poniedziałek, 7 marca 2011

Wybory do Riigikogu

Gdyby kto stwierdził, że tegoroczne wybory do Riigikogu były nudne i przewidywalne, miałby sporo racji (a przypomnijmy sobie, jaki dreszczyk emocji towarzyszył zeszłorocznej elekcji na Łotwie, gdzie na pierwsze miejsce zamiast "Centrum Zgody" w ostatniej chwili wskoczyła "Jedność"). Chyba nikt nie czuł się zaskoczony tym, że do parlamentu dostały się jedynie cztery partie (poprzednim razem – 6). Dwa ugrupowania: Związek Ludowy (ERL) i Zieloni przeżywają od jakiegoś czasu kryzys tożsamości. Związek Ludowy przez długi czas nie potrafił się określić, czy chce być samodzielnym ugrupowaniem, czy raczej "przystawką" (tutaj następny dylemat: do centrystów, czy do socjaldemokratów?), ostatecznie w zeszłym roku odeszła do lewicy najaktywniejsza część jego członków, w tym Sven Mikser, który został szefem SDE. Zieloni zaś, mimo wyboru Aleksieja Łotmana na przewodniczącego partii, zmagają się z nieumiejętnością skutecznego dotarcia do wyborcy ze swym programem (nasuwa się tu analogia do Zielonych w Czechach, którzy po czterech latach obecności w parlamencie i rządzie odeszli w niebyt). Pierwsze miejsce w niedzielnej elekcji, co przewidywały wszystkie sondaże, zajęła Partia Reform premiera Andrusa Ansipa 28,6%. Prawdziwy bój szedł jednak o kolejne miejsca w rankingu. Wiele przedywborczych sondaży przewidywało, że możemy mieć do czynienia z "detronizacją" Partii Centrum Savisaara jako "drugiego ugrupowania", jednak ostatecznie centryści obronili swą pozycję z poparciem 23,3% (dostali jednak kilka punktów mniej niż cztery lata temu). Na trzecim miejscu, podobnie jak poprzednio, znalazł się koalicyjny partner reformistów Związek Ojczyźniany i Republikański (IRL), który otrzymał 20,5%. Poważne powody do świętowania mają jednak socjaldemokraci. Mimo, że ze swą czwartą pozycją nie zmieścili się na podium, zwiększyli poparcie o 70%, uzyskując 17,1% głosów. Można się domyślać, że z dwóch powodów: SDE jakiś czas temu "połknęła" wyborców Związku Ludowego i Zielonych, z drugiej zaś strony w zeszłym roku znacząco odmłodziła swoje kierownictwo, znajdując zarazem skuteczne środki dotarcia zwłaszcza do młodego pokolenia. Mimo świetnego wyniku najprawdopodobniej pozostanie w opozycji, wzrastają jednak nadzieje na wywalczenie reelekcji dla prezydenta (socjaldemokraty) Toomasa Hendrika Ilvesa (w 2006 r. uzyskał wybór, gdy SDE była jeszcze w koalicji).

Jak przedstawia się podział mandatów? Obie partie koalicji uzyskały odpowiednio 33 i 23 miejsca w Riigikogu, co zapewnia im stabilną większość. Partie opozycji: centryści i SDE muszą się z kolei zadowolić 45 mandatami, jednak będą znaczącą siłą opozycyjną (czy połączą siły, by skuteczniej "punktować" trzeci już z kolei gabinet Ansipa?). Przez rządem 4 lata trudnych refom, a w najbliższych miesiącach konieczność wyboru prezydenta – albo przedstawiciela koalicji, albo kandydata szerszego ponadpartyjnego porozumienia.

Wspomnijmy jeszcze o Partii Rosyjskiej w Estonii. O ile Zieloni i Związek Ludowy mieli niewielkie widoki na uzyskanie mandatów w Riigikogu, to Rosjanom, podobnie jak chrześcijańskiej demokraci i Partii Niepodległości, nikt nie dawał szans. W wieczór wyborczy, komentując 1% uzyskany przez Rosjan, lider ugrupowania Dmitrij Klenskij, robiąc dobrą minę do złej gry, stwierdził, że jest "bardzo zadowolny z wyników wyborów, bo program minimum został wypełniony". Według Klenskiego Rosjanom chodziło jedynie o przebicie się z "messagem" do estońskich mediów i popularyzację w społeczeństwie problemów mniejszości, a niekonicznie uzyskanie przedstawicielstwa w parlamencie. Nie omieszkał przy okazji skrytykować mediów rosyjskojęzycznych w Estonii, które wg niego w całości poparły centrystów. Przy okazji – podobne zarzuty wobec mediów rosyjskich na Łotwie kierowali w zeszłym roku działacze PCTVL, którzy wystąpili z "bardziej rosyjskim" programem niż Centrum Zgody. Widocznie wiele problemów Łotwy i Estonii jest podobnych.

Estonię do Łotwy zbliża również skomplikowana geografia wyborcza. Obserwujemy tu dość nierówne rozmieszczenie głosów oddanych na poszczególne ugrupowania, co spowodowane jest skomplikowaną strukturą etniczną Estonii. W trzech okręgach wyborczych stolicy remisują co prawda centryści (z poparciem od 25% do 40%) i partie koalicji rządowej (od 38% do 53%), jednak w stołecznych blokowiskach zamieszkałych przez Rosjan zdecydowanie wygrała partia Savisaara (widać to jeszcze dobitniej, gdy dwa ugrupowania rządowe traktować będziemy osobno). W zamieszkałym przez Rosjan regionie Idu Wirumaa (Wschodnia Wironia) Partia Centrum okazała się bezkonkurencyjna z poparciem 55% wyborców (na partie koalicji głosowało 23%, na socjaldemokratów – 12%). W "bardziej estońskich" regionach proporcje się jednak odwróciły: na wyspach wysokie poparcie uzyskały partie rządowe (49%) i socjaldemokracja (24%) przy słabym poparciu dla centrystów (15%). W Tartu królowały obie partie koalicji rządzącej (59% głosów), zaś Partia Centrum znalazła się na czwartym miejscu (15%), tuż po socjaldemokratach (19%). Równie "prorządowe" czy "estońskie" okazały się okręgi Hariumaa (62% dla koalicji; 13% dla centrystów), Parnawa (50% dla koalicji, 17% dla centrystów), Tartu – podmiejski (54% dla rządu, 18% dla lewicy, 15% dla centrystów) czy Zachodnia Wironia (48%, dla lewicy – 25%, dla centrystów – 17%). Z mniejszych ugrupowań: Partia Zielonych przekroczyła próg wyborczy w okręgu obejmującym wyspy, gdzie kandydował jej lider Aleksei Lotman (5%), a także w okręgu Parnawa (11%). Związek Ludowy uzyskał dobry wynik w okręgu podtartuskim (7%) i Zachodniej Wironii (6%). Z kolei Partia Rosjan nawet w okręgu „rosyjskim“ Wschodnia Wironia zebrała jedynie 4% głosów.

Najwięcej głosów osobistych zebrali Edgar Savisaar (23 tys. – stolica), Andrus Ansip (19 tys. – Hariumaa), szef MSZ Urmas Paet (10,8 tys. – stolica), Mart Laar (9,5 tys. – Hariumaa), Keit Pentus (8,8 tys.), Michaił Stalnuchin (8,6 tys. – Wschodnia Wironia), Jüri Ratas (7,6 tys. – stolica), Sven Mikser (7,4 tys.), Taavi Rõivas (6,7 tys. – stolica), Urmas Kruuse (6,8 tys. – Tartu), Igor Grazin (6 tys.). Gratulując nowoobranym posłom trzeba pamiętać, że liczby te niekoniecznie oddają rzeczywistą skalę popularności, gdyż szczególnie stolica podzielona jest na okręgi o dużej liczbie wyborców.

Dziś pewnie pierwsze dyskusje na temat powstania nowego rządu, którego utworzenie powinno pójść sprawniej niż cztery lata temu. A przed socjologami i politologami kolejne analizy: frekwencji, pozycji poszczególnych ugrupowań i ich liderów, układanek w "centrali" i "na prowincji", a także – nolens volens – społecznej integracji kraju (dlaczego po 20 latach Rosjanie i Estończycy wciąż głosują na zupełnie różne partie polityczne?). Strasznie to ciekawe, choć zarazem skomplikowane, jak to u Bałtów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz