowe trendy

Dziennik "Diena" opublikował dziś sondaż preferencji politycznych mieszkańców Litwy przeprowadzony w dniach 5-12 maja dla dziennika "Lietuvos rytas" przez ośrodek badawczy "Vilmorus". Na czele wyścigu, jak od dwóch lat, sytuują się socjaldemokraci – 15,7% głosów (w kwietniu: 17,3%). Po piętach drepczą im dwie partie populistyczne, potencjalni koalicjanci LSDSP w przyszłym rządzie: Porządek i Sprawiedliwość (11,6%; w kwietniu – 10,6%) oraz Partia Pracy (10,2%; w kwietniu – 9,8%). Na trzecim miejscu znaleźli się konserwatyści z wynikiem 10,4% głosów (przed miesiącem – 8,1% – najwyższy wzrost poparcia w majowym sondażu). Piąte miejsce zająłby Ruch Liberalny Republiki Litewskiej (LRLS) z poparciem rzędu 4,7%. W Sejmie znaleźliby się również LVLS – 4%. Szans na uzyskanie własnej reprezentacji politycznej nie mieliby socjalliberałowie – 2,5%, liberałocentryści – 1,1% i AWPL – 1,1%. W przypadku Akcji dane te są z pewnością zaniżone, choć kwestią otwartą pozostaje czy w przyszłym roku osiągnie ona próg 5%.

37% ankietowanych przez "Vilmorus" nie potrafiło wskazać, na którą partię by zagłosowało, względnie nie wybiera się na wybory. Jeśli odliczyć głosy niezdecydowanych otrzymamy następujące wyniki: LSDSP – 25%, TT – 18%, DP – 16%, TS-LKD – 16%, LRLS – 7,5%, LVLS – 6%, NSS – 4%, LCiS – 2%, AWPL – 2%. Rządząca koalicja TS-LKD – LRLS otrzymałaby zatem 23,5% głosów, podczas gdy znajdująca się w opozycji "trójka" LSDP – TT – DP 59%. Niewykluczone, że LSDSP mogłaby po wyborach utworzyć rząd z udziałem tylko jednej z ww. partii (najprawdopodobniej z DP), względnie doprosić do koalicji np. LVLS. Trzeba pamiętać o wspólnym starcie NS i DP, co obecnie zwiększyłoby poparcie dla „laburzystów” do około 20%. Uspaskich ma spore szanse na zremisowanie z socjaldemokratami, ci jednak będą go szachować współpracą z TT i LVLS. Niewykluczone staje się również zaproszenie do gry AWPL po przekroczeniu przez nią progu 5%. Kreskę należałoby położyć na LiCS – koalicjancie socjaldemokracji z lat 2006-2008. Bardzo możliwe, że po odmowie współpracy przez LRLS, liberałocentryści skończą jako wyborcza "przystawka" do TS-LKD. Tak czy inaczej majowe trendy pokazują, że choć LSDSP ma słaby impet to siłą bezwładu najprawdopodobniej wygra przyszłoroczne wybory do Sejmu. Warto pamiętać, że na przyszły rząd spory wpływ zachowają obie partie populistycznie (w obecnym sondażu 34% poparcia). Nowa centrolewicowa koalicja będzie więc raczej przypominała rząd Brazauskasa niż Kirkilasa. Jak to odbije się na stosunkach PL-LT, zobaczymy...

niedziela, 15 maja 2011

Pucz Ulmanisa

Trzy dni minęły od rocznicy zamachu majowego w Polsce, a analogiczną rocznicę obchodzą dziś Łotysze. 15 maja 1934 r. dokonał się na Łotwie – najpóźniej z krajów bałtyckich – przewrót autorytarny Kārlisa Ulmanisa. Jak to się zaczęło? Trochę podobnie, ale i trochę inaczej niż w Polsce. Odwrotnie niż w Polsce w 1926 r. Ulmanis nie znajdował się na obrzeżach życia politycznego, ale od roku był premierem rządu opartego o kruchą centroprawicową większość (Łotewski Związek Rolników – Partia Chrześcijańsko-Narodowa – stronnictwa łatgalskie). Mimo to nieustannie obawiał się odwołania ze stanowiska przez opozycję złożoną z socjaldemokratów i centrystów, która w dodatku nie popierała jego koncepcji ustrojowych (zmian w konstytucji). O przewrocie zaczęto marzyć – w środowisku "aizsargów" (odpowiednik litewskich "szaulisów") oraz wśród zwolenników Ulmanisa – na miesiące przez jego dokonaniem. Krytycy łotewskiej demokracji wskazywali na nieefektywność demokratycznych procedur, rozbicie parlamentu, pociągające za sobą słabość rządów, która wpływała również na międzynarodową pozycję Łotwy. W tle był kryzys gospodarczy, który dał się we znaki uzależnionej od eksportu produktów rolnych Łotwy. Mimo, że socjaldemokraci chwalili się, że Ryga jest w tej części regionu "demokratyczną wyspą", wielu dążyło do likwidacji "wyspiarskiego położenia" kraju. Odpowiednich przykładów dostarczały Litwa, Polska i Estonia. W 1933 r. doszło do objęcia władzy przez NSDAP w Niemczech (Ulmanis odwiedził Niemcy w jesieni tego roku). Pucz przygotowywany był od tygodni. Jak pisze znawca historii państw bałtyckich Piotr Łossowski ("Kraje bałtyckie na drodze od demokracji parlamentarnej do dyktatury 1918-1934", Ossolineum 1972) początkowo miał być dokonany 23 kwietnia, następnie zaś 2 maja. Czekano jednak na ratyfikację przez Sejm protokołu o przedłużeniu układu o nieagresji między Łotwą a ZSRR (co miało miejsce właśnie w dniu 15 maja) – z punktu widzenia międzynarodowych interesów Łotwy kwestii niezwykle ważnej. Z kolei na 18 maja planowano głosowanie w trzecim czytaniu projektu reformy konstytucji przedstawionego przez ugrupowanie Ulmanisa, który najprawdopodobniej – ze względu na kruchą większość prawicy – zostałby odrzucony. Gorzej, istniało ryzyko odwołania całego gabinetu. Pucz musiał się więc odbyć między 15 a 18 maja. Tak też się stało, cała akcja została przeprowadzona niezwykle sprawnie w nocy z 15 na 16 maja (w niektórych miejscach odpowiednie działania miały już miejsce 14.V) przy pomocy "aizsargów". Paradoksem jest, że przewrotem kierował sprawujący władzę Ulmanis, który w dodatku argumentował, że pucz był obroną przed zamachem stanu przygotowywanym przez socjaldemokratów. Odbył się szturm na dwie ważne placówki w centrum stolicy – budynek Sejmu oraz Dom Ludowy. Wbrew buńczucznym zapowiedziom LSDSP o obronie demokracji zamachowców nie spotkał żaden opór. 16 maja Ulmanis i gen. J. Balodis (min. spraw wojskowych, bohater walk o niepodległość) wydali specjalny manifest, w którym zapowiadali sanację państwa. Od razu odbyły się aresztowania, które objęły 2,1 tys. osób aktywnych politycznie, głównie socjaldemokratów (by wyobrazić sobie ich skalę, przemnóżmy 2 tys. przez dziesięć – tyle razy mniej ludności liczyła Łotwa w 1934 r.). ¼ z nich osadzono w ciężkim więzieniu w Lipawie. Socjaldemokratyczny Dom Ludowy w Rydze przejęli aizsargowie na "Dom Aizsargów", a Sejm zamknięto na cztery spusty (nie zbierał się do 1940 r.). Jedynie prezydent Kviesis jeszcze przez dwa lata pozostał na stanowisku, by dokończyć kadencję.

Sam 15 maja nazwany został "dniem jedności" i był uroczyście obchodzony do 1940 r. Wspominając ten "moment chwały" uroczyście dekorowano wówczas miasta czerwono-biało-czerwonymi flagami. Imieniem "15 maja" nazwano ulice i place w całym kraju, a wspomniana "jedność" i "konsolidacja narodowa" były hasłami wszechobecnymi w ówczesnej propagandzie – dość powiedzieć, że dyneburski teatr miejski powstały w latach 30. otrzymał właśnie nazwę "Domu Jedności" (zbudowany, jakżeby inaczej, na "placu Jedności"). Dyktatura ulmanisowska odwoływała się – podobnie jak Salazar – do idei korporacjonizmu, stąd różnego rodzaju izby (m.in. rolna, przemysłowa, inteligencji), które miały zastąpić parlament.

Data 15 maja w okresie sowieckim została wykreślona z kalendarza, a okres 1934-1940 nazwany „faszystowskim” (podobnym epitetem określano go już w Moskwie przed wojną). Ze zrozumiałych względów 15 maja nie obchodzono również na emigracji zdominowanej politycznie przez LSDSP. Nie powróciła po 1990 r. tj. 11 i 18 listopada, gdy Łotwa budowała od podstaw system demokratyczny, byłoby to zupełnie "antypedagogiczne". Od lat uroczystości w tym dniu organizuje jednak organizacja (obecnie partia polityczna) Visu Latvijai! (Wszystko dla Łotwy!). Warto dodać, że pomysłu nie podchwyciła żadna z innych partii – świętowanie 15 maja uznano nawet w niektórych kręgach za "faszystowskie" (to "Centrum Zgody" i PCTVL. Gwoli ścisłości trzeba jednak powiedzieć, że ostatnio jeden z liderów Centrum A. Rubiks zauważył, że "Łotwie brakuje lidera na miarę Ulmanisa"). W 2008 r. obchody skrytykował historyk Aivars Stranga, wskazując, że w demokratycznym kraju powinno się obchodzić jedynie 18 listopada (data założenia RŁ w 1918 r.). Zgodził się z tym, co powtarzają działacze VL!, że Ulmanis dał Łotwie nadzwyczajnie dużo "w dziedzinie kultury oraz jedności", jednak wszystko to nastąpiło przed 15 maja 1934 r., który oznaczał dla Łotwy zniesienie konstytucji, zakaz partii politycznych i związków zawodowych. Wg Strangi "15 maja nie jest jasną datą ani dla Łotwy, ani w życiu Ulmanisa". Działacze nie dają jednak za wygraną. Twierdzą, że, "nie chcą czcić daty przewrotu, ale to, jak wiele dobrego zrobił Kārlis Ulmanis na rzecz kultury, sprawiedliwości i pomyślności Łotwy". Wg lidera VL! Raivisa Dzintarsa "nawet jeśliby ktoś chciał widzieć w Ulmanisie przede wszystkim dyktatora, nikomu nie udało się zrobić tyle dla dobra państwa co jemu". Zauważył przy tym, że obecna demokracja na Łotwie jest jedynie formalna, a tak naprawdę krajem rządzi "dyktatura oligarchów" (było to jeszcze za rządów Godmanisa. Co Dzintars sądzi obecnie?). Jak twierdzi szef VL!, a obecnie poseł na Sejm, w 1934 r. dokonano przewrotu na Łotwie, bo taki był duch epoki. Precyzując dodał, że nawet w szeregach VL! Ulmanis budzi kontrowersje – różnie jest np. oceniana jego decyzja z października 1939 r. o wydaniu zgody na utworzenie sowieckich baz militarnych w kraju.

Również i dziś, jak co roku, odbędzie się tradycyjny Rajd Jedności (Vienības brauciens), w którym wezmą udział jadące kolumnami samochody z wyeksponowanymi flagami łotewskimi. Rajd odbędzie się na czterech trasach: Ryga – Ogre, Jełgawa – Ogre, Valmiera – Ogre, Jēkabpils – Ogre. Na każdej z tych marszrut planowany jest postój w kilku miejscowościach (w tej liczbie w Pikša, gdzie znajduje się Muzeum Ulmanisa). W miejscowości Ogre dojdzie do połączenia kolumn i wspólnego "rajdu na Rygę", który zakończy się o godz. 19 pod pomnikiem Ulmanisa. Jak napisano na stronie Visu Latvijai! flagi przypominają, iż "duchowy przewrót zorientowany na jedność narodową jest potrzebny również we współczesnej Łotwie". O godzinie 19 pod pomnikiem Ulmanisa odbędzie się uroczyste zapalenie świec, składanie kwiatów, a także – jakże by inaczej na Łotwie – śpiewanie pieśni. Czy dopisze pogoda?

Po wysłuchaniu peanów na cześć dyktatora, które wygłaszają działacze VL!, rodzi się pytanie, na ile, będąc przecież od kilku miesięcy w Sejmie, traktują oni na poważnie demokrację parlamentarną, a co za tym idzie – własną rolę w parlamencie. Czy współczesna Łotwa potrzebuje nawiązywania do tego typu postaci jak Ulmanis, a jeśli tak – dlaczego na datę obchodów wybierać 15 maja, a nie 18 listopada? Jak działacze VL! rozumieją dziś hasło "jedności narodowej" i "konsolidacji" – czy ma to oznaczać "zagłaskanie" wszystkich różnic społecznych, politycznych czy kulturowych, jakie są codziennością Łotwy? Jak to uczynić w świecie, w którym różnorodność, demokracja, spór wpisany jest na sztandary? Co z ulmanisowskim hasłem "łotewskiej Łotwy"? Działacze VL! posługują się nim nadzwyczaj chętnie – na ile o "łotewskiej Łotwie" można jednak marzyć w kraju zamieszkanym w 45% przez mniejszości narodowe? Już przed wojną było to hasło nieco na wyrost. Dużo zagadek, dużo pytań – trzeba je stawiać, jeśli 15 maja ma być nie tylko "zabawą" i "historyczną rekonstrukcją" (rajd na Rygę chyba coś przypomina?). Może powinien być momentem refleksji nad kruchością demokracji? Ale to już słabo wpisuje się w kontekst samych obchodów – tu raczej nie ma miejsca na trudne pytania dla Ulmanisa...

Pamięć o dyktaturze na Łotwie. Karlis Ulmanis pozostaje na Łotwie postacią mniej uhonorowaną niż Piłsudski w Polsce. Owszem, w 1993 r. nazwisko to okazało się na tyle ważnym symbolem ciągłości z I Republiką Łotewską, że na urząd prezydenta wybrano jego bratanka Guntisa (obecnie posła z ramienia "oligarchów" z PLL – los płata figle). Później jednak starano się unikać zbędnego afiszowania – miasta łotewskie znowu nie tak często honorują go nazwami ulic, placów czy szkół, nie ma tez byt wielu pomników dyktatora. Aleja Ulmanisa w Rydze znajduje się nie w sercu miasta (jak pl. Piłsudskiego w Warszawie), a na obrzeżach Rygi (do 1990 r. była to ulica niemieckiego komunisty Thaelmanna). Nie ma chyba miasta w Polsce, które w ten czy inny sposób nie uczciłoby Marszałka. Nawet w okresie PRL nie był on postacią zupełnie wyrzuconą poza nawias (choć o honorowaniu nazwami ulic mowy być nie mogło) – o Ulmanisie nie pisano inaczej jak o "faszystowskim dyktaturze w służbie łotewskiej burżuazji" współpracującym z "faszystowskimi reżimami" i odpowiedzialnym na "postępującą faszyzację kraju". Czytając tego typu "analizy" – choćby w starych łotewskich encyklopediach – warto docenić historiografię doby Polski Ludowej. Zohydzenie Ulmanisa przez Sowietów nie wydaje się być jedynym – nawet nie głównym – powodem dystansu do tej postaci we współczesnej Łotwie. O ile Józef Piłsudski po 1926 r. zachował pozory półdemokratycznego państwa – do 1939 r. zbierał się parlament, w którym jeszcze przez dziewięć lat po przewrocie była obecna opozycja, działały partie polityczne, który wygrywały wybory do samorządu, związki zawodowe, a cenzura prasy nie była aż tak dokuczliwa., była konstytucja, kontrowersyjna, ale jednak – to Łotwa w latach 1934-1940 zdemontowała w zasadzie wszystkie elementy państwa demokratycznego (o wiele mocniej niż zrobiono to w Kownie i Tallinie). W dodatku, związany od lat z prawicą Ulmanis, był dyktatorem konserwatywnym, inaczej niż Marszałek, któremu przyszło walczyć z narodową demokracją, której rządów polska inteligencja obawiała się znacznie bardziej niż niegdysiejszego działacza PPS. To też ma swoją wagę.

piątek, 13 maja 2011

Łotwa kłóci się o homoseksualizm (w podręcznikach)

Wiadomość została podana przez łotewskie media w zeszłym tygodniu, jednak dotychczas debatę publiczną zdominowało zagadnienie Święta 9 Maja, dlatego pozwalam sobie pisać o całej sprawie dopiero dziś.

Wszystko zaczęło się od listu otwartego, w którym przedstawiciele wspólnot i organizacji religijnych zwrócili się do premiera Dombrovskisa z prośbą, by szef rządu i minister oświaty Rolands Broks ocenili zawartość podręcznika do nauk społecznych przeznaczonego dla 9 klasy szkół średnich. Pod listem podpisali się m.in. katolicki arcybiskup Rygi Zbigniew Stankiewicz, arcybiskup Łotewskiego Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego (LELB) Jānis Vanags, biskup Związku Łotewskich Parafii Baptystycznych Pēteris Sproģis, przedstawiciele parafii adwentystów dnia siódmego, a także organizacja "Młode Pokolenie" ("Jaunās paaudze"). Swój podpis złożyła przedstawicielka wydziału zabezpieczenia społecznego urzędu miejskiego w Rydze Irēna Kondrāte, a także dwaj politycy: szef młodzieżówki LPP/LC Agris Ameriks (syn wiceburmistrza Rygi z ramienia tego ugrupowania) oraz poseł na Sejm RŁ Imants Parādnieks (Wszystko dla Łotwy!). O co chodzi? Powodem kontrowersji stała się strona 187 podręcznika (wydanego z inicjatywy Ministerstwa Oświaty i Nauki, IZM), na której "Zvaigzne ABC" (jedno z najbardziej prestiżowych wydawnictw na Łotwie) umieściło wywiad z psycholog Jolantą Cihanovičą. Wg Cihanovičy, będącej wcześniej członkiem zarządu Organizacji LGBT i Ich Przyjaciół "Mozaīka", homoseksualizm jest po prostu zwyczajną preferencją seksualną równorzędną z heteroseksualizmem, a członkowie społeczności LGBT – akceptowani w większości krajów Europy – stanowią w Łotwie 8-10% ludności. Sygnatariusze byli oburzeni wypowiedzią pani psycholog, którą uznano za osobę nie całkowicie neutralną w sporze na temat natury homoseksualizmu. Z interwencją do ministra oświaty pospieszyło również ugrupowanie O Lepszą Łotwę (PLL) – zwane przez przeciwników politycznych "partią pastorów", pytając, czy to norma, że w podręcznikach przedrukowuje się wywiady z portali internetowych (wywiad ukazał się na stronie apollo.lv). Zwrócono również uwagę na związki psycholog z organizacjami LGBT, podkreślające, że jej wypowiedzi "są tendencyjne i nie odpowiednie dla młodzieży, której seksualność jest dopiero w stadium rozwoju, a zrozumienie tych kwestii dopiero się formuje". Zwrócono również uwagę na brak naukowego potwierdzenia tezy o 8-10% udziale homoseksualistów w społeczeństwie. Zażądano od IZM zajęcia jasnego stanowiska w tej sprawie.

Ministerstwo, na czele którego stoi przedstawiciel bloku politycznego Związek Zielonych i Rolników (mimo swojej "centrowości" ugrupowanie to w sprawach kulturowo-obyczajowych zajmuje stanowisko bardziej konserwatywne od prawicowej "Jedności"), zgodziło się z uwagami PLL oraz liderów organizacji religijnych. Wydawnictwu zlecono uzupełnienie do 1 lipca informacji na temat homoseksualizmu o "alternatywne poglądy". "Zvaigzne ABC" nie daje jednak za wygraną. Wg głównej redaktor Ilze Briģe książka "odpowiada wszelkim kryteriom". Odpowiednie uwagi ministerstwa dotarły do wydawnictwa zresztą dopiero w piątek 6 maja, dlatego sprawa ta jest wciąż dyskutowana na kolegium. Z ponownym wydrukiem nie będzie jednak tak łatwo: książka została wydana dopiero w zeszłym roku. "Dotychczas nie było żadnych zastrzeżeń. Książka mówi o wszystkich aspektach związanych z seksualnością, o relacjach hetero- i homoseksualnych, o przerywaniu ciąży (...) Jest przygotowana zgodnie z podejściem socjologicznym. Interesujące społecznie kwestie zostały tu poddane jako temat do dyskusji. Uczniom wraz z nauczycielami dano możliwość dyskusji o tych problemach" – tyle redaktor główna wydawnictwa. Wg sekretarz prasowej IZM Bandeniece "fragmenty wywiadu z ekspertem Jolantą Cihanovičą mogłyby się znaleźć w podręczniku, jednak powinny zostać wzbogacone o przeciwny pogląd – stanowisko kościołów, by zachęcić uczniów do dyskusji na ten temat".

O sprawie wypowiedział się dziennikarz, bloger i wykładowca Uniwersytetu Łotewskiego Kārlis Streips, który swego "coming outu" dokonał już w wieku 16 lat i nigdy nie krył w życiu publicznym swej orientacji seksualnej (do 1989 r. mieszkał w USA). Jest znany ze swego krytycznego podejścia do Łotwy, którą swego czasu nazwał "republiką bananową", był również sądzony za "podburzanie do nienawiści narodowościowej" przeciwko Rosjanom (jeden z czytelników jego bloga oburzył się na porównanie Pomnika Zwycięstwa do męskiego członka, a także zgryźliwe uwagi na temat rosyjskiego burmistrza Rygi Niła Uszakowa). Od 1992 r. jest również związany z parafią anglikańską w Rydze, był jej współzałożycielem, a następnie wygłaszał w niej kazania (na marginesie – to w kościele anglikańskim po raz pierwszy udzielono "ślubu homoseksualnego" na Łotwie, pracował w nim także pierwszy gejowski pastor, ekskomunikowany wcześniej ze wspólnoty luterańskiej Māris Sants). Streips wyraził oburzenie "mieszaniem się kościoła do spraw publicznych". Wg dziennikarza "nie bez powodu w Łotwie i innych demokratycznych państwach kościół jest oddzielony od władzy świeckiej – jeśli chce kogoś nauczać, niech robi to na kazaniach, ale do szkół wtykać swojego nosa nie może. Powinien trzymać swój nos z dala od spraw świeckich". Przy okazji oskarżył duchownych o obłudę, gdyż "ani politycy, ani przedstawiciele kościoła nie protestowali nigdy tak intensywnie przeciwko rozwodom, które dla wartości rodzinnych i sytuacji demograficznej państwa przysłużyły się znacznie gorzej, niż tak gorąco zwalczany przez nich homoseksualizm". Odwołał się również do Biblii, w której "Jezus sprzeciwiał się rozwiązaniu małżeństwa, ale o preferencjach seksualnych nic nie mówił", dlatego fakt, że kościół występuje przeciwko społeczności LGBT jest „przejawem gigantycznej obłudy”. Wg Streipsa kościół rzymskokatolicki "powinien spojrzeć sam na siebie", gdyż "przez stulecia tolerował pedofilów wśród własnych duchownych". Streips, jedna z kilku osób w Łotwie, które otwarcie mówią o swych preferencjach seksualnych, uważa homoseksualizm za coś całkowicie normalnego, a "tylko niezbyt mądrzy ludzie mogą uważać go za chorobę". Jak podkreśla: "homoseksualiści byli zawsze – zarówno w czasach, gdy palono za to na stosie i umieszczano w klinikach psychiatrycznych, jak i teraz, a dzieci należy uczyć, że człowiek jest człowiekiem, niezależnie od jego seksualności, koloru skóry, narodowości i innych czynników".

Sprawa podręcznika jest delikatna, bo dotyka relacji państwo – kościoły, dlatego też politycy starają się być oględni w wyrażaniu własnych poglądów, by nie zrażać do siebie wierzącego elektoratu. W sprawie listu organizacji religijnych wypowiedziała się jednak minister kultury Sarmīte Ēlerte (Związek Obywatelski). Wg byłej redaktor naczelnej "Dieny" "kościół nie ma podstawy, by żądać uwzględnienia w podręczniku własnych poglądów na temat homoseksualizmu, ponieważ Łotwa jest państwem świeckim". Nieco się rozpędzając dodała, iż "żądanie, by usunąć jakiś pogląd z podręcznika bądź zakazać publikacji jest ukrytą cenzurą. Skądinąd, kwestia, której organizacji pogląd należy umieścić w podręczniku – kościoła, "Mozaīki" (łotewska organizacja chroniąca prawa LGBT), psychologów czy socjologów – jest i powinna być niezależnym wyborem specjalistów od oświaty". Wg Ēlerte "państwo nie ingeruje w sprawy kościoła, nie mówi duchownym, jakie kazania mają głosić z ambony. Kościół wciąż posiada szerokie możliwości głoszenia własnych poglądów w spektrum publicznym". Trzeba dokonać małego sprostowania – nikt z sygnatariuszy nie mówił o wykreśleniu z książki informacji lekarskich i naukowych o homoseksualizmie, chodziło raczej o uzupełnienie podręcznika o wrażliwość kościołów chrześcijańskich, których wierni stanowią na Łotwie wciąż sporą grupę ludności. Chrześcijański punkt widzenia na naturę homoseksualizmu pozostaje zresztą dość popularny nawet i w krajach Europy Zachodniej. Trudno zgodzić się z tezą Ēlerte, że poglądy kościelne nie powinny być uwzględnianie w podręcznikach, "bo Łotwa jest państwem świeckim" – ich miejsce jest jak najbardziej w podręczniku, gdy pomoc naukowa musi uwzględniać wszystkie punkty widzenia, nie narzucając uczniom żadnego z nich, a dając prawo wyboru. Kwestią zupełnie odrębną pozostaje wpływ kościołów na ustawodawstwo w dziedzinie związków partnerskich, ale powiedzmy sobie szczerze – to nie wspólnoty religijne blokowały na Łotwie przez lata uregulowanie tej kwestii, a raczej odziedziczona po czasach sowieckich społeczna niechęć do homoseksualizmu, której ulegają również politycy.
Sprawa wywołała ożywione komentarze na forach internetowych. Jak to zwykle bywa forumowicze podzielili się na dwie radykalne grupy. To co może zaskakiwać, to dość spora liczba komentarzy broniących podręcznika, a atakujących polityków i organizacje religijne. Pojawiły się oczywiście dyżurne argumenty o "pedofilii duchownych", "obłudzie kościoła katolickiego", "inkwizycji, która mordowała inaczej myślących" etc. Jedna z forumowiczek wyraziła żal, że musi żyć "w ciemnej, zacofanej i nietolerancyjnej Łotwie", gdy Europa jest tak kolorowa. Z drugiej strony mieliśmy głosy odwołujące się do homoseksualizmu jako grzechu, będącego "przepustką" do ulegania pedofilii i zoofilii. Niektóre komentarze brały w obronę kościoły chrześcijańskie, przypominając Streipsowi, ze o tym, co kościół może głosić z ambony i czego może się domagać w życiu społecznym, decydowano odgórnie raczej w czasach sowieckich. Niektórzy pisali, że brzydzą się tak samo katolikami, jak i homoseksualistami.

Dyskusja o podręczniku, która równie dobrze mogłaby się odbyć w Polsce czy na Litwie, pokazuje jak bardzo kontrowersyjną kwestią pozostaje homoseksualizm na Łotwie, która – w przeciwieństwie do Polski czy NRD – zalegalizowała go dopiero w 1993 r. W dyskusji tej objawiły się dwa skrajne poglądy. Ciekawe, że ci którzy mówią o prawie do obecności wspólnoty LGBT w życiu publicznym, bardzo chętnie odebraliby je kościołom chrześcijańskim, które "mają się trzymać z daleka od spraw publicznych". W opinii wielu (znalazło to swoje odbicie choćby w słowach minister kultury pochodzącej z prawicowej "Jedności") wspólnoty wyznaniowe wciąż powinny się ograniczyć do sprawowania posługi religijnej i do minimum zredukować zabieranie głosu już nie tylko w sprawach politycznych, ale również społeczno-kulturowych, bo w ten sposób "łamią świeckość państwa". Z drugiej strony, mieliśmy nieco histeryczną postawę PLL, którego liderzy tacy jak Ainārs Šlesers, Ainars Baštiks czy Jānis Šmits od lat walczą „z zagrożeniem homoseksualnym”, które w bardzo tradycjonalistycznej Łotwie jest raczej papierowym tygrysem. "Walka o tradycyjne wartości rodzinne" prezentuje się "na górze" całkiem dobrze, choć skutkuje nietolerancją i poniżaniem "na dole" (nie pierwszy to przypadek, gdy dobre intencje polityków rozmijają się z rezultatami ich działań). Z drugiej strony mamy kultywowane jeszcze od czasów sowieckich przekonanie, że "kościół nie powinien zabierać głosu w sprawach publicznych". Może zamiast nawzajem kneblować sobie usta czas zacząć debatę?

sobota, 7 maja 2011

Niechciane święto 9 Maja wraca na Łotwę?

Pracowite dni czekają burmistrza Rygi, 34–letniego Niła Uszakowa. Ledwo skończyło się Święto Niepodległości 4 maja, w którym Łotysze wspominali uchwalenie przez Radę Najwyższą ŁSRR deklaracji o odnowieniu niepodległości z 1990 r., a już zaczynają się święta majowe: na Łotwie kojarzone nie tyle z Dniami Europy (5.05, 9.05), co z końcem II wojny światowej. Data ta jest nad Dźwiną o wiele bardziej niepopularna niż w Polsce, gdyż rok 1945 oznaczał dla Łotyszy nie wasalizację, a bezpośrednią inkorporację do imperium sowieckiego, która skutkowała m.in. zesłaniem kilkudziesięciu tysięcy obywateli RŁ w głąb ZSRR i utratą niepodległości na 45 lat.

Służby prasowe miasta Rygi poinformowały kilka dni temu o kalendarzu obchodów burmistrza Uszakowa: 8 maja głowa miasta odwiedzi Bratnie Mogiły w Rydze, na których leżą m.in. bohaterowie okresu walk o niepodległość (1918-1921), ale i żołnierze radzieccy. W tym samym dniu weźmie udział w organizowanych przez przedstawicielstwo Komisji Europejskiej obchodach Dnia Europy w Ogrodzie Vērmane, w którym o godz. 16 wygłosi przemówienie. Następnego dnia, który w czasach sowieckich obchodzony był jako Dzień Zwycięstwa (obecnie jest również świętem w Rosji, na Ukrainie i Białorusi) przyjmie w urzędzie miejskim weteranów 130 korpusu łotewskich strzelców (walczącego w strukturach Armii Czerwonej), złoży kwiaty pod Pomnikiem Zwycięstwa w Rydze, pod którym również o godz. 20:30 wygłosi przemówienie do zgromadzonych ryżan. Po przemówieniu zaśpiewa autor i wykonawca pieśni Ainārs Mielavs. Uszakow jest pierwszym w historii niepodległej Łotwy burmistrzem stolicy, który bierze udział w obchodach z 9 maja. W zeszłym roku przeprosił publicznie weteranów Armii Czerwonej za afronty, jakich doznawali przez dwadzieścia lat niepodległości od kolejnych władz państwowych.

Decyzję Uszakowa o wygłoszeniu przemówienia pod Pomnikiem Zwycięstwa skrytykowali dwaj poprzedni burmistrzowie Rygi wywodzący się z łotewskich ugrupowań centroprawicowych: Jānis Birks ("Ojczyźnie i Wolności" – Łotewski Narodowy Ruch Niepodległości) i Aivars Aksenoks ("Nowa Era"). Wg Birksa jeśli Uszakowowi zależy na zjednoczeniu społeczeństwa, to święto powinno się odbyć 8 maja, wtedy kiedy obchodzi je cała Europa, a nie 9 maja. Obchody w dniu 9 maja jedynie podzielą społeczeństwo. "Należy zwrócić uwagę, jaką siłę polityczną reprezentuje Nił Uszakow, wtedy jest zrozumiałe, że jego celem jest akcja polityczna. Jako burmistrz Rygi nie ma on obowiązku brać udziału w tego typu wydarzeniach, ponieważ nie jest to ani oficjalne święto państwowe, ani ważny dla naszego narodu dzień pamięci" – skomentował Aivars Aksenoks z "Nowej Ery" (partii premiera Dombrovskisa). Wcześniej z apelem o nieświętowanie 9 maja zwrócił się do Uszakowa Klub Radnych Związku Obywatelskiego w Rydze, przypominając mu, że "jest burmistrzem stolicy kraju należącego do Unii Europejskiej", a święta 8 i 9 maja to raczej odpowiednio "dzień pamięci o ofiarach II wojny światowej i nazizmu" oraz "Dzień Europy". 9 maja "oznacza dla Łotwy zmianę okupacji Niemiec hitlerowskich na okupację stalinowskiego Związku Sowieckiego, która trwała 50 lat i doprowadziła do deportacji tysięcy niewinnych ludzi, krwawych represji oraz śmierci". Zwrócono się jednocześnie do Uszakowa, by nie zezwolił na marsz organizowany przez stowarzyszenie "9.maijs.lv" i "Rodina" pod Park Zwycięstwa.

Święto 9 Maja od lat dzieli społeczeństwo, nie mniej niż coroczne obchody Dnia Weterana Legionów SS (16 marca; w latach 1998-2000 oficjalny dzień pamięci, po 2000 r. święto obchodzone przez osoby prywatne i organizacje społeczno-polityczne). Większość Łotyszy ma do 9 maja stosunek niechętny, kojarząc koniec wojny raczej z powrotem okupacji sowieckiej (1940-1941) niż "wyzwoleniem od faszyzmu". Takie też stanowisko zajmuje większość partii politycznych odwołujących się do elektoratu łotewskiego (w tym socjaldemokratyczna LSDSP). O święcie pamiętają jednak zarówno organizacje skrajnie lewicowe skupiające w większości ludność rosyjskojęzyczną, jak i partie polityczne Rosjan: Centrum Zgody oraz PCTVL/"Zapczeł". W tym kontekście należy zauważyć, że pamięci historyczne Łotyszy i Rosjan zupełnie do siebie nie przystają. Jednym z przejawów tego zjawiska jest stosunek do "dnia wyzwolenia" i "dnia weteranów SS". Ma to również swoje odbicie w ocenie I Republiki Łotewskiej (1918-1940). Dla wielu Rosjan to prawie że "faszystowskie państwo", "kolonia Wielkiej Brytanii", która z niezrozumiałych powodów nie chciała przynależeć do wielkiego Związku Sowieckiego, podczas gdy dla Łotyszy pamięć o przedwojennym państwie stanowi element narodowej tożsamości. Gdy mowa o roku 1940 Rosjanie powiedzą raczej o "przyłączeniu Łotwy do rodziny narodów radzieckich", Łotysze – o krwawej i bezwzględnej okupacji. Tak samo ocenia się również wybory z okresu II wojny światowej – media rosyjskojęzyczne powtarzają tezę o "faszyzmie" łotewskich ochotników Legionów SS, gazety łotewskie są w tej sprawie zajmują bardziej zniuansowane stanowisko. Niewiele jest forów, na których Rosjanie i Łotysze mogliby się spotykać i podyskutować. Czy taką okazję stworzy mieszana komisja historyków, jaką planuje się powołać na linii Ryga – Moskwa (wzorem komisji polsko-rosyjskiej i litewsko-rosyjskiej)? Doświadczenia z niedawnymi wypowiedziami posła na Sejm RŁ z listy Centrum Zgody Nikołaja Kabanowa na temat Katynia, stanowiącymi regres w stosunku do słów tandemu Putin – Miedwiediew, które padły w latach 2010-2011, każą w to mocno wątpić.

PS. W wywiadzie dla pisma "SestDiena" z 7.05 Uszakow przyznał, że Łotwa była przyłączona do ZSRR w sposób niedemokratyczny i dzięki groźbom użycia siły wojskowej, uchylił się jednak od uznania pojęcia "okupacji sowieckiej". "Nie chcę pozwolić żadnej politycznej sile egzaminować nas przed wyborcami. Byłoby niesłuszne, gdyby jedna siła polityczna przepytywała drugą" – w ten sposób skomentował żądania rządzącej "Jedności", by Centrum uznało fakt okupacji sowieckiej Łotwy w latach 1940-1990. Burmistrz stolicy przyznał, że jednym z powodów niechęci akceptacji słowa "okupacja" jest lęk przed wynikającymi z tego konsekwencjami, a mianowicie uznaniem przebywania na Łotwie "rosyjskojęzycznych" za nielegalne. Wspomniał przy tym o głoszonym przez "Wszystko dla Łotwy!" haśle "dezokupacji", a więc usunięciu z Łotwy znacznej części ludności, która przybyła tu po 1940 r. "Wielu z nich przyjechało na Łotwę w epoce Chruszczowa i Breżniewa, a w tej sytuacji oni także będą łączeni z przestępstwami Stalina. To, na przykład [posłowi na Sejm RŁ z listy VL! Imantowi] Parādniekowi da prawo pracować dalej – zbierać następne podpisy [pod projektem zmian w konstytucji przewidującym nauczanie w publicznych szkołach tylko w języku łotewskim]". Na jesieni zeszłego roku działacze Centrum Zgody, w tym Uszakow, gdy dyskutowana była kwestia akcesu do centroprawicowej koalicji (jako jeden z warunków włączenia SC do rządu "Jedność" postawiła właśnie uznanie faktu okupacji), unikali jasnych deklaracji w tej sprawie, twierdząc, że sprawę tę "należy zostawić historykom".