piątek, 17 grudnia 2010

Zatlers jedzie do Moskwy…

I stało się. Mamy odprężenie w relacjach Rosja-Zachód po słynnym „obamowskim resecie”. Od 2008 roku widzimy poważne przesunięcie akcentów w polityce zagranicznej „na własnym podwórku”: wobec Rosji, a także krajów regionu, na czym np. ucierpiały stosunki polsko-litewskie (odgrzano stary i niepotrzebny w mojej opinii spór o pisownię nazwisk). Zainteresowanie wspólnymi projektami z krajami regionu (Wyszehrad, Bałtowie) jakby gdzieś wyparowało, bo gramy już w pierwszej lidze i nie musimy się oglądać na liliputów. Minister Sikorski pozwala sobie w Sejmie na straszenie brytyjskimi torysami (tak jak kiedyś PiS – CDU), choć Wielka Brytania wciąż jest jednym z krajów „wielkiej czwórki UE”, a my nie i jeszcze długo nie będziemy, więc co nam jakaś tam Łotwa…
No właśnie, jak z „resetem” radzi sobie kraj nad Dźwiną? Czy relacje rosyjsko-łotewskie są w stanie wyjść z jednej strony poza zależność gospodarczą Łotwy od Rosji, którą jedni chcą petryfikować (SC, PLL), drudzy zwalczać („Jedność”, TB/LNNK, Wszystko dla Łotwy!), a z drugiej poza rytualne już pomruki Moskwy pod adresem Rygi za „nieprzestrzeganie praw mniejszości rosyjskiej” (Łotysze odwdzięczają się przypominaniem sowieckiej okupacji w latach 1940-1990)? Od 2007 roku planowano wizytę prezydenta Łotwy w Moskwie, jednak drzwi Kremla dla polityków „byłej republiki” pozostawały szczelnie zamknięte, bo putinowska Rosja obraziła się na Bałtów (relacje łotewsko-rosyjskie zaczęły się już psuć zresztą w 1998 roku). Współpracę z Rosją testował samorząd ryski od 2009 roku opanowany przez Centrum Zgody i ich sojuszników z LPP/LC, niekoniecznie konsultując wszystko z MSZ (choć to temat na odrębną dyskusję). Jednak w dniach 19-22 grudnia to już prezydent Zatlers udaje się w podróż do Rosji, do jej dwóch stolic: Moskwy i Sankt Petersburga. Zabiera ze sobą ponad sto osób, co złośliwi określają mianem „pielgrzymki”. Z Zatlersem pojadą ministrowie kilku resortów: gospodarki, rolnictwa, środowiska, spraw wewnętrznych i komunikacji, wiceminister spraw zagranicznych (charakterystyczne, że nie będzie Kristovskisa), a także burmistrz Rygi Uszakow oraz patriarcha Rygi i całej Łotwy Aleksander. Nie zabraknie także szefa Banku Łotewskiego oraz bardzo licznej delegacji łotewskich przedsiębiorców, którzy liczą na ułatwienia w prowadzeniu biznesu z Rosją po uzyskaniu owoców „politycznego ocieplenia”. Już zatem sam skład delegacji wskazuje na to, co jest ważne w relacjach łotewsko-rosyjskich, gdy ideologia nie odgrywa już takiej roli w decyzjach władz na Kremlu, a i na Łotwie „rusofobowie” ponieśli klęskę (nie zaproszono VL-TB/LNNK do rządu, a Związek Obywatelski jest w nim jakby szachowany przez ZZS i SCP). Obie strony postanowiły się tym razem skupić na pragmatyce, bo Łotysze nie mają nic przeciwko „robieniu biznesu” z Rosją, gdy ta będzie ich traktować jak równorzędny podmiot, a nie „byłą republikę”. Inna rzecz, że ambasador rosyjski w Rydze Wieszniakow zapowiedział, że możliwe jest poruszanie wszystkich kwestii, w tym również zaszłości historycznych (mówi się np. o powołaniu wspólnej komisji historyków do wyjaśnienia kontrowersyjnych kwestii), byle tylko rozmawiać ze sobą, a nie na siebie krzyczeć. Jak będzie, zobaczymy – efekty wizyty prezydenta Zatlersa postaram się jeszcze na tym blogu omówić.

PS. Tytuł notki nie ma nic wspólnego ze słynną piosenką Kazika z 1995 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz