wtorek, 4 października 2011

Na Łotwie gorąco...

Od napisana ostatniej notki na blogu minęło kilka tygodni, a dzieje się, co zrozumiałe, w łotewskiej polityce więcej niż zwyczajnej jesieni. Od trzech tygodni trwają rozmowy koalicyjne między Związkiem Reform Zatlersa i "Jednością", których końca nie widać, a trzeba jeszcze przejść do najważniejszego pytania: z kim oba ugrupowania będą rządzić. Kilka dni temu ZRP podjęła decyzję o włączeniu Centrum Zgody (SC) do koalicji rządowej – notabene "za" głosowali wszyscy członkowie klubu poselskiego, zaproponowano "Jedności" zachowania stanowiska premiera dla Dombrovskisa pod warunkiem wsparcia sojuszu z SC, jednak na Łotwie nic nie jest takie proste. "Vienotība" wyczuwając jak bardzo niepopularna w elektoracie jest koalicja z Rosjanami (a trzeba dodać, że "Jedności", inaczej niż u Zatlersa, grozi także rozłam w klubie sejmowym), zaczęło się od tego wariantu zdecydowanie dystansować, proponując sojusz "łotewskiej trójki": ZRP – "Jedność" – narodowcy. Od niedzieli media żyją z kolei inną propozycją: tzw. koalicją tęczy (varavīksnes koalicja), w zależności od wersji: wszystkich ugrupowań w Sejmie, względnie wszystkich partii poza nieakceptowanym przez Zatlersa Związkiem Zielonych i Rolników. Wersję nr 1 zaakceptował ZZS, wersję nr 2 ZRP, sceptycznie na jej temat wypowiadają się z kolei działacze Centrum Zgody, a pomysł odrzucili narodowcy. Czy to kolejny wybieg w negocjacjach koalicyjnych, czy wyjście z pata? Tymczasem wśród łotewskich narodowców, ale także w elektoratach "Jedności" i ZRP zaczyna narastać zaniepokojenie, że we władzach znajdą się Uszakow i Urbanovičs. Gdyby decyzja zapadła, można spodziewać się masowych protestów, a nawet niepokojów społecznych. Wykluczając na razie czarny scenariusz (nie ma co straszyć) trzeba zadać sobie pytanie na temat, nazwijmy to, inżynierii politycznej. Na ile politycy mają prawo układać za pomocą kalkulatorów i komputerów różne modele koalicyjne, nawet słuszne i korzystne dla kraju, ale nie do przyjęcia dla własnego elektoratu? Słusznie wyczuwa to "Jedność", rozumie to Zatlers, choć ostatni jest zdeterminowany, by stworzyć wspólny rząd z SC. Dziwi to o tyle, że to m.in. przez tę partię stracił szansę na reelekcję. W szeregach "Jedności" i ZRP, które od tygodni nie mogą dojść do porozumienia, wyczuwa się nerwowość: zatleryści wypominają centroprawicy sprawę "air Baltic", a sam Zatlers dał ostatnio do zrozumienia, że "są moralne powody, by Solvita Āboltiņa nie stanęła ponownie na czele Sejmu" (na Łotwie "wiem, ale nie powiem" trzyma się dobrze, także w ustach eksprezydenta).

Jak będzie, zobaczymy, chętnie poleciłbym tekst, który napisałem dla portalu "Polityka Wschodnia" ("Koalicja Zatlers–"Jedność". Czy skończy się jak POPiS?", polityka wschodnia.pl), ale mam świadomość, że sytuacja jest tak dynamiczna, iż artykuł pisany w nocy z 28 na 29 września może być w niektórych miejscach nieaktualny. Wciąż aktualne jest za to pytanie: czy "cudowne małżeństwo" (po prawdzie: nigdy nie było "małżeństwem", ani "cudownym", choć takim chciał je widzieć elektorat) "Jedności" i Zatlersa rozejdzie się w takich okolicznościach jak POPiS? O ile tydzień temu dawałem takiemu rozwiązaniu tylko 30-40% szans, dziś zastanawiam się, co się musi stać, żeby obie partie się porozumiały...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz