środa, 25 maja 2011

Wieszcz Klementiew

Wiceprzewodniczący Sejmu RŁ i jeden z liderów Centrum Zgody – moim zdaniem obok Uszakowa zdecydowanie najciekawsza postać tego ruchu politycznego – Andriej Klementiew (lub jak uparcie określają go media łotewskie "Andrejs Klementjevs") poruszył dziś w audycji "900 sekundes" w telewizji LNT problem, który spędza sen z powiek znacznej części klasy politycznej Łotwy (a także obserwatorom łotewskiego życia politycznego, również tym w Warszawie). Otóż, po poniedziałkowym wysunięciu kandydatury Andrisa Bērziņša przez ZZS (oficjalnie zrobi to nie koalicja, a jej pięciu posłów), reelekcja Valdisa Zatlersa w I turze staje się coraz bardziej problematyczna. Co prawda ma on "na teraz" zagwarantowane 48 głosów "Jedności", ruchu "O Lepszą Łotwę" oraz narodowców z TB/LNNK i Wszystko dla Łotwy!, jest to jednak o trzy głosy za mało do konstytucyjnej większości (51 posłów). Kandydat ZZS może co prawda liczyć na jeszcze mniejsze poparcie (jeśli głosowaliby na niego wszyscy posłowie ZZS i Centrum Zgody to jest to równo 51 głosów, jednak taka większość jest z wielu powodów mało prawdopodobna), ale ZZS poprzez wystawienie "czarnego konia" skutecznie uniemożliwiło wybór Zatlersa szybko i bez zbędnych komplikacji. Co stoi za tą misterną grą? Niektórzy mówią, że chodzi po prostu o to, by obecny prezydent nie uzyskał reelekcji. ZZS miała zresztą w stosunku do niego – podobnie jak i "Jedność" czy narodowcy – cały szereg zastrzeżeń (m.in. słabą znajomość kwestii gospodarczych, które podobno Bērziņš opanował świetnie), choć przecież jeszcze niedawno mówiło się o Zatlersie jako wspólnym kandydacie koalicji. Jak twierdzą komentatorzy, bardziej parlamentarnie będzie wystawić własnego kandydata, niż przyłożyć rękę do klęski Zatlersa, która zostałaby przypisana ZZS. Ci, którzy od początku traktują Związek jako słabe ogniwo centroprawicowej koalicji, wieszczą jej rozpad oraz powołanie nowej: obejmującej oprócz Związku również Centrum Zgody oraz ruch O Lepszą Łotwę. Preludium do jej zawarcia miałby być wspólny wybór prezydenta przez Centrum Zgody i ZZS (przypomina to sytuację niemiecką z 1969 r., gdy SPD i FDP najpierw wybrały własnego prezydenta – socjaldemokratę Gustava Heinemanna – a później związek został "skonsumowany" w postaci socjalliberalnego rządu). W sukurs tym teoriom (spiskowym?) przyszedł dziś właśnie Andriej Klementiew, który stwierdził, że "jeśli na urząd prezydenta zostanie wybrany kandydat mający poparcie Centrum Zgody, to już na jesieni Łotwa będzie mieć nowego premiera". Chodzi oczywiście o kandydata ZZS, bo Zatlersa Centrum Zgody raczej nie poprze. Wg Klementiewa obecny rząd "już się wypalił". Jako przykład podał przepychanki personalne w Biurze Zapobiegania i Zwalczania Korupcji (KNAB) oraz brak kandydatury na następcę dla L. Murniece (szefowej MSW), która za tydzień odchodzi ze stanowiska. Jak twierdzi wiceprzewodniczący Sejmu "to pokazuje, że nawet premier nie jest przekonany, że będzie pracował do końca roku". Przepowiednie Klementiewa mogą być bleffem, względnie myśleniem życzeniowym wyposzczonego siedzeniem latami w ławach opozycji Centrum Zgody, a spekulacje o rozpadzie rządu mogą się zakończyć tak nagle, jak wystawiono kandydaturę Bērziņša. Nie należy jednak lekceważyć stanowiska wicemarszałka (dziś wspólne spotkanie frakcji SC i ZZS "za zamkniętymi drzwiami"). To przecież od tego klubu, który nie wystawił własnego kandydata, zależeć będzie to, kto zasiądzie na Ryskim Zamku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz